[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uderzyła Ellie w twarz, a ochroniarka skrępowała jej ręce.
Mikhail wybiegł z apartamentu, po drodze oddał Kale
Jarkowi.
- Dzwoń do rodziców. Niech pilnują Tani, nie powinna na
krok wychodzić z domu! Jedz tam zaraz, proszę.
- Już mnie nie ma. - Jarek umieścił małą w nosidełku na
piersiach i wyszedł.
- Powiedz mi zaraz, gdzie ona jest!!! - Mikhail z daleka
usłyszał krzyk Hillary. - Zabieram ją!
Kiedy do niej podszedł, poczuł odór alkoholu. Siostry na
pierwszy rzut oka zdawały się podobne, ale oczy Hillary były
puste i martwe, a grymas ust zdradzał gorycz i znudzenie
życiem.
- Oto i pan Stepanov we własnej osobie - powitała
Mikhaila. - Tata się tobą zajmie. Jeśli chcecie uniknąć
kłopotów, oddajcie mi natychmiast moją córkę.
Mikhail z trudem powściągał wściekłość. Zmierzył
groznym spojrzeniem atletkę. Poskutkowało, bo puściła Ellie.
- Przyjechałyśmy po małą - mruknęła.
- Ja się tym zajmę. - Mikhail objął Ellie, ale strąciła jego
ramię, jakby chciała dać mu do zrozumienia, że nie potrzebuje
pomocy. Otarta wierzchem dłoni krew z rozciętej wargi i
zwróciła się do siostry:
- Pracuję tutaj, Hillary. Potrzebowałam pracy i ją
znalazłam. Tania jest bezpieczna, czuje się dobrze. Nic więcej
nie mam ci do powiedzenia.
- Zawsze wiedziałam, że coś było między wami. Za
bardzo się go czepiałaś, ciągle na niego napadałaś. Teraz
chcesz go wykorzystać. Przez ciebie straci swój ukochany
ośrodek. Tata mu tego nie daruje. A może to on cię
wykorzystuje, tak jak wykorzystywał cię nasz kochany
staruszek? Byłaś mu potrzebna, bo miałaś klasę, byłaś
reprezentacyjna, ja nie. Zawsze się mnie wstydził. Zauważył
mnie dopiero wtedy, kiedy złowiłam wpływowego faceta z
dużymi pieniędzmi. Muszę mieć Tanię, żeby dopiąć swego...
Napiłabym się... Chodz, Freddie.
Mikhail zagrodził jej drogę.
- Nie.
- Ten ośrodek należy do taty - prychnęła Hillary. - Mam
prawo do darmowego pobytu i darmowych drinków.
- Nie w Amoteh. Tu nie masz prawa do niczego. ProszÄ™,
żebyś opuściła teren ośrodka.
- Pożałujesz tego. Obydwoje pożałujecie! - rzuciła
jeszcze, wsiadła do samochodu, zatrzasnęła drzwi i odjechała
z rykiem silnika.
- Tak wyglądają uczucia rodzinne w wydaniu Lathropów
- westchnęła Ellie. - Powinnam jechać do Tani.
- Jarek już tam pojechał. Jest bezpieczna.
Ellie patrzyła za znikającym samochodem. Nie ulegało
wątpliwości, że Hillary skręci teraz do najbliższego baru.
- Dobrze, że jest z nią ktoś, kto będzie się mógł nią zająć.
Kiedy jest wściekła i nie może sobie poradzić z samą sobą,
zaczyna pić - powiedziała z goryczą.
Mikhail ujął ją delikatnie pod brodę, obejrzał rozciętą
wargÄ™.
- Krwawi.
Ellie gwałtownie odepchnęła jego dłoń.
- Daj mi spokój. Nie dotykaj mnie. - Nie chciała od niego
pociechy.
Ellie, kobieta, którą wielbił, której uśmiech sprawiał mu
rozkosz, której łzy przyprawiały go o cierpienie, odtrącała go.
Patrzył na jej ból i nic nie mógł zrobić, żeby jej ulżyć. Był
bezradny.
- Muszę iść do Tani - powtórzyła z desperacją i
skierowała się ku ścieżce prowadzącej do domu Stepanovów.
Mikhail patrzył za nią nieruchomym wzrokiem.
ROZDZIAA SIÓDMY
Tego wieczoru, kiedy Tania już usnęła, zapukał do drzwi
mieszkania Ellie, Stał w progu w rozpiętej koszuli, ze
zmierzwionymi włosami i ponurą miną.
- Pokaż mi tę wargę - zażądał, odwracając jej twarz do
światła.
- Nic mi nie jest.
- Nie jesteś przyzwyczajona, żeby ktoś się o ciebie
troszczył, prawda? Nie chcesz tego? - Przesunął delikatnie
kciukiem po skaleczeniu.
Ellie przymknęła powieki. Mikhail nie rozumiał, że
odziera ją z resztek dumy, upokarza swoją troskliwością.
- Nie jestem ofiarą. Nigdy nie byłam. To zresztą nie ma
żadnego znaczenia, liczy się tylko bezpieczeństwo Tani.
- Oczywiście - przytaknął cicho.
- Mikhail?
- Tak? - Jego zdławiony głos mówił wszystko; chciał ją
chronić, otoczyć opieką. Czekał, że go o to poprosi. Rysy mu
stężały. Skinął głową i wycofał się do swojego apartamentu,
zamykajÄ…c cicho drzwi.
Ellie nie spała całą noc. Nie potrafiła zrozumieć
bezwzględności Hillary, z rozpaczą myślała, że może stracić
Tanię, cały czas widziała ściągniętą bólem twarz Mikhaila,
jakby otrzymał policzek wymierzony jej ręką.
Z samego rana chciała z nim porozmawiać, ale przyjął ją
chłodno, był nieprzystępny i opryskliwy. Próbowała przebić
siÄ™ przez ten stalowy pancerz.
- Przepraszam, że cię uwikłałam w swoje problemy.
%7ładnej reakcji. Pochylił głowę nad papierami i zaczął składać
na nich swój podpis. Czyżby żałował, że się kochali, że
uczynił pierwszy krok ku zbliżeniu? Podniósł wreszcie wzrok,
odchylił się w fotelu, rzucił pióro na biurko.
- CoÅ› jeszcze?
Tyle mu chciała powiedzieć, ale nie ułatwiał jej sytuacji,
wręcz przeciwnie. Pod maską chłodu wyczuwała z trudem
hamowaną złość.
- Nie. Ja... myślałam... Dziękuję.
Ujął na powrót pióro i wrócił do dokumentów leżących na
biurku.
- Obydwoje mamy pilną pracę - rzucił oschle.
Po południu Ellie poszła z Tanią na spacer na plażę. Szła
brzegiem morza pogrążona w myślach o spotkaniu z Hillary. I
nieporozumieniach z Mikhailem.
Nagle kątem oka dostrzegła sylwetkę potężnego
mężczyzny. Stał oparty o drewnianą barierkę mola.
Obserwował Tanię. Rozpoznała Larsa.
Zdążyła się już przekonać, że potrafi być niebezpieczny.
Plaża była niemal pusta: w oddali było kilku spacerowiczów.
Ellie chwyciła małą za rękę i po stromych schodach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]