[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Potem wzięła Freda pod rękę.
— Chodź, muszę z tobą porozmawiać!
— Gdzie jest Ria? Gospodyni uśmiechnęła się.
— Tam, w głębi parku, w altanie, gdzie tak chętnie bawiliście się będąc dziećmi! Jednak
teraz jeszcze nie możesz tam iść. Najpierw muszę z tobą porozmawiać.
— Dobrze, dobrze! Buniu, a gdzie jest Karol Bredow?
— Wyjechał na zawsze!
Weszli do pokoju, częściowo już uporządkowanego i przemeblowanego. Miała w nim
mieszkać Ria.
Gosposia opowiedziała mu dokładnie, co się w ostatnich dniach wydarzyło we dworze.
Podkreśliła, że pan Bredow przed śmiercią dowiedział się jaką krzywdę wyrządził Fredowi i
jak przekonał się, że to Karol kradł pieniądze.
Fred słuchał zdenerwowany. On też zaczynał podzielać podejrzenia gosposi, że sprawcą
pożaru jest Karol. Ten łajdak zrobił to albo z zemsty, albo po to, by zatrzeć ślady następnej
kradzieży.
Wreszcie Fred wstał i biorąc Bunię za rękę rzekł: — Proszę, nie gniewaj się! Dłużej nie
wytrzymam; muszę porozmawiać z Rią.
— Idź, chłopcze. Bóg z tobą! — westchnęła Bunia.
Fred szybko ruszył przez park aż do lasu, gdzie stała duża altana. Podszedł do niej cicho i
ujrzał siedzącą dziewczynę. Szepnął: — Rio!
Przestraszona wstała i spojrzała na niego. Policzki jej zaczął pokrywać rumieniec. Nie
mogła wymówić ani słowa.
— Rio, moja kochana Rio! Nie poznajesz mnie? — zapytał drżącym głosem, a jego duże,
szare oczy objęły ją zachwyconym spojrzeniem.
Wahając się wyciągnęła ku niemu obie ręce.
— Fred... ty... pan... Nie, och, mój Boże — Fred!
— Rio, nigdy inaczej nie mów do mnie!
Wziął ją za ręce i wzruszony pocałował obie dłonie.
— Rio! Przyjechałem, by usłyszeć, czy spełnisz obietnicę, którą mi dałaś: „Kiedy bę-
dziesz architektem, zostanę twoją żoną!" A więc wróciłem — syn dniówkarza jest już budow-
niczym i ma odwagę prosić dziedziczkę Bredow o rękę! Czy chcesz zostać moją żoną?
Objął ją, a Ria westchnęła: — Fredzie, mój kochany Fredzie! Dziedziczka Bredow jest
biedną dziewczyną, bez dachu nad głową! Nie wiem, czy jeszcze cokolwiek posiadam, czy
jeszcze piędź ziemi należy do mnie, nie wiem, czy dom był ubezpieczony, nie wiem, z czego
będę żyć!
Przytulił ją do piersi.
— Tym lepiej, że jesteś biedna i bezdomna. Mam zawód, dobrze zarabiam, mam miesz-
kanie i stworzę ci nowy dom! Powiedz tylko, że chcesz zostać moją żoną!
Do oczu napłynęły jej łzy. Spojrzała na niego wzruszona.
— Kocham cię, zawsze cię kochałam, od kiedy cię znam! Najpierw kochałam towarzy-
sza zabaw, potem biednego, poniewieranego stajennego, a potem pokochałam całym sercem
dzielnego mężczyznę, który tak wytrwale pracował, by osiągnąć wymarzony cel.
— Najdroższa, teraz poświęcę wszystkie siły, by cię uszczęśliwić i postaram się, żebyś
nigdy nie żałowała, że na mnie czekałaś i mnie wybrałaś sobie na męża.
Zapomnieli o bożym świecie. Siedzieli tak w altanie i rozmawiali o tym, co się wydarzy-
ło i o planach na przyszłość.
Minęła godzina. Wreszcie panna Sauberlich zniecierpliwiona wzięła do rąk tacę ze śnia-
daniem i ruszyła do parku.
Z daleka zobaczyła w altance obejmującą się parę. Wzruszyła się tak bardzo, że ręce jej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl