[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gładząc jej wilgotne włosy.
- Tym razem inaczej to przebiegało niż w Hope-
chest podczas rodeo.
- Zdecydowanie inaczej - przyznała. - Ojej, roz
lałam wino. - Popatrzyła na kieliszek, który leżał
w czerwonej kałuży na podłodze przed kominkiem.
- Nie ty, tylko ja, kiedy chwyciłem cię za rękę.
Wyglądało to tak, jakbyś chciała dotknąć płomieni. -
Potrząsnął głową. - Przeraziłem się, że się oparzysz.
Wzięła głęboki oddech.
- Nie jestem pewna, co zamierzałam zrobić.
- Wytrę podłogę i doleję ci wina.
- Nie wstawaj. - W jego ramionach odnalazła bez-
ieczne schronienie. - Obejmij mnie jeszcze mocniej.
- Chętnie. - Pocałował ją w skroń. - Powiesz mi,
o widziałaś?
194 KAREN HUGHES
- Bardziej czułam, niż widziałam. - Zmarszczyła
z namysłem czoło.
- Co czułaś?
- Nienawiść. Wściekłość. - Głos się jej załamał.
- Jackson, on chce zabić Joego. Zieje do niego nie
nawiścią i chce go pozbawić życia.
Jackson zesztywniał.
- Widziałaś, kto próbował zabić stryja?
- Nie, niestety. - Niemal czuła, jak opuszcza go
nadzieja. - Zobaczyłam rękę i błysk światła. Nieco da
lej, w cieniu, zauważyłam ciemną sylwetkę i jakiś
ciemny kształt. Zwiatło raziło mnie w oczy, dlatego
wyciągnęłam rękę. Pomyślałam sobie, że gdyby udało
mi się go złapać... - Wstrząsnął nią dreszcz. Zmęczo
na, położyła głowę na ramieniu męża. - Ona tam jest,
Jackson.
- Ona?
- Odpowiedz. Jest na wyciągnięcie ręki. Tuż za
kręgiem światła.
ROZDZIAA JEDENASTY
Trzy dni pózniej w słoneczne południe Jackson stał
na tarasie za domem, z rękami w kieszeniach spodni,
i patrzył, jak Cheyenne lekkim, sprężystym krokiem
idzie po przystrzyżonej trawie, kierując się w stronę
plaży.
Wyglądała przerazliwie chudo. Nie był pewien, czy
to sprawa stroju - czarnych spodni i bluzki - czy na
skutek stresu faktycznie straciła kilka kilogramów.
Kiedy doszła do drewnianych schodów prowadzą
cych w dół na plażę, na moment przystanęła. Stojąc
bez ruchu, spoglądała na wzburzone fale, które rozbi
jały się o przybrzeżne skały. Wiatr tarmosił jej długie
czarne włosy; nie zwracała na to najmniejszej uwagi.
Coś się z nią działo. Coś, czego nie rozumiał.
Od czasu ostatniej wizji bardzo zle sypiała. Pierw
szej nocy poczuł, jak wysuwa mu się z objęć. Przeszła
cichutko na drugi koniec pogrążonego w księżycowym
blasku pokoju i usiadła na kanapie. Przez całą noc sie
działa z podwiniętymi nogami i wzrokiem wbitym
w kominek, w którym już dawno zgasł ogień.
Po powrocie na ranczo sytuacja się powtarzała, z tą
różnicą, że teraz Cheyenne opuszczała nie tylko łóżko,
196 KAREN HUGHES
ale i pokój. Potrzebowała samotności, dlatego Jackson
jej nie śledził. Nie wiedział, dokąd szła ani co robiła.
Kiedy wracała nad ranem, twarz miała bladą, zmę
czoną, oczy przekrwione. Sprawiała wrażenie udręczonej.
Niewiele mówiła o swojej wizji.
