[ Pobierz całość w formacie PDF ]

powinniśmy zapomnieć o wszystkim i odjechać.
— Dlaczego? — spytała Anna. — Co się stało?
— Nie rozumiecie? „Time” jest pełen wizerunków ludzkich twarzy. Teraz
Czterdziestu Grabieżców Życia ma już wszystko, co niezbędne do ucieczki. Zapewne już
wydostał się na wolność. Ten dom kryje w swym wnętrzu najbardziej przerażającego i
złowrogiego ducha, jakiego można sobie wyobrazić.
Jakby w odpowiedzi na słowa profesora Qualta, frontowe drzwi Winter Sails otwarły
się z trzaskiem i wypadła z nich Marjorie w długiej, czarnej sukni. Ze wzniesionymi w górę
rękami pomknęła w poprzek głównego trawnika, a uciekała tak szybko, że patrząc na nią
można było pomyśleć, iż jej ciało ulega raptownemu zmniejszeniu.
5
Obserwowaliśmy pędzącą przez trawnik Marjorie z przerażeniem ocierającym się o
fascynację. Wymachiwała ramionami, jakby chciała odpędzić czy też uderzyć coś, co
znajdowało się tuż za jej plecami, gdy tymczasem my nie mogliśmy niczego zauważyć. W
pewnym momencie bryza dmuchnęła w naszym kierunku i wtedy usłyszeliśmy jej krzyk,
cienki, utrzymany w najwyższej tonacji krzyk przerażonego człowieka.
Bez słowa dodałem gazu, zawróciłem w miejscu i wjechałem na trawnik. Samochód
co chwila wpadał w poślizg, rzucało nami na wszystkie strony, toteż profesor Qualt i Anna
musieli się mocno trzymać, by wyjść z tej jazdy bez szwanku. Wyprzedziłem Marjorie,
skręciłem i zatrzymałem wóz. Nadbiegła ku nam i osunęła się wzdłuż boku samochodu, nadal
szarpiąc i tłukąc swego niewidzialnego prześladowcę. Wyskoczyliśmy z Qualtem na zewnątrz
i uklękliśmy przy niej. Oczy uciekły jej w głąb czaszki, tak że można było dostrzec jedynie
białka. Drżała na całym ciele, mamrocząc coś gorączkowo, a rozrzucone w trawie chude nogi
w poprzekręcanych szarych pończochach wyglądały jak para połamanych patyków.
— Marjorie — powiedziałem łagodnie. — Marjorie, to ja, Harry.
Zdawała się mnie nie słyszeć. Jęczała i mruczała coś do siebie, podczas gdy jej
ramiona z coraz mniejszą siłą nadal okładały przerażające stworzenie, którego nie było. Co
dziwniejsze jednak, w pewnej chwili wydało mi się, że pochwyciłem suchy odgłos łopotu
błoniastych skrzydeł. Podniosłem szybko głowę i rozejrzałem się dokoła, lecz nie dostrzegłem
niczego niezwykłego. Ciemne niebo, gęstniejące plamy cienia i połyskujący dziwnie zarys
Winter Sails.
— Marjorie — powtórzyłem. — Słyszysz mnie, Marjorie? To ja, Harry.
Tym razem także nie było odpowiedzi. Profesor Qualt za pomocą zegarka zbadał jej
puls, po czym ostrożnie przyłożył dłoń do czoła mojej babki.
— Nic jej nie jest? — zapytałem. Uczony wykrzywił twarz.
— Żyje, jeśli o to panu chodzi. Ale sądzę, że powinniśmy wezwać lekarza.
— W domu jest telefon — przypomniałem. — Myślę, że najlepiej będzie wezwać
doktora Jarvisa. Opiekował się Maxem i wie, co się tu dzieje.
— A gdzie się podziała panna Johnson? — zainteresowała się Anna.
— Kto to taki, ta panna Johnson? — zainteresował się Qualt. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl