[ Pobierz całość w formacie PDF ]
będzie mogła punkt po punkcie ocenić swój występ w roli uwodzicielki.
Maxowi zdecydowanie nie podobał się uśmieszek, który dostrzegł na
twarzy Bernadette, a który sugerował, że ma w zanadrzu jakiś tajemny plan.
Nigdy nie uważał kobiet za płeć słabszą. Dobrze wiedział, że potrafią być
twarde jak diament, a kiedy coś sobie postanowią, bywają nieustępliwe jak ogar
na tropie zająca.
Uwagi Bernadette nie uszedł z kolei cień, który przemknął po twarzy
Maxa. Z pewnością podejrzliwie potraktował jej szybkie ustępstwo. %7łeby
rozwiać jego wątpliwości, powiedziała:
- Pamiętaj, że to twoja propozycja i w każdej chwili możesz zmienić
zdanie. Wybierałam się na samotną kolację.
Spojrzał na nią spod oka i zobaczył minę pełną obojętności. Poczuł się jak
natręt. Ciekawe, po co mi to wszystko, pomyślał z goryczą. Kwadrans pózniej
wchodzili do restauracji. Bernadette z ciekawością rozejrzała się po zacisznym
wnętrzu, wyłożonym czarną boazerią. Na ścianach wisiały chińskie drzeworyty,
na stołach, przykrytych czarnymi obrusami i różowymi serwetkami, przyciągały
wzrok bukieciki kwiatów, które kunsztownie ułożono w porcelanowych
wazonikach. Na każdym elemencie białej zastawy pyszniła się różowa lilia.
Bernadette bardzo podobał się wystrój i podającego jej menu kelnera obdarzyła
promiennym uśmiechem.
Max uniósł brwi na widok cen. Jego towarzyszka najwyrazniej
postanowiła posmakować możliwie najdroższych potraw, dopóki jeszcze był po
temu czas. Na pytanie kelnera o napoje oboje zamówili kawę. Bernadette
uznała, że do zalotów potrzebna jej jest jasność myśli, Max zaś lękał się nawet
piwa, by nie przeoczyć najdrobniejszej oznaki jakiegoś kolejnego szaleństwa ze
strony towarzyszki.
- Zdaje się, że zapowiadają dobrą pogodę na weekend - konwencjonalnie
rozpoczęła rozmowę Bernadette. Własne słowa przez chwilę huczały jej w
głowie. Czy to możliwe, żeby zachowywała się jak słodka idiotka?
- Zdaje się - mruknął ponuro Max. Zapowiada się długa i uciążliwa
kolacja, dodał w myślach.
- Mieszkałeś kiedyś pod namiotem? - Bernadette zadała pierwsze pytanie,
które jej się nasunęło, kiedy gorączkowo rozmyślała nad dalszym ciągiem
konwersacji.
- Kilka razy - odparł Max nieco zaskoczony.
- Pamiętam, że czasami jezdziłam z rodzicami na kemping - powiedziała
w zadumie. - Z chęcią pojechałabym jeszcze raz.
- Jasne. Zrób tak. To świetny pomysł. Bernadette ciężko westchnęła.
- Problem w tym, że byłam wtedy bardzo mała i nie wiem, jak bym sobie
dzisiaj dała radę z rozbiciem namiotu, nie mówiąc już o rozpaleniu ogniska.
Max przyłapał się na myśli, jak pięknie musi wyglądać jego
współbiesiadniczka, kiedy w dopasowanych dżinsach i z włosami rozwianymi
na wietrze uwija się przy drwach na podpałkę.
- Z pewnością któraś z twoich koleżanek myśli o tym samym.
Bernadette pokręciła głową.
- Zanim umarła babcia, poświęcałam jej bardzo wiele czasu, potem
skupiłam się przede wszystkim na pracy. Dlatego nie podtrzymywałam
znajomości ze szkoły, a jeśli nawet dziś spotykam którąś z przyjaciółek, to są
już zamężne i obarczone dziećmi, albo rozwiedzione i gorączkowo poszukują
kolejnego pana i władcy. Na pewno żadna nie marzy o nocy pod gołym niebem.
- No, dalej, trochę kokieterii, ponagliła samą siebie. - Myślałam raczej o
towarzystwie jakiegoś mężczyzny, który pomógłby wszystko dzwigać, a w razie
potrzeby obronił przed dzikimi zwierzętami.
Przez głowę Maxa ponownie przewalił się huragan myśli i pragnień, ale
zaraz stanowczy głos sprzeciwił się żerowaniu na trudnej sytuacji, z którą
Bernadette nie potrafiła się uporać.
- Obiecałaś, że najpierw poradzisz się psychologa - przypomniał.
Bernadette zasępiła się. Albo nie ma żadnych uwodzicielskich talentów,
albo jest zupełnie nie w jego typie. A może, podpowiedział jej szyderczy głos,
Max boi się, że umrę w jego ramionach. Co, nawiasem mówiąc, musiałoby
rzeczywiście być przykrym doświadczeniem.
Rozejrzała się po sali. Dwa stoliki dalej czwórka mężczyzn
najprawdopodobniej omawiała sprawy zawodowe. Przyglądając się im,
Bernadette wyobrażała sobie kolejno jednego po drugim jako towarzysza w
wyprawie na łono natury. Max poszedł za jej wzrokiem i zapytał z ironicznym
grymasem:
- Rozglądasz się tutaj za tym wymarzonym obrońcą?
Bernadette zawstydziła się, ale już w następnej sekundzie podniosłą oczy
pełne figlarnych iskierek i odrzekła:
- Nie powtarzaj Sabrinie, ale może to słuszne przypuszczenie...
Max niemal zakrztusił się w przypływie irytacji.
- To w bardzo złym stylu kokietować mężczyzn w restauracji.
- Mężczyzni kokietują kobiety wszędzie, nie tylko w restauracji - odcięła
się bez namysłu.
- Wyglądasz jak klientka u rzeznika, która rozgląda się za najładniejszym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]