- Odkryję prawdę - obiecała mu parę minut temu,
zanim ponownie wybrała się na samotny spacer. - Po
znam odpowiedz. Wierz mi, prędzej czy pózniej bę
dziemy wszystko wiedzieli.
Jackson westchnął. Z dłońmi zaciśniętymi w pięści
odprowadził Cheyenne wzrokiem. Zeszła w dół na pla
żę. Po chwili zniknęła mu z oczu.
Nie mógł się dłużej oszukiwać, udawać, że darzy
ją wyłącznie sympatią. Wszystko zaczęło się rok temu,
na przyjęciu urodzinowym Joego. Potem z każdym
dniem i z każdą godziną, jaką spędzał w jej towarzy
stwie, jego uczucie do niej coraz bardziej siÄ™ wzma
gało. Nigdy dotąd żadnej kobiecie nie poświęcał tyle
myśli; żadna tak bardzo nie absorbowała jego uwagi.
A Cheyenne... wystarczyło, że spojrzała na niego tymi
swoimi ufnymi oczami.
Jak mógłby się w niej nie zakochać?
Zdziwił się, że na myśl o miłości nie ogarnął go
strach. Wziął głęboki oddech, wciągając w płuca za
pach morza, słońca, róż, które kwitły nieopodal. Całe
życie unikał zaangażowania; nie chciał się z nikim wią
zać, bo nie rozumiał, co sprawia, że niektóre miłości
trwają latami, a większość szybko się wypala. Teraz
już wiedział. Problem w tym, aby trafić na właściwą
kobietę, taką, za którą gotów byłby skoczyć w ogień.
WIZJONERKA 197
Za Cheyenne skoczyłby bez wahania. Kochał ją do
szaleństwa. Ale nie zamierzał jej tego mówić. Nie
mógł, nie chciał, nie powinien.
Zdążył poznać ją dość dobrze. Wiedział, jaka potrafi
być uparta, gdy coś sobie postanowi. Chociaż nie zdra
dziła mu, co do niego czuje, podejrzewał, że to samo,
co on do niej. Jeżeli tak jest w istocie, a on trafi do
więzienia, Cheyenne nie zgodzi się z nim rozwieść.
Wiedząc, że ją kocha, będzie przy nim trwała. Poświę
cając się dla niego, zmarnuje sobie życie.
Zrezygnowany pokręcił głową. Na swoją sytuację
prawną miał niewielki wpływ, ale swoim życiem pry
watnym mógł odpowiednio pokierować. Tak, Che
yenne nie może dowiedzieć się, co do niej czuje. Niech
wierzy, że latami wystrzegał się stabilizacji i nadal jest
wrogiem instytucji małżeństwa. %7łe w każdej chwili
może powiedzieć: było miło, ale dalej nie chcę się ba
wić w dom.
Jeżeli ława przysięgłych uzna go winnym, właśnie
tak postąpi. Zostawi Cheyenne. Wystąpi o rozwód -
dla jej dobra.
Na dzwięk kroków obejrzał się przez ramię.
- Wyglądasz na człowieka, którego gnębią ponure
myśli - powiedział Rand ubrany w ciemny garnitur,
białą koszulę i czerwony krawat.
- Zgadł pan, mecenasie.
- Detektyw Law przesyła ci pozdrowienia. -
Usiadłszy w fotelu ogrodowym, Rand rozluznił krawat.
- Prokurator też.
- Już to widzę. - Jackson usiadł koło kuzyna. -
198 KAREN HUGHES
Wciąż mają Cheyenne za złe, że skorzystała z prawa
odmowy do składania zeznań?
- Tak. Prokurator zamierza wnieść do sądu sprze
ciw. Pewnie dziś po południu. Najdalej jutro rano.
- Twoim zdaniem jaka będzie decyzja?
- Myślę, że nic nie wskóra. Ale nie zaszkodzi trzy
mać kciuki.
Jackson odgarnął włosy z czoła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]