[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ale można ją zasypać. Przynajmniej spróbujmy. Zobaczymy, co z tego
wyniknie.
Każda komórka w mózgu Cory krzyczała:  Nie!". W podobny
sposób zaczynała z Williamem. Wiadomo, jak skończyła. Jedynie
odmowa mogła ją ochronić przed kolejnym zawodem. Nie wątpiła, że
znudzi się Nickowi pewnego dnia. Ale nie potrafiła go odprawić.
Przynajmniej jeszcze nie teraz, gdy błękitne oczy zaglądały w głąb jej
duszy. Nick chyba odgadł jej rozterki.
65
R S
- No i co? - spytał, jakby chodziło o drobnostkę.
Cory przywołała uśmiech na twarz. Z trudem opanowała drżenie
głosu.
- No dobrze, spróbujmy, żebyś nie skostniał do reszty.
ROZDZIAA PITY
Wieść o tym, że Nick zaproponował Cory kolejne spotkania,
niezmiernie ucieszyła ciocię Joan. Mimo że siostrzenica usiłowała
wyprowadzić ją z błędu, po jednej wyprawie do teatru uznała go
niemalże za jej narzeczonego. Jak na osobę, która pół życia spędziła w
szalonym świecie mody, wykazywała przy tym zaskakujący
konserwatyzm. Podczas kolejnej wizyty zasypała ją lawiną pytań.
- Mam nadzieję, że traktuje cię poważnie. Chciałabym go
zobaczyć - oświadczyła w pewnym momencie.
- Ależ ciociu, ledwie go poznałam. Nasze spotkania mają jedynie
koleżeński charakter. Nie dostrzegłam żadnych oznak szczególnego
zainteresowania. Jeszcze nie pora przyprowadzać go na oględziny -
tłumaczyła żarliwie Cory.
- Nie na oględziny, tylko na obiad - sprostowała Joan.
- Jeszcze nie teraz - oświadczyła Cory zdecydowanym tonem.
Może nigdy - dodała w myślach, mimo że wypad do teatru w
środku tygodnia uważała za wyjątkowo udany. Równie ciepło
wspominała wspólny weekend. Lecz nieustannie powtarzała sobie, że
to nic nie znaczy. Nie dorastała do Nicka, nie dorównywała pięknym
66
R S
kobietom sukcesu, które znał. Była zwyczajna aż do bólu, wręcz
pospolita. Nie zapomniała też, że pierwsza i ostatnia wizyta Williama
zakończyła się katastrofą. Nie miała ochoty powtarzać dawnych
błędów.
Cory spędziła prawie cały poniedziałek u rodziny, która
lekceważyła podstawowe zasady higieny, usiłując nakłonić rodziców
do większej dbałości o dzieci. Wróciła do mieszkania wyczerpana,
cuchnąca kotami, moczem, kuchennym odorem i brudem. Przed
wieczorną wizytą u cioci wyszorowała całe ciało od stóp do głów,
starannie umyła głowę, posiedziała jeszcze trochę w wannie, lecz
obrzydliwy odór jakby oblepił jej mózg. Po kąpieli nadal czuła go w
nozdrzach. Wyobrażała sobie reakcję Nicka, gdyby zobaczył ją zaraz
po pracy. Zmiech na sali! Elegancki, zadbany, szarmancki, jeszcze nie
zdawał sobie sprawy, jak wielka przepaść dzieli go od odwiedzającej
rynsztoki szarej myszki. Nie wierzyła, że kiedykolwiek ją zasypią.
- Nie przyjmuję do wiadomości odmowy - wyrwał ją z
niewesołych rozważań oburzony głos cioci. - Czuję się za ciebie
odpowiedzialna. Po śmierci rodziców nie masz nikogo bliskiego.
- Obydwie wiemy, że za życia ledwie zauważali moje istnienie. -
Roześmiała się niewesoło Cory.
- Ich strata - westchnęła Joan. Nie rozumiała, jak dwoje
inteligentnych wykształconych ludzi mogło w tak karygodny sposób
lekceważyć potrzeby własnego dziecka. - Mimo to wyrosłaś na
rozsądną i samodzielną dziewczynę. Zwietnie sobie radzisz, a jednak
martwię się o ciebie - dodała z autentyczną troską.
67
R S
Cory wolała nie prostować, że z rozsądkiem ostatnio różnie u
niej bywa. Obiecała, że za kilka miesięcy przedstawi jej Nicka. Nie
dodała tylko, że wątpi, czy jeszcze będzie chciał ją widywać.
Obietnica usatysfakcjonowała ciocię. Jej twarz rozjaśnił promienny
uśmiech.
- Trzymam cię za słowo. A teraz spróbuj kruchego ciasta.
Upiekłam je wczoraj. Po latach jadania w bufetach samodzielne
przyrządzanie posiłków sprawia mi wielką przyjemność.
- W takim razie znajdziecie z Nickiem wspólny język -
stwierdziła Cory.
Rzeczywiście znalezli. Po dwóch miesiącach regularnych
spotkań w ciepłe, sierpniowe popołudnie zdecydowała się zaprosić
Nicka do cioci. Natychmiast zaczął roztaczać przed nią swój czar.
Zamiast kwiatów przywiózł pokazną kolekcję ziół przyprawowych w
doniczkach i wielką kość dla Rufusa. Pies natychmiast uznał go za
najlepszego przyjaciela. Przez cały wieczór siedział u jego stóp. Po
obiedzie Joan zaprosiła ich do cieplarni, usadziła w wygodnych
fotelach. Otworzyła drzwi do ogrodu. Owionęło ich ciepłe, sierpniowe
powietrze.
Gdy Nick z ciocią zaczęli rozważać zalety poszczególnych
przypraw, Cory opadły powieki. Tydzień pracy ze szczególnie
trudnymi przypadkami wyczerpał jej siły. Po obfitym posiłku zmorzył
ją sen. Obudził ją delikatny pocałunek w usta. Otworzyła oczy.
- Gdzie ciocia? - spytała.
68
R S
- Rufus wyprowadził ją na spacer. Podobno jeśli nie pobawi się z
dwoma kumplami - owczarkiem angielskim i niemieckim, przez cały
wieczór chodzi markotny. Znudziliśmy cię?
- Skądże! Kogo znudziłoby słuchanie o bazylii, tymianku i
serze? - zażartowała.
Nick roześmiał się serdecznie. Przywykł do jej docinków. Cory
nieustannie się z nim droczyła. Dokładała wszelkich starań, by nie
ulec jego urokowi. A jednak tonęła w tych wesołych, czystych jak
pogodne niebo oczach.
- W każdym razie na pewno nie twoją ciocię. Owinąłem ją sobie
wokół palca - odparł z dumą.
Cory również, tylko że nigdy by się do tego nie przyznała.
- Kiedyś ją uświadomię - oznajmiła z kamienną twarzą.
Nick nagle spoważniał Wyciągnął do niej ręce. Dostrzegła w
jego oczach czułość.
- Chodz do mnie. Cały wieczór czekałem na tę chwilę -
wyszeptał.
Jak zwykle usłuchała. Miał nad nią nieograniczoną władzę.
%7łarliwie oddała pocałunek. Nick penetrował wnętrze jej ust końcem
języka. Wiedział, jak rozpalić ogień w ciele kobiety. Dwie pary rąk
błądziły po ciele partnera w zachłannym, ekstatycznym tańcu. Czuła,
że moment, w którym obydwoje zapragną więcej, zbliża się wielkimi
krokami. Właściwie już nastąpił. Po raz pierwszy pożądała męż-
czyzny. Williama nigdy tak nie pragnęła. Lecz gdyby uległa Nickowi,
69
R S
zostałaby jego niewolnicą. Gdyby ją rzucił, do końca życia nie
wyleczyłaby ran.
Nick przerwał pocałunek. Z ociąganiem odchylił głowę,
poprawił jej ubranie.
- Niestety ciocia niebawem wróci - powiedział schrypniętym z
pożądania głosem. Przesunął opuszką palca w dół po szyi Cory, w
kierunku zagłębienia dekoltu. - Potrzebuję cię, Cory. Ty mnie też.
Przestały mi wystarczać spotkania raz na kilka dni.
Cory zadrżała. Patrzyła na niego w milczeniu wielkimi,
pociemniałymi z namiętności oczami.
- Kocham cię, Cory - wyznał półgłosem. - Czy i ty mnie
kochasz?
Przewidziała, że te słowa kiedyś padną. Wiedziała też, że
oznaczają dla niego nie tylko pociąg fizyczny, ale i więz psychiczną.
Serce dyktowało jej równie szczere wyznanie, lecz nie usłuchała jego
głosu w obawie, że Nick się nią wkrótce znudzi. Jego środowisko nie
utożsamiało miłości z wiernością czy stałością.
- Nie wiem, co to miłość - westchnęła ciężko. - Moi rodzice
uchodzili za kochającą parę, lecz dla mnie ich związek wyglądał
bardziej na wzajemne uzależnienie. Zapatrzeni w siebie nawzajem, nie
zdawali sobie sprawy, że bywają okrutni dla innych.
- Na przykład dla ciebie? - wtrącił na widok pobladłej twarzy i
wypełnionych bólem oczu Cory. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl