[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zadbam o to, żeby były interesujące.
 Skąd wiesz, że wyjechał?  pyta Gregory, ciągnąc nas na koniec kolejki, bo
tym razem nie otrzymaliśmy zaproszenia, a naszych nazwisk nie ma na liście
gości.
 Wysłał mi esemesa, zanim telefon mi się zepsuł.  Nie mogę mu powiedzieć o
Williamie.
 Jak to  się zepsuł ?
 Upuściłam go.  Aby odwrócić uwagę Gregory ego od powodów
przedwczesnego zejścia mojej komórki, pokazuję mu kartę wstępu do Lodu. Z
uśmiechem wyjmuje mi ją z ręki i przebiega wzrokiem.
 Niepozorna, co?
Wzruszam ramionami i odbieram wizytówkę, jesteśmy już przy wejściu.
Bramkarz taksuje mnie wzrokiem, ale nie zabrania mi wstępu, gdy macham mu
przed nosem kartą. Dzwoni jednak do Tony ego, żeby powiadomić go o moim
przybyciu. Czuję przypływ odwagi, zapewne dzięki trzem kieliszkom wina, które
wypiłam do kolacji. %7ładne z nas nie zmuszało drugiego do wizyty w klubie Millera.
Wylądowaliśmy tu po tym, jak wspomniałam, że mam kartę członkowską oraz
darmowy wstęp. %7ładne z nas nie zaprotestowało  ja, ponieważ jestem okrutna, a
znam tylko taki sposób, żeby zranić Millera, Gregory zaś ma po cichu nadzieję, że
zastanie tu dziś Bena. Jak długo jeszcze będziemy się tak zadręczać?
Po wejściu do środka witają nas dzwięki Feel so Close Calvina Harrissa. Od
razu kierujemy się do baru i automatycznie zamawiamy szampana, co nie jest
zbyt rozsądne. Co takiego chcemy uczcić? Fakt, że jesteśmy kompletnymi
idiotami? Ignoruję truskawkę w kieliszku i sącząc trunek, rozglądam się wokoło,
spodziewając się w każdej chwili zobaczyć Tony ego, ale mija kilka minut, a on
wciąż się nie pojawia.
Gregory nie przypomina mi, żebym nie przesadziła z drinkami, bo sam też
zamierza zagłuszyć ból alkoholem. Oboje znajdujemy się w niebezpiecznej
sytuacji; kombinacja alkoholu i determinacji, żeby uleczyć złamane serca, z
pewnością wpędzi nas w kłopoty. Wszędzie widzę kamery. Widzę też
przyglądających mi się mężczyzn, których spojrzenia łowię, choć zwykle ich
zainteresowanie wprawia mnie w zakłopotanie. Biorę głęboki oddech, zapominam
o wstydzie i zanurzam się w świecie londyńskiej elity. Nie wzdragam się przed
niczym, przyjmuję drinki, rozmawiam ze swadą i pozwalam mężczyznom
obejmować mnie w talii, kiedy przysuwają się, żeby głośna muzyka nie zagłuszyła
tego, co mówią. Niezliczeni mężczyzni całują mnie w policzek, a Gregory, choć
czuwa nade mną, uśmiecha się za każdym razem. Podchodzi bliżej, gdy odsuwam
się od wysokiego eleganta.
 Wyluzowałaś się. Jakiś powód?
 Miller Hart  odpowiadam nonszalancko, dopijając szampana. Gregory
podaje mi kolejny kieliszek i oboje rozglądamy się dookoła. Bywalcy ze śmiechem
odrzucają głowy do tyłu i całują się na powitanie w policzki. Prawdę mówiąc,
Gregory i ja nie pasujemy do tej śmietanki towarzyskiej.
Ale Ben owszem.
I jest tutaj.
Wiem, co powinnam zrobić. Powinnam odciągnąć stąd Gregory ego, ale właśnie
gdy udaje mi się przekonać mój zalany alkoholem mózg do tego pomysłu, Ben
zauważa nas i rusza w naszą stronę.
Cholera, przeklinam w myślach, zastanawiając się, co począć. Mój pijany umysł
działa na zwolnionych obrotach, więc zanim zdążę odciągnąć przyjaciela, Ben stoi
przed nami, a Gregory przestępuje nerwowo z nogi na nogę. Wciąż jestem
wściekła, zwłaszcza gdy Ben zerka na mnie spod uniesionych wysoko brwi. Biorę
głęboki oddech, żeby obrzucić go ponownie stekiem wyzwisk, ale on uprzedza
moje zamiary i wygłasza przeprosiny. Zamykam buzię i wodzę wzrokiem od Bena
do Gregory ego, zastanawiając się, jak to się dalej potoczy.
 Zachowałem się jak palant  zaczyna Ben tak cicho, że ledwo go słyszymy.
Wciąż nie wyszedł z szafy.  Nie chcę, żeby ktokolwiek się dowiedział, zanim
będę gotowy& się ujawnić.
 A kiedy to nastąpi?  rzuca ostro Gregory, czym mnie szokuje. Byłam pewna,
że kompletnie zmięknie pod cielęcym spojrzeniem Bena. Jestem mile zaskoczona.
Ben wzrusza wstydliwie ramionami i spuszcza wzrok na trzymany w dłoni
kieliszek szampana.
 Muszę się przygotować, Gregory. To poważna sprawa.
 Udając i zwlekając, sam tworzysz problem tam, gdzie go nie ma.  Gregory
łapie mnie za łokieć.  Nie ma o czym gadać  oznajmia i ciągnie mnie w stronę
parkietu. Pozwalam mu się prowadzić, a gdy zerkam przez ramię, Ben stoi
samotnie i sprawia wrażenie odrobinę zagubionego, dopóki jakaś odstawiona
lalunia nie podejdzie do niego i nie zarzuci mu ramion na szyję. Wtedy zmienia się
z powrotem w uśmiechniętego Bena, który chce wszystkich zadowolić. Jeśli
miałam dla niego choć odrobinę współczucia, to właśnie ją straciłam.
 Jestem z ciebie dumna  mówię, gdy docieramy na parkiet, gdzie właśnie gra
Jean Jacques Smoothie. Gregory uśmiecha się, odstawia nasze kieliszki, bierze
mnie w objęcia, a potem okręca.
 Ja też jestem z siebie dumny. Zatańczmy, skarbie.
Nie protestuję, ale gdy tak wywija ze mną po parkiecie, uświadamiam sobie, że
jego promienny uśmiech i beztroska mają zrobić wrażenie na Benie, który stoi na
uboczu i rozmawia z jakąś kobietą, wyraznie nią niezainteresowany, bo wzrok ma
wlepiony w Gregory ego. To dobrze, pod warunkiem że Gregory nie spuści z tonu
i nie pozwoli, żeby Ben znów wdarł się w jego życie.
Odgrywam swoją rolę perfekcyjnie, śmieję się wraz z Gregorym, pozwalam mu
się okręcać i napierać na mnie uwodzicielsko biodrami, ale nagle muzyka urywa
się przed końcem utworu, nie przechodząc płynnie w kolejny. Wszyscy przestają
tańczyć i rozglądają się dookoła, zaskoczeni. Słychać tylko gwar zmieszanych
głosów. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl