[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Bawole Czoło zgrzytnął zębami mówiąc:
- Zmierć to za łagodna kara dla niego; ten pies odpokutuje to w straszny sposób. Podszedł zwolna do
sierżanta, który się już podniósł i kopnął go tak, że znowu upadł, klęknął na nim i wyciągnął nóż.
- Na nieba! Co chcecie ze mną zrobić? - wrzasnął sierżant ze strachem.
- Ty nie jesteś człowiek tylko gadem, słyszałem o twoich sprawkach - odrzekł wódz. - Ty znieważyłeś
córkę Misteków, a ja ci żywcem zdejmę skalp.
- Boże, nie czyń tego! - wrzeszczał Francuz.
- Nie wołaj Boga, bo sam jesteś diabłem.
- Zabijcie mnie raczej.
- Nie znałeś miłosierdzia i ja go znać nie będę.
Pokażę ci jak się żywcem zdejmuje skalp, ale nie prędko trzema cięciami i jednym pociągnięciem, tylko
pomału, tak jak się maluje skalp nieprzyjaciela na skórze bawołu.
- Aaski, łaski!
- Tchórz z ciebie.
Lewą ręką ujął Francuza za włosy, prawą przyłożył mu nóż do czoła. Sierżant rzucił się, lecz kolano
Indianina silnie przyciskało mu pierś drugie zaś przygniotło szyję, tak, że górna część jego ciała leżała
jak przygwożdżona.
Właśnie przeciął mu Misteka skórę na czole. Francuz wrzeszczał przerazliwie, ale i Resedilla stojąca na
boku krzyknęła. Pirnero stał obok niej z włosem podniesionym do góry ze strachu, drżąc na całym
ciele, przypatrując się tej strasznej scenie, oczami szeroko rozwartymi z przerażenia.
- Nie czyń tego senior! - prosiła Resedilla pełna wstrętu. Indianin jednak z zimną krwią odrzekł:
- Zasłużył na więcej, straci także uszy i nos. Bawole Czoło nie jest katem, ale córka Misteków musi być
pomszczona.
Przy tych słowach pociągnął nóż wokoło włosów Francuza. Sierżant zawył z bólu, Resedilla zakryła oczy
zsuwając się na ziemię. Zemdlała z przerażenia. Wszystkie trzy damy leżały bez przytomności. Francuzi
wszyscy z wyjątkiem dwóch nie żyli, Gerard leżał również bez znaku życia na podłodze, prawie
wszędzie krwią pokrytej. W środku trupów i krwi stał Pirnero utkwiwszy swe przerażone oczy w
Bawolim Czole. Nie mógł oderwać od niego swego wzroku.
- Nie krzycz psie! - odezwał się wódz. - To cięcie nie sprawia bólu. Ten dopiero nadejdzie jak ci zacznę
ściągać skórę z czaszki razem z uszami. Począł obracać głowę Francuza na prawo podcinając mu prawe
ucho potem na lewo czyniąc to samo z lewym, jednak tak, że pozostały wiszące przy skórze. Francuz
ryczał jak bizon.
- Milcz tchórzu! - wołał Bawole czoło. - Teraz dopiero zaczniesz śpiewać, bo teraz zacznę ci ściągać
skórę. Uważaj!
Złapał silnie za włosy i począł ciągnąć, ale pomału, tak jak mu przyrzekł. Sierżant nie mógł wprawdzie
poruszać ani głową, ani rękami, jednak dolna część ciała była wolna. Począł więc kopać, rzucając je do
góry, walić nimi w podłogę, przy tym tak wrzeszczał, że żadne zwierzę nie potrafi takiego głosu z siebie
wydać. Wódz pozostał zimnym. Kiedy mu ściągnął całą skórę odezwał się:
- Oto skóra tchórza, którzy krzyczy gdy go skalpują. Bawole Czoło nie będzie jej nosił. Podaruje ci ją na
pamiątkę tej chwili. Do tego dodam jeszcze twój nos. To mówiąc porwał go za nos i szybkim cięciem
odciął od twarzy. Francuz wydobył z siebie jeszcze jeden straszny jęk, w którym była zawarta cała
męka ciała i duszy. Bawole Czoło wydobył rzemień, przeciął go w połowie, po czym zawiązał mu ręce i
nogi. Zawinąwszy nos w skalp rzucił go razem ze związanym w kąt. Pirnero wsparł się o ścianę i stał
biały jak kreda z zamkniętymi oczami. Bawole Czoło przystąpił do niego i szarpnął go mówiąc:
- Mój biały brat może już otworzyć oczy, bo skończyłem. Teraz przetnę twoje więzy i uwolnię innych.
Dobył noża i przeciął sznury, którymi Francuzi skrępowali swoje ofiary. Nagle zauważył, że żołnierz
który trzymał Gerarda i który dostał tylko kolbą przyszedł do siebie i otworzył oczy.
- Ten nie śmie zobaczyć słońca - zawołał.
Schylił się nad nim i zatopił mu nóż w sercu.
W tej chwili odezwały się spieszne kroki na schodach, Steranu razem z Piorunowym Grotem i Mariano
weszli z bronią w ręku. Na pierwszy rzut oka poznał Sternau co się stało.
- Bawole Czoło już się policzył! - zawołał.
- Czarny Gerard był tu przede mną! - odpowiedział Indianin. Piorunowy Grot zobaczył Emmę na ziemi i
podskoczył ku niej wołając:
- Na Boga, czy ona żyje?
Sternau uklęknął przy niej zbadawszy ją odrzekł uspakajająco:
- Zemdlała tylko.
- A córka Misteków? - zapytał Bawole Czoło. Sternau począł badać Karię wreszcie rzekł:
- Musimy poczekać, aż przyjdzie do siebie.
Na to wódz zawołał groznie:
- Jeżeli umrze, Bawole Czoło położy na jej grobie tysiąc skalpów Francuzów. Sternau usłyszał jęk
sierżanta w kącie, ujrzawszy go zapytał:
- Kto mu zdjął skalp?
Na to Bawole Czoło rzekł twardo:
- To był ich przywódca. Zawinił. On uderzył córkę Misteków, dlatego ściągnąłem mu skórę razem z
uszami i nos mu oderżnąłem. Sternau odwrócił się z odrazą. Widok tego człowieka był straszny.
- Senior, popatrz na mą córkę - prosił Pirnero. Sternau spełnił prośbę i zawyrokował:
- Także tylko omdlenie.
Potem przystąpił do hrabiego i począł opatrywać mu głowę nabrzmiałą wskutek silnego uderzenia
kolbą. Twarz jego posępniała.
Mariano widząc to zapytał prędko z przerażoną miną:
- Zabity?
- Nie, ale ranna jest niebezpieczna.
- Mój Boże, to straszne. Serce mi się ściska.
- Niebezpieczeństwo polega na tym, że hrabia już jest stary i dosyć się wycierpiał. Potrzeba będzie
długo czasu nim przyjdzie do siebie. A tu kto? To Czarny Gerard! Ukląkł nad nim i rozpiąwszy mu
koszulę począł go opatrywać i osłuchiwać:
- Na Boga! Tak posieczonego i tak postrzelonego nie widziałem jak długo żyję. Najpierw musi być
obwiązany, aby dalszy upływ krwi powstrzymać.
- %7łyje jeszcze? - spytał Pirnero.
- Jeszcze żyje. Pózniej dopiero będę mógł stwierdzić, czy rany są śmiertelne, czy nie. Przede wszystkim
rozglądnijcie się za ludzmi, byśmy rannych przetransponowali do łóżek. Senior Pirne- ro, dom pana
będzie teraz lazaretem. Gerard musi iść pierwszy do łóżka. Dalej chłopcy przenieście go, bo każda
chwila zwłoki może być niebezpieczna. Ponieważ walka była skończona, więc niedługo znalazło się
dosyć rąk, by leżących bez zmysłów przetransportować do łóżka.
Sternau miał wiele pracy. Dwaj wiedeńscy doktorzy byli jeszcze na polu walki opatrując rannych
Apaczów, więc uwijał się sam.
Zabitych Francuzów pościągano ze strychu i powrzucano do rzeki. Ten sam los podzielili polegli na
placu. Po zdjęciu skalpów i odebraniu łupów powrzucano ich również do rzeki. Lecz powróćmy jeszcze
na pole bitwy, zobaczymy tam sceny, których przemilczeć byłoby szkoda.
* * *
Kiedy ostatni Francuz padł i nie było nic więcej do roboty, Niedzwiedzie Oko zawrócił swego konia ku
rzece, do zacisznego miejsca, osłoniętego kilkoma drzewami zasłaniającymi brzeg.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]