[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Niewolnicy zdołali się domyślić, iż jest to część posągu. Khumanos natychmiast rozkazał
zakryć ją namiotowym płótnem i obwiązać sznurami. Odlew przeniesiono następnie na sanie,
zmontowane z drewna z jaskini. Przed podjęciem pracy przy kraterze wulkanu, niewolnikom
nakazano przeciągnąć je do wioski, gdzie pozostawiono odlew pod strażą.
Arcykapłan nadzorował odlewanie dwóch kolejnych części posągu. Korzystano z tej
samej kadzi, lecz różnych form. Za każdym razem Khumanos beznamiętnie przyglądał się
gotowemu odlewowi, oświadczał, że jest wykonany należycie i nim zdążyli się mu przyjrzeć
strażnicy czy wycieńczeni robotnicy, własnoręcznie spowijał go płótnem. W miarę postępu
robót, niewolnicy pracowali coraz wydajniej, a nawet bardziej karnie. Dotykające
najsłabszych i chorych wypadki sprawiały, że było coraz mniej narzekających.
Mimo znacznych strat, pozostali przy życiu robotnicy bez szemrania odlewali ostatnią
część posągu. Khumanos nakazał, by jedna trzecia niewolników ruszyła w drogę w doliny z
pierwszym odlewem. Drugi pozostał pod strażą przy lepiankach dozorców kuzni. Z sobie
tylko znanych powodów arcykapłan zarządził, iż części posągu muszą być trzymane z dala od
siebie, przez co jeszcze bardziej zmniejszyła się liczba niewolników, zdolnych do obracania
kołowrotów i szuflowania rudy.
Wytopu udało się dokończyć w dużej mierze dzięki wysiłkom niejakiego Tulbara 
zrazu buntowniczo nastawionego hyrkańskiego niewolnika, który za sprawą Khumanosa
zmienił się w posłusznego wykonawcę jego woli. Tulbar nieustępliwie obracał kierat na
przemian z przerzucaniem rudy długo po tym, gdy żar przepędzał mniej wytrzymałych
więzniów.
Tuż przed zlaniem surówki, gdy po raz ostatni podstawiono rynnę na roztopiony
metal, Hyrkańczyk przeszedł w gorliwości samego siebie. Gigantyczna kadz zaczepiła o
występ skalny przy skraju krateru. Pod wpływem siły bezwładności przechyliła się, co groziło
przerwaniem ciągłości ziemnego obwałowania i rozlaniem zawartości zbiornika. Tulbar
zdołał temu zapobiec, wykorzystawszy stalową łopatę jako dzwignię, by ją wyprostować.
Doszło przy tym do tragicznego wypadku: obrót trzonu szufli sprawił, iż niewypuszczający z
rąk zaklinowanego narzędzia Hyrkańczyk został uniesiony nad przepaść i runął w pełną
roztopionego metalu rynnę. Zginął na oczach pozostałych niewolników; zrazu w powietrze
buchnął kłąb pary, lecz po chwili jedynie drobne pęcherze pokrywały miejsce, w którym
zniknął pod powierzchnią gorejącej zielenią surówki.
Mimo tej tragedii  a być może właśnie za sprawą szlachetnej ofiary Hyrkańczyka 
wytop zakończył się pomyślnie. Jeden z uczniów Khumanosa zapytał arcykapłana, czy nie
należałoby odprawić jakiegoś specjalnego żałobnego rytuału. Wychudły Sarkanin odwrócił
się od stygnącego w formie świetlistego odlewu i odparł tajemniczo:
 To nieistotne. Zmierć ciała, marnej doczesnej powłoki nie jest wielką stratą. Nie to
boli najbardziej.
7.
PUSTYNNE FURIE
 Do pułapki, by nie unosiła się nad dno, trzeba włożyć płaski kamień. Pózniej
przywiązuje się parę witek, o tak&  Siedzący w kucki Conan z Cymmerii zawiązał ostatnie
supły i zaprezentował sidła na ryby przyglądającym się dzieciom.  Skończone.
Prostą pułapkę tworzyły dwa trzcinowe kosze o luznych oczkach. Jeden z nich był
jajowaty, drugi, umieszczony wewnątrz pierwszego, miał kształt otwartego stożka. Mimo
prostoty sideł, Ezrel, Jabed, Felidamon i mały Inos przyglądali się im, jak gdyby wykonano je
z najdelikatniejszego jedwabiu i złotego drutu.
 Tak właśnie łowi się ryby w Piktlandii, w strumieniach, zasilających Czarną Rzekę.
Na noc zarzucimy sidła do tej sadzawki; zobaczymy, co się nam uda złapać.
 Złapiemy więcej sumów?  zapytał z żywym zaciekawieniem Jabed.  Smakują
mi najbardziej ze wszystkich ryb.
 Zobaczymy  odparł Conan, zawiązując linkę na brzegu kosza.
 Sumy są pyszne  poparła Jabeda Felidamon.  Węgorze również. Chciałam
nauczyć matkę, jak je przyrządzać, ale powiedziała, że to nieczyste stworzenia.
 Pewnie w wypadku głodu mieszkańcy Qjary uznaliby, że nadają się do jedzenia 
mruknął Conan.  Może doszłoby do tego podczas suszy, gdy rzeka zamieniłaby się w wąski
strumyczek. Niech cieszą się obfitością, póki mogą.  Skończył przywiązywać drugi koniec
linki do głazu o nieregularnym kształcie.
 Ktoś idzie  włączył się do rozmowy spoglądający w górę rzeki Inos.
Pozostali, obróciwszy się, ujrzeli wysuwającą się w ich stronę spomiędzy zarośli
długą, zakrzywioną tyczkę. Szmer potoku zagłuszał odgłosy zbliżającego się przybysza.
 Kto tam?!  wykrzyknął Conan.
Zza krzaków wyłonił się pustynny koczownik o ogorzałej od słońca, gładko ogolonej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl