[ Pobierz całość w formacie PDF ]

lewym ramieniu, tuż nad łokciem, zawiązał sobie szalik.
W prawej ręce trzymał śrutówkę. Umiał obchodzić się z
bronią, strzelba była złamana, a więc bezpieczna. Jednak
złożenie jej i przygotowanie do strzału trwałoby ułamek
sekundy.
- Zdejmij płaszcz i marynarkę. Muszę obejrzeć ranę.
Straciłeś dużo krwi, będziesz potrzebował transfuzji.
- A gdzie ją można zrobić?
- W szpitalu. Będziesz w końcu musiał tam trafić. Tutaj
nie zabezpieczę odpowiednio rany postrzałowej. Zdejmij ten
płaszcz! - ponagliła go.
Odłożył broń za siebie, ale tak, że nadal miał ją w zasięgu
ręki. Krzywiąc się z bólu, zdjął płaszcz i marynarkę. Drżał na
całym ciele.
- Jeśli się nie przebierzesz w coś suchego i ciepłego,
dostaniesz zapalenia płuc - stwierdziła rzeczowo. - Masz zjedz
to. - Wyjęła z kieszeni tabliczkę czekolady. - Lepiej się
poczujesz.
Oczyściła ranę, najlepiej jak potrafiła. Zrut rozerwał skórę
i wiedziała, że nie obędzie się bez szycia. W dodatku była
pewna, że śruciny utkwiły głęboko.
- Terry, jesteś ranny. Niezbyt poważnie, ale musi obejrzeć
cię lekarz. Inaczej może być zle.
- yle to zaraz się poczują ci, co tu za mną przyszli. -
Sięgnął po śrutówkę i złożył ją z trzaskiem.
- Terry! Ci policjanci nic ci nie zrobili, niektórych na
pewno znasz. Odłóż broń i usiądz obok mnie.
Zrobił, o co go prosiła. Po chwili powiedział:
- Chcesz kawałek czekolady? Przepraszam, że nie
poczęstowałem cię wcześniej.
Angel miała ochotę się rozpłakać. To znów był Terry
sprzed dwudziestu kilku lat, dobry chłopak, który się
wszystkim dzielił z przyjaciółmi.
- Mam jeszcze trochę czekolady w kieszeni - uspokoiła
go. - Co chcesz teraz zrobić?
Uśmiechnął się dziwnie.
- Nie zdążyłem na pociąg, nie wrócę na czas do więzienia,
więc chyba mam problem. Gorzej już być nie może.
- Nie wygłupiaj się. Wpakowałeś się w kłopoty, ale może
być o wiele gorzej. Jest tu pan Martlett, chce, żebyś się
poddał. Nie prosi cię o to z litości. Uważa, że nikt tak dobrze
jak ty nie zajmie się jego owcami. A co z Jackie i dzieckiem?
Co ona sobie pomyśli? Podobno chcecie się pobrać.
- Kiedy? Angel, spędzę resztę życia w więzieniu! Nie
wytrzymam tego. Wolę zginąć niż wrócić za kraty.
Jego nastrój zmieniał się co chwila. Wiedziała, że jest to
skutek szoku, utraty krwi i zmęczenia. Terry pilnie
potrzebował pomocy medycznej.
- Sądzę, że coś nam się uda załatwić, jeśli...
Nagle wejście do jaskini zostało jasno oświetlone
światłem reflektora. Terry chwycił śrutówkę.
- Zaraz stłukę ten reflektor...
- Nie, Terry, nie rób tego. Wyjdę i zobaczę, co da się
zrobić. - Czując się trochę głupio, podniosła ręce do góry i
stanęła w snopie światła. - Nie strzelajcie! Widzicie mnie?
Jestem Angel Thwaite! - zawołała wystraszona.
- Widzimy cię. Jesteś sama?
- Nie, jest ze mną Terry Blackelt. Rozmawiamy. To jest
jedyne wyjście z jaskini. Na pewno nie ucieknie. Zwiatło nam
przeszkadza. Możecie je wyłączyć?
- Raczej nie.
- Zabierzcie stąd uzbrojonych ludzi, a może uda się
wszystko spokojnie załatwić.
Widziała takie sceny w telewizji. Myśl, że w tej chwili
ktoś mierzy do niej z pistoletu, była straszna.
- Zaczekaj chwilę - zawołał głos w mroku.. - Możemy
trochę przyciemnić światło. Czy Terry chciałby porozmawiać?
Mamy tu kogoś.
- On już ma z kim rozmawiać - odparła cierpko. - Ze mną.
Zostawcie nas samych. - Minutę pózniej światło nieco
przygasło, a Angel wróciła do jaskini.
Podejrzewała, że Terry słabnie, ale patrzył na nią
szklistym wzrokiem i zastanawiała się, czy nie będzie
próbował zrobić czegoś nieprzemyślanego, zanim straci
przytomność.
- Sprowadzili kogoś, żeby z tobą porozmawiał -
zawiadomiła go. - Ciekawe, kto to może być. Przychodzi mi
do głowy jedynie pani Beavis.
Słysząc to, Terry się roześmiał.
- Pani Beavis! Lubiłem ją. Nieraz mi przylała, ale nigdy
przez nią nie płakałem. Rozumiałem, że należy mi się kara.
- A jak będzie teraz? Rozpłaczesz się?
Czuła, że to ostatnia szansa, żeby do niego dotrzeć. Nie
odpowiadał przez bardzo długą chwilę. Angel poczuła nagle,
że ma mokre włosy, a po plecach spływa jej zimna strużka.
- Co mam zrobić? - zapytał Terry.
- Oddaj mi broń i naboje. Potem wyjdz z podniesionymi
rękami. Pewnie rzucą się na ciebie, powalą na ziemię i zakują
w kajdanki. Nie opieraj się. - Pamiętała, jak takie sceny
wyglądały w telewizji.
- Przypomina mi to strzyżenie owiec. Angel, a moja mała
córeczka?
- Już ci mówiłam, że będę miała na nią oko. Teraz daj mi
strzelbę i naboje.
Terry bez oporu wyjął naboje ze strzelby. A wiec jednak
była nabita! Potem oddał ją Angel wraz z pudełkiem
dodatkowej amunicji
- To wszystko - oznajmił.
Podeszła do szczeliny w skale i krzyknęła:
- Wychodzę z bronią w ręku. Nie strzelajcie.
Nagle światło znów stało się jaśniejsze i rozległ się głos:
- Wyjdz przed jaskinię, połóż broń na ziemi i cofnij się.
Zrobiła, co jej kazano. Ktoś szybko podniósł śrutówkę, a ona
poszła naprzód. Otoczyła ją grupa policjantów w błyszczących
od deszczu kurtkach. Oddała jednemu z nich pudełko z
nabojami.
- Terry zaraz wyjdzie z podniesionymi rękami. Nie jest
uzbrojony. Wie, że popełnił błąd. Będzie potrzebował pomocy
lekarskiej.
Odwróciła się i zobaczyła Terry'ego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl