[ Pobierz całość w formacie PDF ]
połączonym z magnetoskopem, do którego włożył kasetę...
Sprawdziłem dokładnie, godzina i siedem minut projekcji. Gdyby jakiś kadr wydał się
panu szczególnie ważny, wystarczy zanotować numer na liczniku, zrobimy panu odbitkę. A
teraz zostawiam pana samego, mam jeszcze kupę roboty.
Na ekranie zaczęły się przesuwać makabryczne obrazy, których oglądanie było nieludzką
udręką. Pierwszą część dokumentu reporterzy belgijskiej TV nakręcili z samochodu jadącego
ulicami Paryża. Mnóstwo ujęć ze starć ulicznych. Z jednej strony bezbronni i ogłupiali ze
strachu demonstranci, z drugiej zwarte, sprawne i rozwścieczone grupy CRS i Gwardii
Ruchomej. Brak dzwięku uwypuklał tylko grozę scen przemocy.
Samochód raptem zahamował, a potem stanął przy chodniku. Panoramiczne zdjęcie,
wykonane przez operatora z ręki, pozwoliło mi rozpoznać dzielnicę Porte de la Villette. Stare
zabudowania Rzezni Miejskiej i kamienny gmach banku Gravereau stały jeszcze na dawnym
miejscu. Ujęcie kończyło się na basenie portowym w la Villette, tam, gdzie kanał Oure łączył
się z kanałem Saint-Denis. Obiektyw przesunął się nagle w górę. Operator zmienił widocznie
ogniskową, żeby wyodrębnić z tłumu grupę mężczyzn u wylotu ulicy Corentin, którzy zdążali
ku balustradzie mostu. Skórzane płaszcze i metalowe hełmy połyskiwały na deszczu. Naraz
czyjeś bezwładne ciało spadło z mostu do kanału. Miałem wrażenie, że słyszę odgłos
zderzenia zwłok z powierzchnią wody. Po chwili z mostu poleciał w dół następny trup, potem
jeszcze jeden. Policjanci powtórzyli całą operację jedenaście razy. Na ekranie znów się
ukazały światła miasta. Fronton kina Rex , afisz Dział Nawarony . Na pobliskim
ogrodzeniu reklama odkurzacza-miotły Tornado zalepiła połowę ogłoszenia, zachęcającego
do prenumeraty nowej encyklopedii w odcinkach: ...od 25 pazdziernika CAAY
WSZECHZWIAT tylko za 1 franka 50 tygodniowo .
Kolejne ujęcie ukazało w zbliżeniu twarz młodej Arabki, którą natychmiast zasłonił
czarny mundur. Kiedy CRS-owiec zamachnął się i odchylił w bok, na poprzednim miejscu
zjawiła się głowa mężczyzny, na którą spadł cios. Jeszcze jeden odjazd kamery. Tym razem w
kadrze znalazła się górna część szafy grającej. Przypuszczalnie była to sekwencja, o której
wspominał w Courvilliers Marek Rosner.
Oddział Gwardii Ruchomej otaczał garstkę demonstrantów. Autobusy komunikacji
miejskiej stały nieco dalej, koło ulicy Sentier. Doprowadzono tam Algierczyków, nie
szczędząc im po drodze razów. Autobusy odjeżdżały jeden po drugim, wypchane do ostatnich
granic. Z tylnych platform zwisały bezwładnie ciała, które w każdej chwili mogły wypaść na
jezdnię. Kierowcy prowadzili pojazdy z ładunkiem ludzkim bez żadnej obstawy. Od stu do
stu pięćdziesięciu więzniów w każdym transporcie. Nikt nie próbował wyskoczyć z autobusu
lub ułatwić ucieczkę towarzyszom niedoli. Paryż był otoczony, o wymknięciu się z łap policji
nie można było nawet marzyć.
Kolejny odjazd kamery w lewo, w kierunku bulwaru Bonne-Nouvelle. Operator
zatrzymał przez chwilę obiektyw na witrynie kawiarni Madeleine-Bastille i zakończył
ujęcie na rogu ulicy de Ville Neuve.
Jakiś CRS-owiec spokojnie kroczył chodnikiem. Równie spokojnie zaczął zdejmować
skórzany płaszcz, nie dbając zupełnie o to, czy takie zachowanie nie wyda się komuś dziwne
w dzielnicy ogarniętej zamieszkami. Nie zwracał też uwagi na krwawe sceny rozgrywające
się wokół, ani na strugi ulewnego deszczu. Operator nie zatrzymał się na tej zadziwiającej
scenie. Kamera wykonała kolejny kilkumetrowy odjazd, filmując rannego Algierczyka
leżącego na jezdni. Upłynęło ze trzydzieści dłużących się w nieskończoność sekund, zanim
kamera powróciła do poprzedniego ujęcia. CRS-owiec wciąż szedł przed siebie miarowym
krokiem. Minął ulicę Thorel i znalazł się naprzeciwko schodków prowadzących na ulicę
Notre-Dame de Bonne-Nouvelle. Tam przystanął, jakby się zawahał, wnet jednak przeszedł
na drugą stronę bulwaru i zaczął się wspinać po stromych stopniach. Znajdował się tam
również inny mężczyzna z bukietem mimozy i z pudełkiem ciastek w ręku. CRS-owiec stanął
tuż przy nim.
Na pierwszym planie ustawiano grupy Algierczyków trzymających ręce na karku. Jakiś
kapitan starał się ze wszystkich sił powstrzymać swój oddział od katowania więzniów.
Następne ujęcia ekipa belgijska nakręciła przed Operą, gdzie policja utworzyła specjalny
kordon bezpieczeństwa dla publiczności, opuszczającej gmach po przedstawieniu. Na tym
film się skończył. Nacisnąłem klawisz stop i zaczekałem na Derila. Widziałem go przez
chwilę, jak sprawdzał ustawienie reflektorów i korygował natężenie światła. Potem wrócił do
wozu.
Coś niecoś się znalazło, prawda? Ma pan zadowoloną minę, panie inspektorze.
Kiwnąłem twierdząco głową.
Tak, bo rozpoznałem faceta, którego poszukuję. Klatka 813, na samym końcu taśmy.
Jeżeli uruchomi pan jeszcze raz aparat, chętnie go panu pokażę.
Deril przejrzał wskazany przeze mnie fragment i zawołał jednego ze swoich asystentów.
Poprosił go, żeby poszedł do studia i zrobił odbitkę kadru z CRS-owcem opartym o poręcz
schodów, tuż obok Rogera Thiraud.
Zapraszam pana na obiad, panie inspektorze. Nie wypuszczę pana z Brukseli, zanim
pan nie skosztuje tutejszych przysmaków. Oni mają jeszcze na dwie godziny roboty, żeby
zapiąć wszystko na ostatni guzik. Nie wyobraża pan sobie, ile czasu traci się na czekanie! Ale
tak to jest w naszym fachu. Dysponuje pan pięćdziesięcioma facetami, z których każdy wnosi
do filmu swoją niepowtarzalną osobowość i znakomite rzemiosło. Jednakże mogą pracować
tylko jeden po drugim, w ścisłej kolejności. Jaki z tego płynie morał? A taki, że najlepiej być
reżyserem, bo idzie się na obiad do restauracji, a po powrocie zgarnia wszystkie
komplementy! Chodzmy, zabieram pana do My Father Mustache . We Francji nie znajdzie
pan takiego lokalu. Dawniej było tam kino, ale zbankrutowało i budynek kupili studenci.
Zamiast foteli ustawili drewniane stoły i ławy pod ścianami. Podają wyłącznie dania kuchni
belgijskiej. Co kwadrans gaszą światło i demonstrują publiczności stare, nieme filmy z
Flipem i Flapem, Haroldem Lloydem, Charlie Chaplinem i Busterem Keatonem. Ze dwa lub
trzy razy w ciągu wieczoru pozwalają spróbować swoich sił jakiemuś nieznanemu
śpiewakowi, czasem orkiestrze. Przeważnie są to grajkowie uliczni, miejscowi i przyjezdni.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]