[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Masz jakieś inne wypracowanie?
- "Ognisko marzeń", "Grant jako \ołnierz", "Pogrzebane miasta". Nie przypominam sobie
więcej. Wszystkie są złe i głupie, za nic bym ich nie pokazała! Za to poezje piszę znacznie
łatwiej i lepiej.
- Poezje! - wykrzyknęła nauczycielka. - Czy\ panna Dearborn \ądała od was tego?
- Ach, nie! Pisałam je zawsze, nawet na farmie. Mogę przynieść pani wszystkie? Nie ma ich
wiele...
Rebeka wziąwszy notesik z utworami poetyckimi, poszła do mieszkania panny Maxwell,
marząc, \e mo\e zaproszą ją do środka na chwilę rozmowy. Lecz na odgłos dzwonka zjawiła
się tylko słu\ąca, musiała więc odejść z niczym, srodze rozczarowana.
W parę dni pózniej ujrzała czarno oprawną ksią\eczkę na katedrze. Odgadła, \e zbli\a się
straszna chwila sądu, nie zdziwiła się więc, gdy nauczycielka kazała jej zostać w klasie po
godzinach.
W pokoju był spokój i cisza. Emilia podeszła do ławki i usiadła przy Rebece.
- Myślałaś, \e są dobre? - zapytała, oddając jej wiersze.
- Niezupełnie - wyznała Rebeka - bardzo trudno ocenić wartość swych utworów. Perkinsowie
i Cobbowie mówili zawsze, \e są cudowne, ale kiedy pani Cobb uznała je za lepsze od poezji
Longfellowa, zmartwiłam się bardzo, bo to nie mo\e być prawda.
Szczera uwaga przekonała Emilię, \e Rebeka jest dziewczynką, której mo\na powiedzieć całą
prawdę.
- Tak, moje dziecko - rzekła z uśmiechem - przyjaciele twoi byli w błędzie. Wierszyki są
bardzo słabe.
- Muszę więc zrezygnować z nadziei, \e będę pisarką! - westchnęła Rebeka. Pokosztowawszy
pierwszej goryczy, myślała, jak zdoła powstrzymać łzy, zanim się skończy rozmowa.
- Poczekaj trochę - przerwała panna Maxwell. - Nie mo\na jeszcze zaliczyć ich do poezji, ale
obiecują wiele. Nigdy na przykład nie mylisz się w rymach ani rytmach, a to świadczy, \e
masz wrodzone poczucie formy. Gdy dorośniesz i staniesz się doświadczona - będziesz miała
coś do powiedzenia. Mogłabyś pisać wiersze zupełnie dobre. Poezja wymaga wiadomości,
doświadczenia i wyobrazni, Rebeko. Nie masz jeszcze dwóch pierwszych warunków, ale
zdaje mi się, \e masz ten ostatni.
- Nie będę mogła pisać wierszy, nawet dla zabawy?
- Ale\ naturalnie, \e mo\esz. Aatwiej ci będzie pisać prozą. A teraz przejdzmy do czego
innego. Mam zamiar dać wszystkim słuchaczom, jako temat pierwszego wypracowania list,
opisujący miasto i \ycie szkolne.
- Muszę pisać o sobie?
- Co przez to rozumiesz?
- List Rebeki Randall do jej siostry Anny z farmy Słonecznego Potoku, albo do ciotki Janiny z
Czerwonego Domu w Riverboro jest nudny i głupi, je\eli jest prawdziwym listem. Gdybym
mogła wmówić, \e jestem inną dziewczyną i piszę do kogoś, kto mnie rozumie, wtedy
mogłabym to zrobić ładniej.
- Doskonale! Zwietny pomysł - rzekła panna Maxwell. - A kim chcesz być?
- Bardzo lubię dziedziczki - odpowiedziała Rebeka w zamyśleniu. - Naturalnie nie widziałam
\adnej, ale interesujące przygody trafiają się dziedziczkom, zwłaszcza złotowłosym. Moja
dziedziczka nie byłaby pró\na i dumna, jak siostry w "Kopciuszku". Byłaby szlachetna i
wspaniałomyślna. Zrezygnowałaby z pobytu w szkole w Bostonie, bo chciałaby być tam,
gdzie jej ojciec mieszkał jako chłopiec. Ojciec ju\ nie \yje, a ona ma opiekuna, najlepszego i
najmilszego człowieka na świecie. Jest naturalnie niemłody, czasem bywa bardzo spokojny i
powa\ny. Gdy się czuje szczęśliwy, staje się tak miły i wesoły, \e Ewelina zupełnie się go nie
boi. Tak, dziewczynka będzie się nazywała Ewelina, a jej opiekunem będzie Adam Ladd.
- Znasz pana Ladd? - spytała panna Maxwell ze zdziwieniem.
- Tak! To mój najlepszy przyjaciel! - wykrzyknęła Rebeka radośnie. - Czy pani zna go tak\e?
- O, tak! Jest kuratorem tych szkół i często tu przychodzi. Ale je\eli pozwolę ci tak
fantazjować dalej, opowiesz mi cały list, a wtedy stracę miłą niespodziankę.
Wiemy ju\, co myślała Rebeka o pannie Maxwell. Jak nauczycielka odnosiła się do uczennicy
mo\emy wnioskować z listu, napisanego w dwa lub trzy miesiące pózniej.
`cp2
`rp
Wareham 1 grudnia
`rp
Mój drogi Ojcze! Jak wiesz, nie zawsze z zapałem odnosiłam się do nauczania. Daremny trud
pakowania wiadomości w mózgi zarozumialców obojga płci, nieraz mnie zniechęcał. Im są
głupsi, tym mniej zdają sobie z tego sprawę. Gdyby specjalnością moją była geografia albo
matematyka, mogłabym wierzyć, \e coś osiągnę. W tych gałęziach wiedzy pilność i
pracowitość tworzą cuda. Ale w literaturze angielskiej i stylistyce \ąda się odrobiny rozumu i
wyobrazni! Miesiąc po miesiącu mozoliłam się, otwierając biedne mózgi jak ostrygi, lecz
rzadko kiedy znajdowałam perłę. Wyobraz sobie moją radość, gdy bez \adnego prawie
wysiłku znalazłam rzadką perłę; czarną, połyskliwą, cudną! Na imię ma Rebeka i nawet
wygląda podobnie jak "Rebeka u studni" w naszej Biblii. Oczy jej i włosy tak są czarne, \e
chyba płynie w jej \yłach odrobina krwi hiszpańskiej lub włoskiej. Nie jest niczym
szczególnym. Ludzie nic dla niej nie zrobili. Nie ma rodziny, o której mogłaby mówić,
pieniędzy ani wykształcenia godnego tej nazwy. Ale Matka Natura wdarła się w wyłom i
rzekła:
To miłe dziecko wezmę sobie,@ niech będzie moje, a z niego zrobię@ mą własną panią.@
Błogosławiony niech będzie Wordsworth! Jak on nas rozumie! A moja perła nigdy jeszcze
dotąd o nim nie słyszała! Wyobraz sobie, \e czytasz w klasie "Aucję", a kiedy skończysz,
widzisz czternastoletnie usteczka dr\ące ze wzruszenia i parę oczu pełnych łez!
Ojcze drogi! I ty tak\e znasz to uczucie zniechęcenia, które rodzi świadomość, \e zdrowe
ziarno sieje się w glebę skalistą, piasek, wodę, a nieraz i w błoto.
Wyobraz sobie radość odnalezienia prawdziwego umysłu. Radość rzucania ziarna w grunt tak
ciepły i \yzny, \e wyda na pewno liście, kwiaty i owoce! Chciałabym być cierpliwą i mniej
chciwą rezultatów! Nie nadaję się na nauczycielkę. Nikt tak nie pogardza głupotą, jak ja...
Perła pisze małe, osobliwe, sielskie wierszyki. Są to rymy trochę częstochowskie. Lecz
zawsze zdoła w nie wło\yć jakąś myśl, coś, co wskazuje, \e zna tajemnicę tworzenia... Do
widzenia! Mo\e w któryś piątek wezmę ze sobą do domu Rebekę, abyście ją mogli ujrzeć
własnymi oczyma.
`rp
Twoja kochająca córka
Emilia.
`rp
XXII. Kwiaty koniczyny i słonecznik
Rozdział XXII
Kwiaty koniczyny i słonecznik
- Jak się macie dziewczęta - zawołała Hulda Meserve, zaglądając przez uchylone drzwi. - Czy
nie mo\ecie przestać kuć choć na minutkę? Chciałabym zobaczyć wasz pokój. Wracam
właśnie ze sklepu, gdzie kupiłam sobie rękawiczki. Nie będę ju\ nosić mitenek tej zimy; zbyt [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl