[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rudolf podał mu rękę ponad stołem.
Prawdopodobnie zyskam na tym co najmniej tyle samo, co pan. Je-
stem już najedzony. Niech mnie pan zwolni jeszcze na pięć minut; za chwi-
lę będę na dole! Może pan w tym czasie wyprowadzić konie. Jak to wła-
ściwie jest czy nie lepiej i szybciej byłoby pojechać samochodem?
Ciężko jezdzi się po tych drogach samochodem. Aatwiej i szybciej
dotrzemy wszędzie konno, założywszy, że nie będziemy się zapuszczać do
miejsc, gdzie są lepsze drogi. Tu w pobliżu wydm konie są zdecydowanie
lepsze.
R
L
T
Dobrze, dziękuję za pierwszą lekcję. Rudolf pospieszył na górę, żeby
wziąć szpicrutę, dżokejkę i rękawiczki.
Na dole przed portalem stały już konie. Panowie wsiedli na nie.
Jak to dobrze, że kiedyś nauczyłem się jezdzić konno. Teraz mi się to
przyda powiedział Rudolf ze śmiechem, kiedy galopowali w dół.
Jechali wzdłuż wydm, potem skręcili nieco w głąb lądu. Dotarli do
pierwszych pól, gdzie pracowali ludzie z Lengwitz. Przyglądali się z pew-
nym zaciekawieniem nowemu panu, a zarządca wydawał w tym czasie po-
lecenia. Raz ganił zaniedbania, to znowu chwalił dobrą pracę Rudolfowi
rzuciło się w oczy, że ludzie tutaj byli poważni i nieco ciężkawi, ale nie
mieli tak zniszczonych i ponurych twarzy jak robotnicy w Berlinie. Powie-
dział o tym Harlandowi, kiedy pojechali dalej. Ten skinął głową.
Ludziom nie jest tu tak ciężko; są cały dzień na świeżym powietrzu,
a pański wuj zawsze troszczył się o to, żeby byli należycie wynagradzani.
%7ładen z nich nie cierpi nędzy.
Ciężkie westchnienie wyrwało się z piersi Rudolfa.
Jeszcze niedawno chętnie zamieniłbym się z nimi.
Powodzi im się nie najgorzej. Prawie każdy z nich ma małą chatę,
gdzie kobiety, jeśli mężczyzni są zbyt zajęci, uprawiają kawałek należącego
do nich pola. Dostają ziarno i ziemniaki, a jeśli są w stanie coś oszczędzić,
to dokupują jeszcze kawałek ziemi. Nie ma u nas także bezrobocia. Jeśli
ktoÅ› nie jest zatrudniony w rolnictwie, to zajmuje siÄ™ Å‚owieniem ryb.
I tak Rudolf poznawał powoli okolicę i ludzi. Dotarli na skraju lasu,
skąd rozciągały się już łąki.
Ten las po drugiej stronie, należy do Glützow powiedziaÅ‚ zarzÄ…d-
ca.
Widziałem ostatnio na drodze dwie damy na koniach i pan radca po-
wiedziaÅ‚ mi, że jedna z nich - panna von Glützow, jest mojÄ… najbliższÄ… sÄ…-
R
L
T
siadką, a druga to jej zarządczyni. Nawiasem mówiąc, panna Rasch to
pierwszy zarządca płci żeńskiej, jakiego spotkałem w życiu. Uśmiech
przemknÄ…Å‚ po twarzy Harlanda.
Z pewnością nie ma ich wielu, a tego typu - ani jednej.
Radca powiedział, że jest niezwykle pracowita. Coś drgnęło w twarzy
zarzÄ…dcy.
Owszem to prawda, gdyby tylko nie była wiecznie tak nadęta.
A jest taka?
Owszem, jest zawzięta i nie pozwoli, żeby imponował jej jakikol-
wiek mężczyzna. No, w ogóle tam, w Dziewiczej Twierdzy", jak nazywa
siÄ™ dwór von Glützow, jest tylko jedno hasÅ‚o i jeden okrzyk bojowy: Wara
od mężczyzn!
Brzmiało to dziwnie podniecająco i Rudolf popatrzył badawczo na męż-
czyznę. Był to wdzięczny widok: pan zarządca giętki i smukły, ścięgna ze
stali, muskuły z żelaza, piękna głowa z charakterystycznymi rysami, wąskie
usta i dumna, niewymuszona postawa.
Czyżby tak wspaniały okaz trafił u panny zarządczyni na serce z kamie-
nia? To chyba niemożliwe. Ale kobiety mają swoje własne poglądy na te-
mat, co w mężczyznie jest godne miłości, a co nie. W każdym razie wyda-
wało mu się, że jego towarzyszowi panna zarządczyni nie była obojętna. W
jego stalowoniebieskich oczach błysnęło coś gniewnie, a kiedy mężczyzna
jest zły na kobietę, to na ogół kryje się za tym wielkie uczucie, którego nie
odwzajemniono.
Ach tak? WiÄ™c panie z Glützow nie chcÄ… mieć w ogóle do czynienia z
mężczyznami. Czy dziedziczka także?
Tak mi się wydaje. Straszne z nich dowcipnisie. Jeśli zacznie się z
nimi rozmawiać, to zaraz jest się wykpionym. Człowiek denerwuje się wte-
dy i jest jeszcze gorzej; przecież nie można być ciągle przedmiotem żartów.
R
L
T
Rudolf roześmiał się w duszy. Być może bronią w ten sposób swojej
godności, gdyż na ogół mężczyzni traktują kobiety z wyższością.
Günter Harland zatrzymaÅ‚ siÄ™ i popatrzyÅ‚ na Rudolfa zaniepokojony.
Czyżby miał rację? Prawdopodobnie, sam był trochę winien temu, że panna
Anna Rasch traktowała go w ten sposób. Rzeczywiście przyglądał się jej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]