[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spotęgowała jeszcze niezwykły urok otaczającej przyrody. Tadzio zsunął się z ławki i le\ał na
traawie u stóp Emilki, która ponownie odczuwała dziś jego nieprzeparty wdzięk. Odczuwała go
tak silnie, \e nie śmiała podnieść na Tadzia oczu. Ale przyznawała się przed samą sobą z
naiwnością, która byłaby okropnie zgorszyła ciotkę El\bietę, \e pragnęła gorąco przesiać przez
palce jego krucze włosy. Pragnęła wtulić się w jego ramiona... przycisnąć twarz do jego piersi,
poczuć dotknięcie jego ust na swym policzku...
Tadzio wyjął jedną rękę spod głowy i poło\ył na jej ręce.
Nie poruszyła się. Wtem przemknęły jej przez głowę słowa Ilzy:  Widziałam, jak przyjmował ich
hołdy, słyszałam, jak mówił do ka\dej to, co chciała usłyszeć . Czy Tadzio odgadł jej myśli? Były
one tak \ywe, tak intensywne, \e chyba ka\dy mógł je nieomal  słyszeć . Nie do zniesienia!
Skoczyła na równe nogi, zrzuciła jego dłoń ze swej ręki.
- Muszę wracać.
To było nieoczekiwane. Nie mogła temu zapobiec. Sama się dziwiła swym słowom. Ale trzeba...
on nie powinien.... nie mo\e... pomyśleć... Tadzio wstał równie\. W jego głosie i spojrzeniu
nastąpiła zmiana. Czarowny moment minął.
- Ja te\ muszę wracać. Matka będzie czekać na mnie. Wstaje tak wcześnie. Biedna moja mateczka!
Nic a nic się nie zmieniła. Nie jest dumna z moich sukcesów. Nienawidzi ich. Myśli, \e one ją
pozbawiają syna. Z biegiem lat \ycie nasze nie stało się łatwiejsze. Pragnę, \eby matka pojechała
ze mną, ale ona słyszeć o tym nie chce. Po części dlatego (przypuszczam!), \e nie zniosłaby rozłąki
ze swym domkiem, z tą okolicą, a po części dlatego, \e nie chce mnie widzieć pochłoniętego
nieznaną jej pracą. Zastanawiam się, co ją taką uczyniło. Nigdy nie znałem jej innej, ale sądzę, \e
nie zawsze była taka zaborcza i zazdrosna. A\ dziwne, \eby syn wiedział tak mało o \yciu matki,
jak ja. Nie wiem nawet, skąd się wzięła ta blizna na jej twarzy. Nie wiem nic o moim ojcu, nic o
jego rodzinie. Matka nigdy nie mówi o tych latach, które prze\yła, zanim przenieśliśmy się do
Czarnowody.
- Coś ją zraniło wówczas, zraniło tak boleśnie, \e nie otrząsnęła się ju\ nigdy z tego ciosu? - rzekła
Emilka.
- Mo\e śmierć mego ojca?
- Nie, przynajmniej nie tylko to. Coś było tam jeszcze... jakiś ślad... No, do widzenia.
- Będziesz na obiedzie tanecznym u pani Chidlaw jutro wieczorem?
- Tak. Przysyła po mnie samochód.
- Ho, ho! Nie ma co pytać zatem, czy wstąpić po ciebie i zawiezć cię jednokonnym powozikiem.
Muszę się zaopiekować Ilzą, z tego wynika... Perry te\ tam będzie?
- Nie. Napisał do mnie, \e nie mo\e przyjść. Przygotowuje pierwszy swój proces. Nazajutrz staje w
sądzie.
- Perry dzielnie posuwa się naprzód, prawda? Ta jego \elazna wytrwałość zatryumfuje w końcu.
Będzie bogatym człowiekiem, a my będziemy jak myszy kościelne. Ale my gonimy za tęczą,
wszak prawda?
Nie chciała poddać się jego czarowi. Pomyśli, \e i ona czeka  z wywieszonym językiem na
upragnione słowa, nie! Odwróciła się niemal niegrzecznie. Tak chętnie zgodził się  zaopiekować
Ilzą , jak gdyby to istotnie było faktem bez znaczenia. A jednak czuła jeszcze dotknięcie jego dłoni
na swej ręce. Tą przelotną pieszczotą ujarzmił ją całkowicie. Lata całe mał\eństwa z Deanem nie
przywiązałyby jej tak bardzo do Deana, jak ten moment - do Tadzia. Nie mogła myśleć o niczym
innym cały dzień. Wcią\ prze\ywała na nowo ten moment nieopisanego szczęścia. Wydawało jej
się niemo\liwością, \e w Srebrnym Nowiu wszystko jest po dawnemu, \e kuzyn Jimmy troszczy
się o mszyce na swych drzewkach.
Pęknięcie opony na szosie prowadzącej do Shrewsbury opózniło wyjazd Emilki na obiad pani
Chidlaw. Podbiegła do zwierciadła na sekundę i odwróciła się od swego odbicia zadowolona. Mały
diadem we włosach uwydatniał świe\ość jej cery i o\ywiał jednostajność sukni ze srebrnych
koronek na blado_błękitnym spodzie. Suknię tę przysłała jej panna Royal z Nowego Jorku. Ciotki
Laura i El\bieta postawiły znak zapytania nad tą suknią. Srebrny i błękitny, to takie dziwne
zestawienie barw. Ale Emilka wyglądała w nim uroczo. Kuzyn Jimmy przyjrzał się cudnemu
zjawisku o gwiazdzistych oczach z rozrzewnieniem i rzekł \ałośnie do Laury po wyjezdzie Emilki:
- W tej sukni ona ju\ nie nale\y do nas.
- Wyglądała jak aktorka - odrzekła Laura.
Emilka nie czuła się jak aktorka, biegnąc przez wielką werandę prowadzącą do salonu, gdzie pani
Chidlaw podejmowała gości. Czuła się \ywotna, szczęśliwa, pełna wyczekiwania. Tadzio będzie
na tym wieczorze, będą się porozumiewali wzrokiem poprzez stół, będzie mogła obserwować go
skrycie, gdy będzie rozmawiał z inną, myśląc o niej. Będą tańczyli razem. Mo\e on jej powie to,
co tak bardzo pragnęła usłyszeć...
Stanęła na progu, oczy jej słodkie, rozmarzone, spoczęły na zebranych. Przed nią roztaczał się
obraz pełen niezapomnianego wdzięku.
Wielki stół zajmował środek olbrzymiej sali. W głębi ustawiono, jako tło, świerki i palmy. Zza tych
drzew przedzierało się światło. W tym dyskretnym oświetleniu rzucała się w oczy piękna twarz
Ilzy, olśniewającej dzisiejszego wieczoru. A obok niej, naprzeciwko, inni goście: profesor Robins o
długiej, melancholijnej twarzy, wydłu\onej jeszcze bardziej przez długą brodę; Lizeta Chidlaw, o
twarzyczce pełnej wdzięku, okolonej ciemnymi włosami, wysoko upiętymi nad czołem i z
błyszczącymi oczami;
Jakub Glenlake, rozmarzony i przystojny; Anetka Shaw, senna, biało-ró\owa, wiecznie
uśmiechnięta a la Mona Liza; mały Tomasz Hallam o twarzy pełnej humoru, typowy Irlandczyk;
Aylmer Vincent, otyły, łysiejący. Wcią\ jeszcze czarował panie ładnymi frazesami. Jak
niedorzeczną była, upatrując w nim Zaczarowanego Księcia! Gustaw Rankin, uroczyście
wyglądający, a obok niego puste krzesło, dka niej najwidoczniej. Eliza Borland, młoda i milutka,
pokazująca chętnie swe prześliczne rączki w świetle świec. Ale Emilka widziała tylko Tadzia i Ilzę.
Tamci byli dla niej marionetkami. Siedzieli na wprost niej, razem. Tadzio, rozmowny i
uśmiechnięty, jak zawsze. Jego ciemna głowa dotykała niemal jasnych włosów Ilzy. Ilza,
promienna w swej turkusowej sukni, wyglądała jak królowa. W chwili kiedy Emilka stanęła na
progu, Ilza podniosła oczy na Tadzia i zadała mu najwidoczniej jakieś poufne pytanie, wysoce
wa\ne, sądząc z wyrazu jej twarzy. Nigdy Emilka nie widziała dotychczas tego wejrzenia u Ilzy.
Tadzio spojrzał jej w oczy i coś odpowiedział. Emilka wiedziała, czy te\ poczuła, \e odpowiedzią
był wyraz:  kocham . Tamci popatrzyli sobie w oczy przez długą chwilę. Ilza zarumieniła się i
spojrzała w odwrotną stronę. Czy Ilza rumieniła się kiedykolwiek przed tym wieczorem? Tadzio
powiódł dokoła wzrokiem zwycięzcy.
Emilka począwszy od tego momentu przestała się obracać w zaczarowanym kole swych złudzeń.
Serce jej tak pogodne, tak wesołe jeszcze przed minutą, zastygło, zmartwiało. Mimo światła i
otaczających ją śmiechów mrok ponury zapanował w jej duszy. śycie całe wydało jej się nagle
szpetne. Dla niej był to obiad zło\ony z gorzkich ziół. Nie mogła sobie nigdy przypomnieć, co
opowiadał jej Gustaw Rankin. Nie patrzyła na Tadzia, który robił wra\enie wybornie
usposobionego i przez cały czas rozmawiał i przekomarzał się z Ilzą. Emilka pozostała milcząca i
roztargniona do końca obiadu. Gustaw Rankin opowiadał jej swoje ulubione anegdotki, ale
podobnie jak błogosławionej pamięci królowa Wiktoria, Emilka nie bawiła się nimi. Pani Chidlaw,
która ją obserwowała, \ałowała, \e posłała samochód po taką kapryśną dziewczynę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl