[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Hasso oszalał z zachwytu i znów zaczął obsypywać jej ręce gorącymi
pocałunkami.
- Nie wolno pani tak okrutnie mnie dręczyć, Nataszo. Jak kotka Natasza
wtuliła się w fotel.
- Nie jestem okrutna, to pan jest okrutny. Nie mogę się jeszcze w tej chwili
zdecydować. Najpierw muszę też wiedzieć, czy będę dla pańskich rodziców
pożądaną synową, a przede wszystkim moja mama, ach moja biedna mama!
Był to umówiony znak Nataszy i jej domniemanej matki. Toteż pani von
Kowalsky zaraz weszła do pokoju.
Hasso podszedł do starszej pani i grzecznie się przywitał. Kiedy całował jej
dłoń, kobieta ponad jego głową spojrzała badawczo na Nataszę. Ta ukradkiem
dała jej znak. Hasso zwrócił się teraz bez wahania do pani von Kowalsky ze
swoją prośbą.
- Mój Boże, panie von Falkenried, nie miałam pojęcia o pańskich zamiarach!
Chce mi pan zabrać córkę, jedyne, co mi zostało? Nataszo, mogłabyś opuścić
swoją biedną matkę?
Natasza uczyniła bezradny gest.
- Pan von Falkenried prosi tak gorąco, mamo, a ja... jeszcze się nie
zdecydowałam. Ale, ach, mamo!
Rzuciła się w ramiona matki i coś jej szeptała, podczas gdy niby
zawstydzona zerkała w stronę Hassa. Nie miał pojęcia, że Natasza dawała
matce tylko nową instrukcję.
Pani von Kowalsky głęboko westchnęła, jakby ogromnie zasmucona.
- O Boże, nie wygląda to dla mnie zbyt pomyślnie. Co prawda nie wpadłoby
mi do głowy, że moja Natasza tak szybko odda panu swoje serce. Ale co na to
pańska rodzina, panie von Falkenried?
- Będą bardzo radzi powitać pani córkę jako synową. Moja matka nie może
się już doczekać, aby panie poznać. Przyjechała razem ze mną do Berlina i
czeka na wiadomość, kiedy będzie mogła panie spotkać.
Znowu Natasza za plecami Hassa dała matce szybki znak ręką. Spojrzała na
Hassa, który błagalnym wzrokiem zwrócił się do niej.
- Wcale nie wiem, czy spodobam się pańskiej matce, panie von Falkenried.
Ale chyba zanim powiem panu  tak", wolno mi będzie pańską matkę poznać?
Czekanie było dla Hassa męką. Natasza ze swym dziewczęcym niepokojem
wydała mu się jeszcze bardziej urocza i powabna niż kiedykolwiek. Wcale się
nie obawiał, że jego propozycja małżeńska zostanie odrzucona.
- Jeśli łaskawe panie pozwolą, przyjadę z matką dziś po południu.
- Oczywiście, panie von Falkenried. Będziemy w domu tylko dla państwa.
Ale niech to nie będzie jedynie krótka, formalna wizyta. Musimy się przecież
poznać trochę bliżej, prawda? - odparła pani von Kowalsky.
- Dziękuję łaskawej pani, wraz z matką skorzystamy z pani uprzejmego
zaproszenia.
Natasza objęła matkę czule i szepnęła jej:
- Odejdz!
Wtedy pani von Kowalsky wyrwała się jakby opanowana bólem z jej
uścisku.
- Będę się musiała dopiero nauczyć znosić samotność. Ale twoje szczęście
jest mi droższe, moje dziecko. Muszę się z tym pogodzić, choć ze złamanym
sercem.
Niby ogarnięta głębokim wzruszeniem przycisnęła chusteczkę do oczu i
łkając wyszła pośpiesznie z pokoju, jak gdyby nie mogła powstrzymać łez.
- Biedna mama, ach, wiedziałam, że tak będzie, panie von Falkenried.
Przecież ona ma tylko mnie na świecie. Gdyby nie mama, przyznam się panu,
od razu powiedziałabym  tak". Mama musi się dopiero uspokoić. Jakież to
ciężkie!
- Dzięki serdeczne, Nataszo, że pani przynajmniej tym mnie pocieszyła.
- Ach, wiem, że pan się na mnie gniewa. Kto wie, czy pan w ogóle wróci.
- Słodka, cudowna Nataszo! Jak pani może w to wątpić. Będę liczył minuty,
póki pani znów nie zobaczę po południu. Rozumiem, że nie chciała pani
martwić mamy.
- Naprawdę nie gniewa się pan na mnie? Na pewno pan przyjdzie?
- Gdybyż pani mogła zajrzeć do mego serca, Nataszo, nie pytałaby pani o to.
Natasza pogłaskała czule i jak dziecko nieśmiało jego rękę.
- Będę się bardzo niepokoiła, póki pan nie przyjdzie. Wciąż będę myślała: on
nie wróci, on się na mnie gniewa.
- Nataszo, nie wolno pani tak myśleć.
Odchyliła się tak, że głowa jej niemal spoczywała na jego ramieniu, które
dotykało jej fotela. I spoglądając na niego gorącym, błagalnym wzrokiem,
poprosiła w sposób dziecinnie natarczywy, który był mu już znany:
- Proszę przynajmniej dać mi jakiś zastaw, bym była pewna, że pan
przyjdzie, jakiś przedmiot, który jest panu bardzo potrzebny, aby pan musiał po
niego przyjść.
- Słodka dziecinko, nie potrzeba żadnego zastawu.
- A jeśli to mnie uspokoi? ,Czy muszę tak długo o to prosić?
- Nie, nie musi pani, Nataszo, choć to dla mnie takie cudowne, że pani mnie
o coś prosi. Ale co mam pani dać? Może mam wyrwać serce z piersi?
- O nie, serce niech pan zachowa, bo chcę w nim zamieszkać i mieć w nim
ciepły kącik. Zadowolę się mniej kosztownym przedmiotem. Czymś, co
jeszcze dziś będzie panu potrzebne, pańskim pugilaresem albo kluczami,
czymś takim.
Hasso nie był zdolny spokojnie zastanowić się nad jej żądaniem. Ukradkiem
dotknął ustami jej pachnących włosów. Oszołomiony wyjął swoje klucze i
podał jej.
Bystrym badawczym wzrokiem Natasza poznała mały pęk kluczy, który
widziała na jego biurku.
- Tak, teraz wiem, że pan wróci, i będę spokojna. Bardzo panu te klucze
potrzebne, prawda? - zapytała z poważną gorliwością.
- Owszem, są mi potrzebne, ale jeszcze bardziej potrzebny mi jest pani
widok, Nataszo.
Był wniebowzięty, że tak jej zależało na jego powrocie. Nie było takiej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl