[ Pobierz całość w formacie PDF ]
hamburgera. -To, co zrobiłeś, to, co wydawało się, że robisz, nie powinno być możliwe.
- A co twoim zdaniem zamierzałem zrobić? Przestałam jeść i odłożyłam hamburgera.
- Opętać ją. Zabić.
- Opętanie - powiedział w zamyśleniu. - Nigdy tego tak nie nazywaliśmy. Ale owszem, to mniej więcej
prawda. Chciałem ją przemienić.
- Zciągnęła dodatkowe siły ze względu na ciebie. Nie na mnie. Na wypadek gdybyś spróbował.
Grant dotknął zabandażowaną dłonią guza puchnącego na linii włosów.
- Gdyby nie było żadnej ingerencji, może udałoby mi się osiągnąć coś bardziej trwałego. Może. Nigdy
wcześniej tego z nią nie próbowałem.
Powiedział to z taką łatwością. Opętać demona, nic wielkiego. Zawładnąć ich królową to ciekawy
eksperyment. Udałoby się osiągnąć coś trwałego". Tak, jakby ją skłonił, żeby zamieniła swoje czerwone szpilki
na kapcie w formie króliczków lub by pożerała chili zamiast dusz. Nie potrafiłam sobie tego wyobrazić.
- Nie mam rogów - powiedział, a ja zamrugałam, powracając do przytomności i wpatrując się w niego. Nie
uśmiechał się, ale też się nie krzywił. Jego wzrok był po prostu życzliwy. - Jeszcze nie - dodał.
- Ja nic nie mówię - odparłam.
- Już kiedyś tak rozmawialiśmy. Historia nie powtarza się dokładnie, ale jest podobna. Nie wydajesz się
taka ponura jak kiedyś.
- Ponura.
- Miałaś ku temu powody.
Odwróciłam wzrok i spojrzałam przez okno. Patrzyłam, jak jakiś człowiek wlewa benzynę do baku
ciężarówki. Zwyczajne to i codzienne. Nie byt zombi. Jakaś kobieta minęła go i weszła na stację z głową
pochyloną przed deszczem, szarpiąc niespokojnie ciasny różowy sweter. Nawet na nią nie spojrzał. Oboje byli
sami we własnych światach.
- Kiedy się poznaliśmy? - spytałam.
- A pamiętasz, kiedy przyjechałaś do Seattle? Gdzie się zatrzymałaś? Dokąd poszłaś?
Jego pytania mnie drażniły.
- Prawie dwa lata temu. Zatrzymałam się w Hyatt. Miałam wyjechać tego wieczoru, ale poszłam na Pike
Place Market na spacer... chociaż wiedziałam, że narażam się na kłopoty. Zasłona więzienna jest tam słaba. -
Spojrzałam na Granta, ściągając brwi. - Następnie pamiętam to, co było już pózniej. Przeprowadzkę do Coopa.
- Ale nie wiesz, czemu się tam przeniosłaś.
- Zaczekaj - powiedziałam ze znużeniem.
Przestał mówić i dalej jadł lody. Patrzyłam, jak dziewczyna w różowym wychodzi we stacji z pojemnikiem
mleka, wciąż szarpiąc sweter. Wyglądała żałośnie i samotnie, jakby ktoś wtargnął dziś rano w jej sny i kazał jej
pójść umrzeć w rowie.
Zerknęłam na Granta i zobaczyłam, że też przygląda się dziewczynie. Wydawał się zasmucony.
- Ona myśli o tym, żeby się zabić - powiedział, przekręcając się w fotelu i patrząc, jak kobieta wsiada do
zniszczonego zardzewiałego wozu. - Nie zrobi tego, ale kiełkuje w niej taka myśl.
Wierzyłam mu. Nic na to nie mogłam poradzić. Nie wiadomo dlaczego, miałam ochotę pobiec za
dziewczyną i potrząsnąć nią. Przecież to nie był mój problem. Miałam wystarczająco dużo na głowie.
- Lubisz Killy?
- Nie - odparł. - Jestem inny.
Dziewczyna odjechała. Kiedy znikła, poczułam chłód i pustkę, jakbym zrobiła coś złego.
27
Wysypałam resztę hamburgerów z plastikowej torby, zostawiając w środku lody. Zwinęłam ją tak, że
przypominała cegłę, i przycisnęłam lekko do spuchniętej głowy Granta. Siedział nieruchomo. Nie patrzyłam
mu w oczy.
- Powiedzmy, że mówisz prawdę.
- Co za wspaniałomyślność z twojej strony.
- Owszem - odparłam. - Do tej pory Krwawa Mamuśka powinna była cię zabić. Albo próbować zawładnąć
twoim ciałem.
- Próbowała to zrobić ponad rok temu. - Grant położył zabandażowaną dłoń na mojej ręce. - Wtedy właśnie
się poznaliśmy. Uratowałaś mi życie. Przy Pike Place Market.
Cofnęłam dłoń, pozwalając, aby sam trzymał przy głowie mięknący zimny pakunek.
- I nigdy już nie wyjechałam.
- Chyba doszłaś do wniosku, że mnie lubisz. Tak trochę. Chyba bardziej niż trochę, skoro spaliśmy w
jednym łóżku. Dla własnego dobra zaczęłam dociekać, jak do tego wszystkiego doszło.
- A kim ty jesteś?
- Człowiekiem - odparł poważnym i posępnym głosem, a wypowiedziane przez niego słowo zawisło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]