[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nęła na Annę i pomyślała, że przynajmniej jedna osoba
nie musi udawać zadowolenia.
Nad jeziorem Sophie ściągnęła ubranie i zaprezen-
towała śliczny kostium kąpielowy w odcieniu jej oczu,
wybrany przez Xaviera w Rancho del Condor. On sam
miał na sobie te same kąpielówki co poprzednio.
Ale widok! Nad jej głową rozległ się piskliwy
głos kobiecy. Jacy skromni! Babcia i dziadek!
Sophie podniosła wzrok i zmrużyła powieki.
Kompletnie naga Anna stała na skalnej półce i obser-
NAJBOGATSZY HISZPAN 97
wowała ich oboje. Sophie dostrzegła ją i pomyślała
złośliwie, że nawet tak mocno wciągnięty brzuch nadal
pozostaje tłustawy.
Xavier! zawołała Anna. Kto pierwszy na dru-
gim brzegu, ten wygrywa!
W odpowiedzi Xavier zanurkował i przez pewien
czas nie wypływał.
Wybacz, Anno parsknął, kiedy w końcu wy-
stawił głowę ponad taflę jeziorka. Chcę się odprężyć,
a nie ścigać. Na dowód, żemówi prawdę, obrócił się na
plecy i powoli odpłynął.
Sophie nie wiedziała, czy zauważył obfite piersi
Anny i czy zwrócił uwagę na to, że nie była naturalną
blondynką. Nawet jeśli tak, to nie dał tego po sobie
poznać.
Wchodzisz, Sophie?! zawołał.
Szybko wskoczyła do wody.
Zcigamy się? zaproponował niskim głosem.
Dobrze zgodziła się ochoczo. W każdej chwili.
Dam ci dziesięciosekundowe fory mruknął.
Zamiast odpowiedzieć, od razu ruszyła przed siebie
i dopłynęła do przeciwległego brzegu zaledwie kilka
sekund po Xavierze.
Pomógł jej wydostać się z wody i sięgnął po ręczniki.
Jeśli potrzebujesz towarzystwa, mogę jeszcze raz
wejść do wody zaproponowała Sophie i pośpiesznie
się wytarła.
Nie, dziękuję prychnęła Anna. Wolę poprawiać
opaleniznę, niż sinieć z zimna. Odwróciła się na
brzuch. Od tyłu prezentowała się niemal równie im-
ponująco jak od frontu.
98 SUSAN STEPHENS
Sophie zauważyła z ulgą, że Xavier na szczęście nie
jest zainteresowany wdziękami Anny. Bez słowa znik-
nął w krzakach, by się przebrać, i wkrótce wszyscy
wyruszyli w drogę powrotną do kliniki.
Gdy dotarli na miejsce, Xavier zwrócił się do Sophie:
Powinienem cię uprzedzić... Wiem, że informuję
cię w ostatniej chwili, ale jutro musisz ze mną jechać.
Naprawdę? wymamrotała. Jej próby zamasko-
wania euforii nonszalancją nie na wiele się zdały.
Wezmę wolne zaproponowała Anna, stając mię-
dzy Xavierem i Sophie. Jest tutaj mnóstwo ludzi,
którzy mogą mnie zastąpić.
To miło z twojej strony, Anno odparł. Nie
mogę jednak zostawiać kliniki i szpitala bez odpo-
wiednio wykwalifikowanego personelu. Sophie bę-
dzie...
Co? zjeżyła się urażona Anna. Co takiego zrobi
Sophie, czego ja nie potrafię?
Chciałem powiedzieć, że Sophie zajmie się tym,
czym powinna, podobnie jak ty, Anno oznajmił tonem
nieznoszącym sprzeciwu.
Tak, oczywiście wymamrotała zawstydzona
Dunka.
Sophie ogarnęło współczucie dla koleżanki po fachu.
Mimo wszystko Anna była świetna w swoim zawodzie,
czuła się odpowiedzialna za pacjentów, a Xavier bez
trudu potrafił zawrócić kobietom w głowach.
Nie rób takiej wstrząśniętej miny mruknął Xavier
do ucha Sophie i delikatnie wyprowadził ją za drzwi.
Ostatecznie zgodziłaś się wypełniać wszystkie swoje
obowiązki.
NAJBOGATSZY HISZPAN 99
A jakie są w końcu te moje obowiązki? spytała
buńczucznie.
A takie. Zatrzasnął drzwi nogą i oparł się o nie,
żeby nie można było ich otworzyć od wewnątrz.
Przyciągnął ją do siebie i pocałował tak nieoczekiwa-
nie, że tylko cicho krzyknęła, zanim do niej przywarł.
Jego pocałunek był namiętny, długi i delikatny. Całował
ją tak, jakby czekał na tę chwilę przez całe życie,
a przestał tylko dlatego, że Anna zaczęła się dobijać od
środka.
Nie lubię czekać oznajmił w formie lapidarnego
wyjaśnienia i pociągnął Sophie za sobą na schody i do
samochodu.
Dokąd jedziemy? spytała zadyszana, kiedy uru-
chomił silnik.
A dokąd byś chciała?
Jak najdalej stąd westchnęła. Powiedz mi tylko,
czy chodzi o pracę, czy o przyjemność.
Pracę zostawmy na jutro.
A dzisiaj? dopytywała się. Dokąd mnie zabie-
rasz?
Pojedziemy tam, gdzie możemy być sami. Chyba
że masz lepszy pomysł.
Nie zaprzeczyła pospiesznie. Byle tylko nie-
zbyt daleko.
Zatem w drogę. Wcisnął pedał gazu.
Dojechali do końca wąskiej ścieżki i musieli wysiąść,
by dalej pójść o własnych siłach. Wreszcie dotarli do
skalnej półki z widokiem na dolinę. Panowała idealna
cisza, byli odizolowani od ludzi i mogli podziwiać
niepowtarzalny krajobraz z Andami w tle.
100 SUSAN STEPHENS
Nagle Xavier pociągnął Sophie na ziemię.
Nie ruszaj się nakazał szeptem.
Co jest? mruknęła.
Patrz tam... W kierunku szczytu.
Odetchnęła głęboko. Nawet z tak dużej odległości
widzieli, że ptak jest ogromny.
Czy to kondor? spytała z niedowierzaniem.
Tak. Póznym popołudniem przybywają tutaj na
łowy. Patrz, leci drugi. Usadowili się na miękkim łóżku
z mchu, a Xavier powoli zaczął rozpinać jej bluzkę.
Xavier...
Tak?
Nie mogła ?owić, bo właśnie do końca rozpiął jej
bluzkę i obsypywał pocałunkami miękkie wzgórki piersi.
Co się stało? ponowił pytanie.
Nie wiem, czy powinniśmy się tak spieszyć wes-
tchnęła.
Mam przestać, Sophie? zamruczał.
Nie, nie przestawaj. Pogłaskała go po włosach.
Pocałował ją w usta, głęboko i namiętnie.
Poruszyła się niespokojnie i usiadła, by zedrzeć z sie-
bie bluzkę i rozpiąć stanik. Uwolnione z koronek piersi
sprawiały wrażenie dużych na tle smukłej postaci; So-
phie popatrzyła na Xaviera i z satysfakcją wsłuchała się
w jego przyspieszony oddech. Miała świadomość, że to
ona tak na niego działa. Po raz pierwszy widział ją nagą
od pasa w górę. Z przyjemnością poddała się jego
pieszczotom, gdy wziął jej piersi w dłonie, by lepiej je
poczuć. Z pewnością dostrzegł, jak bardzo ją podnieca.
Nie zamierzała się wycofywać. Jeszcze z nim nie skoń-
czyła. Jak mogła darować mu to wszystko, na co ją
NAJBOGATSZY HISZPAN 101
[ Pobierz całość w formacie PDF ]