[ Pobierz całość w formacie PDF ]
siostrze. Do obsługi bufetu poproszę pracowników kantyny. Ale do
prowadzenia gier i wydawania innych dyrektyw potrzebuję dodatkowo dwóch
inteligentnych osób. Gdybym pana tutaj dzisiaj nie spotkała, przyszłabym z
moją prośbą jutro. Jutro naturalnie będę chciała poprosić o współdziałanie
siostrę pana. Czy spełni pan moją prośbę, panie Lindner?
Popatrzył jej głęboko w oczy, aż zabiło jej serce.
- Moja łaskawa panno, mam nadzieję, iż nie wątpiła pani, że z przyjemnością
oddam się do pani dyspozycji. I moja siostra z pewnością gotowa będzie pani
pomóc. Ona również bardzo lubi dzieci. A więc proszę nami dysponować.
Podała mu rękę.
- Dziękuję panu. Podniósł jej dłoń do ust.
- To ja mam za co dziękować, łaskawa panno.
Omówili teraz wszystkie szczegóły. Rose wyjaśniła, gdzie mają stanąć
namioty i jak zostaną ozdobione kwiatami. On udzielił jej rad praktycznych i
wymierzył teren krokami. A potem wspólnie wyruszyli w drogę powrotną,
jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie.
Rozmawiali ze sobą jak dobrzy przyjaciele.
Gdy żegnali się przy bramie parkowej, Rose powiedziała:
- Jak tylko będę miała zgodę mamy na leśną uroczystość, zawiadomię pana i
poproszę pana i pańską siostrę do siebie. Omówimy wówczas pozostałe
sprawy. W każdym razie odwiedzę jutro w południe pana siostrę i poproszę o
udział w moim przedsięwzięciu. A pan już dzisiaj może wstawić się za mną
dobrym słowem.
- Tego nie muszę czynić. A moja siostra będzie się bardzo cieszyć.
- Proszę pozdrowić ją ode mnie. Ukłonił się dziękując.
- A więc do widzenia, panie Lindner! A teksty pieśni na pewno napiszę.
- Dziękuję bardzo za pani łaskawość.
- Nie powinien pan mówić o łaskawości, jeśli to dla mnie przyjemność.
- Tylko ludzie wspaniałomyślni starają się innym sprawić przyjemność.
Popatrzyła na niego z uśmiechem. Ale spojrzenie jej stało się poważne, gdy
napotkało jego wzrok. Wzniosłe, głębokie uczucie przenikało jego oczy. I gdy
tak stali ręka w rękę patrząc sobie w oczy, wydawało się im. że słońce świeci
jaśniej, ptaki śpiewają głośniej, a kwiaty kwitną piękniej.
Westchnąwszy wyjęła swą dłoń z jego dłoni i skinęła głową raz jeszcze. A
potem odeszła. Jak zanurzony w morzu szczęśliwości ruszył Heinz Lindner w
swoją stronę.
A Rose nuciła pieśń.
I tę pieśń zapisała dla Heinza Lindnera, gdy przyszła do domu. To tę pieśń
śpiewała dla niego ostatnio.
Jak wzrusza mnie osobliwie Często twoje słowo, Które wychodzi z ust
twoich I z mojego serca.
Och, jakąż słodką tajemnicę noszą
Cicho duszy więzy.
%7łe oba serca biją tak.
Jak biłoby jedno.
Które jest moje, a które twoje?
Ach, ty tego nie wiesz,
%7łe w radości i smutku
Twoja dusza mówi przeze mnie.
Napisała dla niego jeszcze kilka innych pieśni. Wśród nich Kocham cię"
Griega:
Ty moją myślą, ty moim jestestwem i stawaniem się!
Ty mojego serca błogością.
Kocham cię jąk nic na tej ziemi.
Kocham cię teraz i w wieczności.
Myślę jak ty, myśleć mogę ciągle tylko o tobie,
Tylko twojemu szczęściu oddane jest moje serce,
Jak Bóg kieruje życia losem,
Ja kocham ciebie teraz i w wieczności.
Z rozmarzeniem popatrzyła na te słowa. I wiedziała, że odczuwała dla
Heinza Lindnera to, co one wyrażały.
Rozdział siódmy
Podczas gdy Heinz spotkał się z Rose przy leśnym zródełku, jego ojciec i
ciotka Anna pracowali w małym ogródku przed domem. Kathe siedziała w tym
czasie w jadalni przy oknie i z zapałem szyła dla siebie nową suknię na lato.
Zwykle pracując nuciła wesoło, ale dzisiaj była cicha i poważna.
Wiele ciążyło na jej młodej duszy.
Dobrze widziała, jak jej brat, pełen wewnętrznego niepokoju, wychodził z
domu. Wiedziała też, że nie odchodził od swej pracy bez bardzo ważnego
powodu. Właśnie niedziele poświęcał całkowicie swojemu wynalazkowi.
Poprzedniej niedzieli silny ból głowy spowodował, że wyszedł odetchnąć
świeżym powietrzem, ale dzisiaj nie, dzisiaj było to coś innego.
Wyszedł szybko w pośpiechu nie pytając, czy ona chce z nim pójść. Była
zbyt inteligentna, aby się nie domyślić, że to tęsknota za ponownym
spotkaniem z Rosą Ruhland gnała go do lasu. Ale przewidywała też zmagania i
rozczarowania, które wynikną z tej miłości dla ukochanego brata. Była pewna,
że jej potajemna miłość do Gerta Ruhlanda nigdy się nie spełni. Córka
robotnika i syn właściciela fabryki - to jak góra i dolina. Ale pogodziła się z
tym i zadowoliła cichą radością płynącą z tej miłości. Ale to wszystko nie
przygnębiało jej tak bardzo, jak dziwne zachowanie Georga Ruhlanda. Czuła
instynktownie, że próbował się do niej zbliżyć w nieczystych zamiarach i że w
jakimś zdrożnym celu prosił ją codziennie do swego gabinetu. Była zbyt
mądra, aby nie zauważyć, że prace, które jej zlecał, nie były tak ważne, aby nie
mogła ich wykonać w sali korespondentek. Stawało się dla niej coraz bardziej
jasne, że szukał tylko sposobności, aby przedstawić jej jakieś nieuczciwe
propozycje. I była na to przygotowana, że pewnego dnia Georg pokaże swoje
prawdziwe oblicze i usunie przeszkodę, którą próbowała wznieść poprzez
swoją dumną postawę.
Gdyby zwierzyła się ojcu i bratu, zaniepokoiłaby ich, a oni nie potrafiliby jej
pomóc. Jak długo nie miała dowodów, że ją prześladuje, nie mogła nic
przedsięwziąć. Nie mogła się też poskarżyć jego ojcu, zanim nic poważnego
się nie zdarzyło. Wprawdzie nazwał ją raz Katchen, ale mógł to zinterpretować
jako żart. Postanowiła jednak, że jeśli Georg Ruhland przekroczy granice,
którą należało respektować, opuści natychmiast jego gabinet i nigdy więcej jej
noga tam nie postanie. Kthe tak była zagłębiona w swoją pracę i rozmyślania,
że nie zwracała uwagi na ojca i ciotkę, którzy gawędzili ze sobą, a teraz
zniknęli za domem, aby przynieść jakieś narzędzia. W tej samej chwili do
domu Lindnerów zbliżyła się młoda dziewczyna. Ubrana była w piękną białą
sukienkę i gustowny, słomkowy kapelusz. Miała przyjemne rysy twarzy, ale jej
blade oblicze naznaczone było cierpieniem, a w ciemnych oczach palił się
gorączkowy niepokój. Trwożliwie obejrzała się za Friedrichem Lindnerem i
jego siostrą i dopiero, gdy zniknęli za budynkiem, przemknęła do drzwi ich
domu.
Kthe znała tę dziewczynę. To była Anna Werner, córka odlewnika w
zakładach Carola; a ona sama też była pracownikiem zakładów. Zatrudniona
była w magazynie z artykułami biurowymi.
Kthe stykała się z nią niekiedy w sprawach służbowych, ale znały się
przecież od dziecka, jak wszyscy w zakładach. Kthe zwykle rzadko ją
widywała, gdyż w ogóle utrzymywała niewiele kontaktów towarzyskich i cały
swój wolny czas poświęcała najbliższym.
Spojrzała na Annę Werner nieco zaskoczona, ale przyjaznie. Uderzyło ją, że
ta młoda kobieta wygląda inaczej niż zwykle, bardzo mizernie i blado.
- Dzień dobry, Kthe! - powiedziała Anna Werner cicho, dziwnie
bezbarwnym głosem.
- Dzień dobry, Anno! - odparła Kthe podnosząc się i podając jej rękę. - To
miło, że nas odwiedziłaś. Proszę, usiądz!
Anna Werner podała Kthe rękę niepewnie i, jakby wycieńczona, opadła na
krzesło, które podsunęła jej Kthe.
- Widziałam, że twój brat wyszedł z domu, ą ojciec i ciotka pracują w
ogródku. Miałam więc nadzieję, że będę mogła porozmawiać z tobą sam na
sam. W przeciwnym razie nie weszłabym - zaczęła nieśmiało, przygnębionym
głosem.
Kthe usiadła naprzeciwko.
- Czy chcesz mi wyznać coś szczególnego, Anno? Dziewczyna skinęła
głową.
- Tak, Kthe, i musisz mi przyrzec, że nikomu nie powtórzysz, co ode mnie
usłyszałaś.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]