[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przywiozłaś ze sobą ładną pogodę, Rachel.
Wiatr zwiewał jej do oczu krótkie włosy, które odgarniała niecierpliwym gestem. Miała na
sobie tweedową spódnicę i oliwkowy sweter; proste ubranie podkreślało blask jej oczu i wyraziste
rysy. Była to ładna twarz, ani wdzięczna, ani piękna, lecz Rachel uznała, że szpeci ją ślad agresji,
mogący świadczyć o tym, że Rebecca przez całe życie musiała zdobywać upragnione rzeczy, gdyż
same nigdy nie wchodziły jej w ręce. Rachel, która przed wyjazdem do Genewy uczęszczała do
dużej szkoły dla dziewcząt, poznała ich w życiu wiele, toteż nie miała kłopotów z
zaszeregowaniem Rebecci do odpowiedniej kategorii. Z pewnością zawsze siadała ona w pierwszej
ławce, umiała odpowiedzieć na wszystkie pytania, miała bystry umysł i ostry język, a usiłując
zyskać przyjaciół, przysparzała sobie wrogów - była samotna, choć desperacko usiłowała
przekonać otoczenie o swej niezależności.
U Rachel litość zawsze brała górę nad niechęcią.
- Wcześnie wstałaś - odezwała się przyjaznie do Rebecci. - Codziennie wychodzisz na
spacery skoro świt?
- Na pewno nie wyleguję się do dziesiątej z tacą ze śniadaniem, jeśli o to ci idzie. Danielu,
Charles jedzie do Kyle of Lochalsh, żeby zamówić jedzenie na uroczystą kolację. Podobno chciałeś
się wybrać do miasta przed przyjęciem, żeby kupić coś dla Decimy?
- Miałem taki zamiar. - Odwrócił się do Rachel. - A ty masz prezent dla Decimy?
- Owszem, kupiłam jej drobiazg jeszcze w Londynie.
- W takim razie, ponieważ wiesz już, jaki prezent wybrać dla Decimy, może pojechałabyś z
nami i pomogła mi coś znalezć? Nie mam pojęcia, co jej dać, toteż chętnie skorzystałbym z twojej
rady.
- Chyba nie tak trudno będzie wypatrzyć coś odpowiedniego - rzekła ostro Rebecca, nim
Rachel zdążyła odpowiedzieć. - A nie sądzę, by Rachel chciała dziś znowu jechać do Kyle of
Lochalsh.
- Cóż, Danielu... bez wątpienia Rebecca poradzi ci równie dobrze jak ja.
- Jak sobie życzysz. - Odwrócił się na pięcie i żwawo pomaszerował przez piaski, a za nim
powlókł się bernard.
- Na pewno znajdziecie jakąś efektowną celtycką biżuterię - odezwała się Rachel,
instynktownie usiłując zatrzeć niemiłe wrażenie. - Chyba bez kłopotu dostaniecie coś ładnego.
- Mnie też się tak wydaje - odparła szorstko Rebecca. - Dziwię się, że cię poprosił, byś z
nami pojechała. Powinien był zrozumieć, że po długiej podróży nie będzie ci się chciało nic robić.
Jak się czujesz? Wyglądasz na zmęczoną.
- Prawdę mówiąc...
- Nie spałaś chyba dobrze, skoro tak wcześnie wstałaś?
- Właściwie...
- Trudno się przyzwyczaić do nieznanego miejsca, prawda? W porównaniu z Londynem
Ruthven musi wydawać się bardzo prymitywne. A powiedz, jak właściwie natrafiłaś dziś rano na
Daniela? Szukałam go wszędzie.
Przez ułamek sekundy Rachel zastanawiała się, dlaczego tak działają jej na nerwy ludzie
zaczynający pytanie od słów a powiedz .
- Spotkałam go tu, na plaży - odrzekła krótko i ze zdumieniem zauważyła, że z każdą
sekundą jej irytacja rośnie. Cudze zachowanie niezwykle rzadko wyprowadzało ją z równowagi,
Rebecce akurat udawało się to bez trudu. Ale dlaczego poszłaś taki kawał na południe? Piaski
Cluny...
- Tak... - rzekła uprzejmie Rachel. - Wiem wszystko o piaskach Cluny.
- Ach tak? No to dobrze. Przypominają mi powieść Waltera Scotta... tę, w której bohater
wpadł w tarapaty na ruchomych piaskach. W Narzeczonej z Lammermoor ? Czy w Czerwonej
rękawicy ? Ale naturalnie tamte ruchome piaski znajdowały się w pobliżu Firth of Forth.
- Oczywiście - przytaknęła Rachel, która nie czytała żadnej z tych powieści. - Dokładnie w
tamtej okolicy.
- Czytałaś Scotta? Charles ma wszystkie jego dzieła. Zgromadził taką wspaniałą bibliotekę.
Szkoda, że Decimę interesują wyłącznie te okropne magazyny kobiece. Ale odebrała chyba bardzo
powierzchowne wykształcenie.
- Przypuszczam, że uważa je za wystarczające.
- Myślisz? Ale raczej nie jest zbyt mądra. I na pewno nie wszystko ma po kolei w tej
głowinie.
Chłodny ton rozmowy stał się wręcz lodowaty, gdy pojawiła się w niej niedwuznaczna
insynuacja.
- O co ci chodzi? - spytała ostro Rachel. - Z Decimą jest wszystko w porządku, nie mniej
niż z tobą czy ze mną.
- Ale nie mieszkałaś tu przez ostatnich parę tygodni tak jak ja! Ona naprawdę zachowuje się
dziwnie, dlatego namawialiśmy ją, by cię zaprosiła. Zwłaszcza Charles uważał, że twoje
towarzystwo dobrze jej zrobi, podziała uspokajająco... Zachowywała się trochę... no, trochę
nerwowo, choć nie lubię tego słowa, bo nasuwa tak niemiłe skojarzenia. Niezle zalazła za skórę
nieszczęsnemu Charlesowi.
- Nie bardzo...
- Mówię ci o tym wszystkim, żebyś zorientowała się w sytuacji. Dzięki temu lepiej
poradzisz sobie z Decimą. A oto i Ruthven. Jak szybko Daniel idzie! Jest już prawie przy molu. A
w drzwiach stoi Rohan - zobacz, macha do ciebie! Cóż to za dziwny człowiek, taki niezwykły,
sprawia wrażenie cudzoziemca. Nie jest stuprocentowym Anglikiem, prawda?
- Jego ojciec był Szwedem. Ale co do Decimy...
- Ach tak, oczywiście, wiadomo, że to dziwny naród... cóż, przykra historia z tą Decimą.
Wiele razy starałam się być dla niej miła i przyjacielska, ale ona nawet nie usiłuje okazać mi
odrobiny życzliwości. Odkąd się tu pojawiliśmy, ciągle jest najeżona i utrudnia życie Charlesowi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]