[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nerwowy nie chcial zaakceptowac naglej zmiany i wciaz mial silnie utrwalone odruchy stosowne do
innego sposobu poruszania sie. To na szczescie mijalo szybko. Bardziej klopotliwe moglo sie okazac
zupelnie co innego, na przyklad to, ze Pozera.cz Chmur w chwilach zapomnienia bedzie usilowal jesc z
miski bez pomocy rak, drapac sie noga za uchem lub w najlepszym razie pokazywac zeby ze zlowrogim
warkotem podczas napadów zlego humoru. Sam smok nalegal jednak na to, by przed odwiedzinami w
domu Plowego pozwolono mu znów przybrac ludzka postac. Bylo to o tyle sensowne, ze cale Zmijowe
Pagórki znaly go wlasnie jako czlowieka - bliskiego kuzyna ,,chlopaka od maga . Bylo to takze
pozadane ze wzgledu na gosposie Plowego i jej synka. Gadajacy pies (Pozeracz Chmur nie utrzymalby
zamknietego pyska, to pewne) wzbudzilby niepotrzebny zamet. Jesli nawet Wierzba nie rozplotkowalaby
o tym sasiadkom, to z pewnoscia nie utrzymalby tajemnicy maly Jesion.
Chata Obserwatora stala na samym skraju osady, wiec trójka przybyszów uniknela przemarszu przez
srodek wsi i rejwachu powstajacego natychmiast przy okazji pojawienia sie kogokolwiek nowego. Na
pierwszy rzut oka niewiele sie zmienilo w obejsciu Plowego. Kamyk ze wzruszeniem zobaczyl stary
stojak do suszenia ziól i laweczke pod oknem, gdzie mag lubil siadywac wieczorami, podziwiajac
zachody slonca. Ta sama klatka z wikliny, sluzaca do zamykania kur przeznaczonych na zabicie.
Znajoma beczka na wode, która kiedys napelnial w letnie dni, noszac bez konca ciezkie wiadra i
zloszczac sie na uprzykrzona robote. Teraz wspomnienie nie wydawalo sie juz tak przykre. Po starannie
zamiecionym podwórku krecilo sie stado golebi w pelnej zgodzie z pregowanym kotem, spiacym na
wygrzanym sloncem piasku i niezwazajacym zupelnie na ptaki prawie wlazace mu na glowe. Stare
drzewo rosnace tuz przy scianie chaty stracilo jeden z konarów. Kamyk odruchowo przeczesal wlosy
palcami, szukajac dotykiem blizny - to z niego spadl przed laty i zdobyl te pamiatke dziecinnej brawury.
Miedzy pniami wisni rozwieszone byly sznury, na których schla bielizna. Koszule haftowane w czerwone,
zólte i niebieskie wzory, typowe dla tego regionu; przescieradla i reczniki. Kiedys pranie Plowego -
medyka - zwykle skladalo sie w wiekszosci ze starannie wygotowanych bandazy. Tym razem nie widzial
ani jednego. Kamyk usmiechnal sie na mysl, ze Wierzba ma pewnie stanowcze poglady na temat prac
gospodarskich. Gdy sie dobrze przyjrzec, wszedzie znac bylo slady kobiecej reki: przy oknach, w
starych garnkach pociagnietych schludnie wapnem i niebieska farbka, rosly bujnie kwiaty, a same okna
byly znacznie czysciejsze niz dawniej; mosiezny dzwonek, za pamieci Kamyka zawsze lezacy
bezuzytecznie na stryszku, teraz zostal wypolerowany, po czym zawieszony na belce przy drzwiach, by
goscie albo pacjenci mogli oznajmiac swoje przybycie. Pozeracz Chmur rozesmial sie glosno na ten
widok i natychmiast zaczal szarpac za sznurek. Dzwonek rozspiewal sie kaskada dzwieków, zdajacych
sie ciac powietrze jak swietliste, mosiezne nozyki. Ale ten niewyszukany koncert jakos nie wywabil
nikogo na zewnatrz chaty. Nie sprawil, ze Plowy Obserwator stanal na progu i otworzyl ramiona na
powitanie niewdziecznego syna. Mozliwe, iz wiejskiego medyka wezwano akurat o tej porze do pacjenta
(choc pewniejsza byla niedomagajaca krowa, gdyz oszczedni gospodarze z Pagórków nie lubili tracic
pieniedzy na glupstwa). Kamyk po prostu otworzyl drzwi i zajrzal do wnetrza. Niech Pozeracz Chmur
katuje dzwonek, jesli chce, ale on sam w koncu byl u siebie. Tak jak sie spodziewal - w izbie nie bylo
nikogo. Chlopiec rozgladal sie, rejestrujac wzrokiem zmiany, jakie poczyniono tu za jego nieobecnosci.
Dokola okien przybylo malowanych kwiatów, wesolo zólcacych sie na bialym tynku. Na stole juz nie
poniewieraly sie stosy ksiazek i broszur - wszystko starannie poustawiano na pólkach. Podloga znacznie
czysciejsza niz za czasów niepodzielnych meskich rzadów. Kamyk podszedl do kotary oddzielajacej
niewielka przestrzen pracowni Plowego od reszty pomieszczenia.
Tymczasem na wezwanie dzwonka jednak ktos sie zjawil. Zza wegla chaty wybiegl w podskokach maly
chlopczyk. Z rozwiana czupryna, bosy, zwawy i krzepki jak cedrowe polano. Otworzyl szeroko oczy na
widok niespodzianych gosci, nabral gleboko powietrza, po czym wyslal w przestrzen odwieczny zew
wszystkich niedoroslych stworzen na swiecie:
- Maaaamaaaaa!!!
Musiala isc tuz za nim, gdyz zjawila sie niemal natychmiast. Niosla na biodrze pusty kosz, zapewne wiec
wieszala pranie za domem. Pozeracz Chmur i Wezownik przyjrzeli sie kobiecie z ciekawoscia. A wiec
tak wyglada owa Wierzba, która wkroczyla w zycie podstarzalego Obserwatora i przewrócila je do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]