[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Czy mam zawołać wojownika, który ma zabrać twojego konia?
Zapytany zaprzeczył mówiąc:
Wojownicy Apaczów są bardzo zajęci zabijaniem bizonów. Bawole Czoło uda się sam
po swojego konia. Nie jest hańbą dla wodza doglądać konia, który go nosi.
Wstał i poszedł.
Skradał się od krzaka do krzaka przez najwę\szą część prerii, a mimo to nie zobaczył go
\aden Apacz. Uwa\ali, \e są tak wyjątkowo bezpieczni, i\ zaniedbali zwykłej ostro\ności. Do
tego ka\dy jego ruch był tak opracowany i chytry, \e byłby oszukał nawet uwa\nego wroga.
Preria, którą właściwie mo\na było nazwać końcem wielkiej sawanny, przytykała do
potę\nego, dziewiczego lasu, który ciągnie się a\ do samych gór. Bawole Czoło skręcił w ten
las, przeszedł niejeden dół, a wreszcie miał zamiar zejść w jedną z rozpadlin, kiedy usłyszał z
dołu głośne stąpanie i łomot łamanych krzewów. Popatrzywszy w dół ujrzał bizona, który z
otwartej prerii wpadł tutaj, uciekając przed Indianinem na koniu. Jezdziec miał na plecach
kołczan, w lewej ręce łuk, w prawej długą, elastyczną dzidę na bawoły, stokroć dla tych
zwierząt niebezpieczniejszą ni\ kula. Był to zaledwie dwudziestoletni młodzieniec. Starszy,
bardziej doświadczony wojownik byłby się pokusił raczej na mięso samicy, ni\ na twarde
mięso samca i nie wpadło by mu do głowy zapuszczać się na niebezpieczny teren za takim
potę\nym zwierzem. Młodzieniec jednak dał się porwać zapałowi myśliwego i pędził za nim
przez zarośla tak, \e wiszące konary biły go po twarzy.
Tak zapędzili się w wąską, krótką rozpadlinę, gdzie na samym końcu stał koń Bawolego
Czoła. Zwierz poznał, \e dalej nie mo\e pędzić. Pochylił swoją głowę ukrytą zupełnie pod
straszliwą grzywą i rzucił się do odwrotu, kiedy Indianin wypuścił dzidę w miejsce, które
najłatwiej mo\na zranić, poza i powy\ej okolicy, gdzie rośnie grzywa.
Jednak dzida nie dosięgła celu. Bizon został zraniony, dyszał parą z nozdrzy, pochylił znowu
swój łeb i ostrymi rogami rozpruł końskie ciało. Koń padł koń na ziemię w jednej chwili.
Indianin ocalał szybko zeskakując na ziemię. Nie miał innej broni jak strzały i nó\.
Wystarczyła chwila, aby wyjął strzałę z kołczanu i napiął łuk, strzała tylko zagwizdała i utkwiła
w oku bawoła. Ale zwierz miał jeszcze jedno widzące oko. Zaryczał chrapliwie, stał
chwileczkę spokojnie, potem pochylił znowu łeb do pchnięcia, które teraz byłoby śmiertelne.
Wtem obok Indianina huknął strzał, który rzucił łeb bizona w bok, straszliwy skurcz wstrząsnął
jego kolosalnym cielskiem, padł najpierw na przednie, potem na tylne kolana i zwalił się
nie\ywy!
Skoro Bawole Czoło zrozumiał, jaki smutny koniec musiała mieć walka, zeskoczył ze
stromej ściany i wypalił. Kiedy Indianin obrócił się w jego kierunku, on ju\ zwyczajem
myśliwych nabijał na nowo strzelbę.
Czy mięso samca bizona smakuje mojemu bratu więcej ni\ samicy? zapytał spokojnie.
Czy zabija mój brat chętniej bizona w lesie, ni\ na otwartej prerii? Niech mój brat czyni na
przyszłość tak, jak lepiej i roztropniej!
Mimo ciemnej skóry młodzieńca, mo\na było poznać, \e się zarumienił. Zaraz jednak
podniosłą dumnie głowę i odpowiedział gniewnym tonem:
Co cię to obchodzi, gdyby mnie bizon zabił?
Czy brat mój nie ma ojca, któryby go opłakiwał? zapytał Misteka.
Mój ojciec nazywa się Rączy Koń odparł Indianin z dumą.
A jak się ty nazywasz?
Imię moje brzmieć będzie po wszystkich górach i lasach.
Czyli, \e nie masz jeszcze imienia? To gdybyś tutaj zginął, nikt nie umiałby powiedzieć
kogo tu pogrzebano. Młody brat mój uniknął ogromnej hańby. Niechaj będzie ostro\niejszy, a z
pewnością będzie kiedyś nosił bardzo sławne imię.
U Apaczów mianowicie, młody wojownik otrzymuje dopiero imię, kiedy wykona pierwszy
czyn bohaterski i zdobędzie skalp nieprzyjaciela. Hańbą jest być zabitym młodo, nie mając
jeszcze imienia.
Dlatego na słowa Bawolego czoła, Apacz wyjął nó\ i rzekł:
Czy mam zabrać twój skalp i potem nosić twoje imię? Bawole Czoło zaśmiał się i
odpowiedział:
Ja bym dziesięć razy twój ściągnął, nim ty raz dostałbyś mój.
Spróbuj.
Po tym krzyku schwycił Apacz Mistekę za pierś i zamierzył się do ciosu, lecz lotem
błyskawicy pochwycił Bawole Czoło rękę trzymającą nó\ i ścisnął z taką mocą, \e młodzieniec
krzyknął z bólu i wypuścił nó\ z ręki.
Od kiedy to Apacz krzyczy, czując ból? zapytał Misteka. Od kiedy to zabija Apacz
tego, który mu ocala \ycie? Miałbym teraz prawo i sposobność ściągnąć twój skalp, lecz daruję
ci \ycie, gdy\ tam nadchodzi inny, z którym godniejszą jest rzeczą walczyć.
Pokazał na przeciwny brzeg jaru, tam rozsunęły się krzewy i ukazał się niedzwiedz.
Nie był to mały, brunatny niedzwiedz, tylko ogromny siwy niedzwiedz górski, którego w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]