[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nagle wyczuła jego obecność. Pod pierwszym lepszym pretekstem opuściła towa-
rzystwo i zaczęła go dyskretnie wypatrywać. Znalazła go w mgnieniu oka. Stał sam, wy-
soki i dumny, przeszukując wzrokiem tłum. Wtem napotkał jej spojrzenie. Grace zamarła
w bezruchu, wstrzymała oddech. Nie potrafiła z daleka nic wyczytać z jego twarzy. Za-
raz jednak odwrócił głowę. Grace z ciężkim sercem podeszła do kolejnej grupy gości,
posłuchać ich pogawędki. Czego się spodziewała? %7łe podejdzie do niej, pozdrowi, poca-
łuje? Choć wcale tego nie chciała, bo nie powinna chcieć, doznała gorzkiego rozczaro-
wania.
Jakimś cudem przetrwała następną godzinę. Słuchała, kiwała głową, rzucała zdaw-
kowe uwagi, lecz zawsze wiedziała, gdzie Khalis aktualnie przebywa, jakby faktycznie
łączyła ich jakaś szczególna więz, której istnieniu tak żarliwie zaprzeczyła. Kiedy tylko
mogła, obserwowała go ukradkiem. W ciemnym garniturze wyglądał równie oszałamia-
jąco jak zawsze. Jego przybycie obudziło najpiękniejsze wspomnienia.
L R
T
Podczas przemówień w pawilonie Denon dostała bólów głowy na tle nerwowym,
jakie często męczyły ją od dnia rozwodu. Stała z tyłu sali, gdzie dyrektor galerii wy-
chwalał szlachetną, obywatelską postawę Khalisa. Pózniej sam ofiarodawca wstąpił na
podium. Przemawiał z wielką swadą o konieczności naprawienia krzywd i odkupienia
win. Lecz wybaczać nie potrafił. Dlatego Grace uciekła jak wystraszone dziecko, co nie
miało już żadnego znaczenia. Jedyne dziecko, o którym mogła myśleć, to mała Katerina
o pyzatych policzkach i ciemnych warkoczykach. Musiała zapomnieć o Khalisie dla jej i
własnego dobra.
Po przemówieniach Grace zrezygnowała z dalszego uczestnictwa w przyjęciu. Gdy
wychodziła, Michel obrzucił ją karcącym spojrzeniem z drugiego końca sali. Wędrówka
w absolutnej ciszy wśród bezcennych zabytków dała jej złudzenie izolacji, choć wiedzia-
ła, że pilnują ich strażnicy, systemy alarmowe i kamery. Idąc w kierunku schodów, minę-
ła starożytny posąg Nike z Samotraki, gdy zatrzymał ją znajomy głos:
- Już wychodzisz?
- Potrzebuję świeżego powietrza - odparła, zwracając twarz ku Khalisowi, który
szedł jej na spotkanie po schodach.
- Boli cię głowa? Wyglądasz na zmęczoną - zauważył.
Grace nie rozumiała, czemu go to obchodzi, ale ucieszyło ją jego zainteresowanie.
Stanął tuż przed nią, obserwując jej twarz przymrużonymi oczami. W przyćmionym
świetle nie potrafiła określić ich wyrazu.
- Mam za sobą ciężki dzień. Naprawdę muszę wyjść na dwór - dodała, ale nie wy-
konała żadnego ruchu.
- Nie zapomniałem cię, Grace - wyznał. - A ty mnie?
- Próbowałam, ale nie mogłam - odparła z równą szczerością.
Khalis podszedł bliżej, tak blisko, że czuła jego ciepło i zapach. Działał na nią jak
narkotyk. Zamknęła oczy. Khalis powoli pogładził ją po policzku, powiódł palcem po
linii warg.
- Nie rób mi tego, proszę - jęknęła.
- Czego? Nie przypominać ci, co nas łączyło i co nadal łączy? Ta więz istnieje,
Grace. Nie została zerwana.
L R
T
- To bez znaczenia.
- Wyjaśnij, dlaczego, pomóż mi zrozumieć. Czekam na to. Pragnę ci dać drugą
szansę - przekonywał z całą mocą. - Przecież nadal mnie chcesz.
- Oczywiście że tak! - wykrzyczała. - Wcale nie przeczę. Zadowolony?
- Nie. - Zanim zdążyła zareagować, porwał ją w objęcia i wycisnął na jej ustach
gwałtowny, lecz równocześnie niewypowiedzianie słodki pocałunek.
Oddała go po ułamku sekundy, wtulona w niego, namiętna, nim gwałtownie od-
skoczyła do tyłu.
- Nie!
Khalis oddychał równie szybko jak ona. Oczy mu płonęły.
- Dlaczego ode mnie odeszłaś?
- Ponieważ bałam się, że mnie znienawidzisz, jeżeli zostanę - wyznała ze łzami w
oczach.
Jakieś głosy na schodach powyżej wystraszyły Grace.
- Zostaw mnie w spokoju, proszę - wyszeptała i umknęła w dół.
Po powrocie do mieszkania zrzuciła wieczorową suknię i weszła pod prysznic, by
zmyć wspomnienie pocałunku Khalisa i ugasić ogień, który w niej rozpalił.
Po kąpieli założyła najwygodniejszą spraną piżamę i zdjęła z górnej półki w sy-
pialni album ze zdjęciami. Rzadko go oglądała, bo przywoływał zbyt wiele bolesnych
wspomnień. Ale teraz chciała popatrzeć na ulubione fotografie, przypomnieć sobie, co
straciła i co jeszcze ma do stracenia: Katerina zaraz po porodzie z czerwoną, pomarsz-
czoną buzią. Sześć tygodni pózniej śpiąca w łóżeczku. Półroczna z pulchną piąstką w bu-
zi i takimi samymi brązowymi oczami jak u Grace. Roczna, stawiająca pierwsze kroki.
Pózniej robiła jej zdjęcia tylko podczas comiesięcznych wizyt w Atenach. Pożerała je
wzrokiem, jakby chciała wypełnić pustkę pomiędzy spotkaniami z córką. Uświadomiła
sobie, że Loukas doskonale wszystko zorganizował. Widywała Katerinę na tyle często,
żeby mała pamiętała matkę, a na tyle rzadko, żeby nie zdążyła jej pokochać.
Zaskoczyło ją gwałtowne pukanie do drzwi. W popłochu odstawiła album na miej-
sce. Serce zaczęło gwałtownie bić, ponieważ wiedziała, kto przyszedł. Gdy otworzyła
drzwi, stanął w progu, spięty jak drapieżnik przed atakiem, zniewalająco przystojny.
L R
T
- Mogę wejść? - zapytał.
Grace bez słowa ustąpiła mu z drogi. Khalis wkroczył do saloniku z pochyłym
stropem i kilkoma niezbyt wartościowymi antykami. Ku zaskoczeniu Grace wyciągnął z
kieszeni plik papierów i rzucił na stolik do kawy.
- Co to takiego? - spytała.
- Informacje na twój temat. Po twoim odjezdzie kazałem Ericowi prześledzić twoją
[ Pobierz całość w formacie PDF ]