[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pokręcił głową. Niestety, nic więcej nie mógł jej wyjawić, nawet gdyby mieli trochę czasu.
- A teraz posłuchaj - rzekł. - Chcę \ebyś zadzwoniła do ojca i ...
- Ja mam dzwonić do ojca? Nigdy! - zawołała, opadając na krzesło. Natychmiast jednak zerwała się z
powrotem na nogi.
Cierpliwość Spence'a była na wyczerpaniu. Niemniej spróbował jeszcze raz przemówić jej do
rozsądku.
- Ellen, wiem, co czujesz, i doskonale cię rozumiem. Ale tu chodzi o wasze bezpieczeństwo. Pomyśl o
Pecie. Opowiadałaś mi kiedyś, \e twój ojciec ma ochroniarza.
- Jaki tam z niego ochroniarz! Był po próstu szoferem, ale poniewa\ słu\ył kiedyś w policji, więc w
pewnym sensie spełniał równie\ funkcję ochroniarza.
- Wszy,stko jedno. Choqzi mi o to, \e je\eli twój ojciec jest typem człowieka, na jakieg'o mi wygląda,
będziecie u niego bezpieczni.Lał~twie~ie policyjnej kry_
~
jówki zabrałoby za du\o czasu, a w dodatku podejrzewamy, \e mafia ma w policji swoją wtyczkę.
Ellen była nie na \arty wystraszona, ale nie zamierzała się poddawać. Uparcie milczała.
- Ellen, czas ucieka. Musisz się na coś zdecydować. Mój przyjaciel obiecał znalezć wam kryjówkę, ale
pewnie nie będzie to miłe miejsce. U ojca byłoby wam o wiele wygodniej.
- Ju\ ci powiedziałam!
Stali naprzeciw siebie jak dwa zaperzone koguty.
- Ellen, na litość boską! Nie mogę zostawić was samych na łasce losu!
- Byliśmy sami, dopóki nie wydobyłam cię z rowu, to i teraz damy sobie radę bez twojej pomocy.
Usta jej dr\ały. Spence wziął głęboki oddech, by się uspokoić.
- Dobrze, więc nie mówmy o ojcu. Znajdzie się inne rozwiązanie. Niedługo sprawa się wyjaśni. I albo
zgodzisz się udać w miejsce, o którym zaraz się dowiemy, albo zawinę was oboje w dywan, wrzucę do
baga\nika i wywiozę ... - Miał powiedzieć, \e zawiezie ich do swego mieszkania, lecz zdał sobie sprawę,
i\ jego dom jest na pewno obserwowany. Podobnie jak jego ranczo. - Zawiozę was na dworzec i wyślę
pospiesznym frachtem kolejowym na adres twojego ojca.
Zanim Ellen zdołała oddać cios, na podwórzu rozległ się szum. Spence odetchnął z ulgą - zjawiły się
odwody. Wyjrzawszy przez okno, ujrzał dwa długie ciemne auta parkujące w cieniu pod szopą. Ellen
podbiegła do kontaktu i zapaliła zewnętrzne lampy.
- Mam strzelbę na śrut - wyszeptała.
- Uspokój się, kochanie, to moi ludzie - odparł.
Popatrzyła na niego, jakby postradał zmysły. Musiał w duchu przyznać, \e miała powa\ne podstawy,
by uwa\ać go za pomyleńca. Przytrzymał ją i gorąco pocałował.
- To na zadatek przyszłego spotkania, kiedy ju\ będzie po wszystkim - szepnął jej do ucha, po czym
ruszył ku drzwiom. - Dzięki za pośpiech - powiedział, witając nowo przybyłych. - Trzeba by wiele
wyjaśniać, ale przede wszystkim musicie mi powiedzieć ... - Tu urwał, widząc, \e przybysze zamiast na
niego, patrzą na Ellen. - Przepraszam, zapomniałem was sobie przedstawić. Pozwól, Ellen, to jest Flynt
Carson - wskazał wysokiego mę\czyznę o płowych włosach i melancholijnym wyrazie twarzy - a to Tyler
Murdoch. Obaj są moimi starymi przyjaciółmi. Mo\esz im całkowicie zaufać. Poznajcie panią Ellen
Wagner. Jej syn Pete śpi na górze. Poza nimi w domu nie ma nikogo.
- Miło mi panią poznać - rzekł ciemnowłosy, po męsku przystojny Milrdoch. Zwracając się do
Spence'a, oznajmił: - Przywiozłem Jose z Donitą. Znają się na koniach i są gotowi wszystkim się zająć.
Nita jest ju\ w stajni, a Jose poszedł zbadać teren.
- Nie traćmy czasu - odezwał się Flynt, wyglądając za okno. - Wkrótce zacznie się rozjaśniać.
- Nikt za wami jechał?
- Wszystko w porządku. Ale powinniśmy stąd odjechać naj dalej za pół godziny.
Ellen spoglądała po nich w niemym oszołomieniu. Czuła się jak rozbitek rzucony na burzliwe fale.
- Kim wy właściwie jesteście? Tajnymi agentami? Takimi, co to malują sobie twarze na czarno, a
potem skaczą na spadochronach?
- Mo\e nie a\ tak, ale blisko. Opowiem ci o nich innym razem, kiedy będziemy mieli więcej czasu -
odparł za nich Spence. - Teraz musimy jak najszybciej wywiezć cię stąd razem z Pete' em, nim na farmie
zjawią się nieproszeni goście.
- Ju\ ci powiedziałam ...
Flynt i Tyler popatrzyli po sobie. Spence bez trudu odczytał sens ich spojrzenia: Nasz przyjaciel wpadł
po uszy.
- Ellen, to nie potrwa długo - powiedział pojednawczym tonem. - Skoro nie chcesz prosić ojca o
pomoc, nie będę nalegał. Ale w takim razie musisz ukryć się w miejscu, które przygotowali moi
przyjaciele. - Zwracając się do Tylera, zapytał: - Gdzie to ma być?
- Byłeś kiedyś nad Greasy Pond? To mały ośrodek wędkarski poło\ony kilkanaście kilometrów na
wschód od miasta. Nikt ich tam nie będzie szukał. Człowiek, który wynajmuje wędkarzom kempingowe
domki, ma wobec mnie dług wdzięczności. Zarezerwował dla nas trzy domki. Ochroniarzy ju\ tam
wysłałem. Przepraszam panią za niewygody, ale mam nadzieję, \e to nie potrwa długo.
- Ellen?
- Trudno. Widzę, \e nie mam wyjścia. Ale co będzie z końmi?
- Nic się nie martw. Jose i Donita wszystkim się zajmą - zapewnił ją Spence. - Potrzebuję tylko kilku
dni, \eby nadać sprawom bieg. Wrócicie do domu, zanim zdą\ysz się obejrzeć.
Ellen nadal stała niezdecydowana. Twarz miała bladą, oczy spłoszone.
- Najwy\szy czas się zbierać - wtrącił TYler MW'doch, podchodząc do okna i dając komuś ręką znaki.
- O konie mo\e być pani spokojna. Jose i Donita potrafią się nimi zająć. A poza tym to bardzo
doświadczeni agenci.
- Agenci? Ale przecie\ nie znają moich koni! Spence zaklął w duchu. Gdyby Ellen nie była mu tak droga,
chybaby ją udusił.
- Zapewniam cię, \e wiedzą o koniach więcej ni\ ty.
Jose urodził się na ranczu, które nadal prowadzi, oczywiście w chwilach wolnych od innych zajęć. Zresztą
nicwa\ne. A Donita była w swoim czasie mistrzynią w uje\d\aniu koni.
- A w tym ośrodku, do którego nas zabieracie ... co tam będziemy robić? I skąd będziemy wiedzieli, \e
ju\ nam nic nie grozi i mo\emy wracać?
Spence delikatnie poło\ył jej palec na ustach.
- Nie traćmy czasu - powiedział. - Teraz powinnaś się przede wszystkim skupić na tym, co musicie ze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]