[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zniewoliły ją. Jego dłonie wędrowały teraz wzdłuż jej pleców i zanim się zorientowała, stanik
jej bikini wisiał już tylko na jej szyi, odkrywając piersi.
- Jake!
- Cii - szepnął. - Zasłaniam cię, z brzegu nikt cię widzi. A tutaj nie ma nikogo, motylu, tylko ja.
Chcę zobaczyć w dziennym świetle to, co widziałem tylko w świetle księżyca. Cały dzień
myślałem, jaka jesteś namiętna, kochanie.
Usiłowała się cofnąć, ale on odsunął jej dłonie, którymi zakryła piersi, i uniósł głowę, by
spojrzeć na nią z góry.
Fale podnosiły się lekko i opadały, na zmianę odsłaniając i przesłaniając jej nabrzmiałe piersi.
Delikatnie, ale stanowczo Jake chwycił
nadgarstki Sabriny i przycisnął je do jej boków. Jego szare oczy pociemniały.
Sabrinie zabrakło tchu, nie znajdowała słów, by mu się przeciwstawić, nie była w stanie podjąć
walki. Tak jak minionej nocy czuła się zniewolona rosnącym pożądaniem Jake a. Prawdziwe
niebezpieczeństwo kryło się jednak w tym, że rozpalało ono jej pragnienie.
Kiedy puścił jej ręce i kciukami obu dłoni głaskał piersi, przylgnęła do niego.
- Kochanie, nie bój się mnie - powiedział cicho, z ustami w jej mokrych zmierzwionych
włosach. - Zaufaj mi.
- Jake - jęknęła. - Nie chcę żadnego romansu. Nie chcę się z nikim wiązać.
- Już się zaangażowałaś. Wtargnęłaś do mojego życia i uczyniłaś mnie swoim opiekunem.
Jesteśmy na siebie skazani, zapomniałaś? - dokończył
pogodnie.
Zaczęła się odsuwać. A on niemal natychmiast zapiął jej stanik na plecach. Spojrzała na niego
bezradnie, niezdolna wymienić żadnego logicznego powodu, dla którego powinna się od niego
uwolnić. Widząc wahanie na jej twarzy, Jake uniósł kącik warg w półuśmiechu.
- Chodz, motylu. Wyglądasz na tak zawstydzoną, że wystarczy tego na dzisiaj. Wracajmy na
brzeg.
- Jake? - odezwała się drżącym głosem. - Nie chciałabym, żebyś myślał... To znaczy, nie sądz
na podstawie tego pocałunku, że ja...
- %7łe będziemy się kochać dziś w nocy? - dokończył za nią, brnąc przez fale. - Nie martw się,
kochanie. Dam ci trochę czasu, jeśli to konieczne.
Teraz, kiedy już wiem, że należysz do mnie, poczekam, aż nadejdzie ta właściwa chwila.
- Co to ma znaczyć? - wypaliła gwałtownie, zirytowana jego pewnością siebie.
Spojrzał na nią z góry.
- To znaczy, że potrafię czekać na właściwy moment. Spędziłem pół
roku w ciężkiej celi, ćwicząc cierpliwość. Polataj sobie jeszcze, kochanie, jeśli masz ochotę.
Ale prawda jest taka, motylku, że wczoraj w nocy wpadłaś w moją siatkę.
ROZDZIAA SIÓDMY
Tej nocy to Sabrina miała problemy ze snem. Wierciła się niespokojnie, co dziesięć minut
przewracając się z boku na bok i szukając wygodniejszej pozycji. Niechętnie musiała
przyznać, że nie może zasnąć, bo ilekroć przesuwała się choć parę centymetrów, otwierała
oczy i patrzyła na drzwi łączące jej pokój z pokojem Jake a.
Drzwi nie były całkiem zamknięte, zostawił je lekko uchylone. Sabrina niewiele przez nie
widziała, prócz tego, że u Jake a było ciemno. Ale czy spał?
- Ty idiotko - ganiła się bezgłośnym szeptem. - Co ci chodzi po głowie?
Chcesz się wpakować w te same kłopoty co poprzedniej nocy? Ten facet potrafi sam o siebie
zadbać.
Opadając znów na poduszkę, pełna odrazy do samej siebie, wróciła pamięcią do mijającego
dnia, który spędziła w towarzystwie Jake a. Był
troskliwy, uprzejmy, zawsze pod ręką. Czekał.
Jake Devlin wiedział wszystko o czekaniu. Uznał ją za swoją własność i był gotów czekać, aż
Sabrina to zaakceptuje. Intuicja podpowiadała jej, że Jake był do tego pojedynku lepiej
przygotowany niż ona. Ale czy naprawdę był przeświadczony o zwycięstwie?
Nie zarzucał jej, że najpierw go kusiła, a potem odmówiła mu swoich względów. Nie zrobił nic
takiego, czego mogłaby się spodziewać po mężczyznie w podobnych okolicznościach. Miał w
sobie absolutną pewność.
No i potrafił czekać.
Promień księżycowego światła przesuwał się wolno po łóżku, a przez otwarte okno wpadał
usypiający dzwięk fal, miły, kojący, monotonny.
Dlaczego więc sen nie chce przyjść?
Tego wieczoru Jake znowu tańczył z nią po kolacji, ale nawet nie próbował flirtować. Choć już
same jego ruchy, tak lekkie i harmonijne, jakby płynął po parkiecie, uwodziły. Ale nie było w
tym nic wymuszonego. Nie szukał, tak jak poprzedniego wieczoru, wrażliwych miejsc na jej
ciele. Od przedpołudnia, kiedy pieścił ją pośród fal, nie wykonał żadnego erotycznego gestu.
Zdawało się, że naprawdę był gotów dotrzymać obietnicy, którą złożył, gdy brnęli przez wodę
na brzeg.
Zamknęła oczy i nasłuchiwała, czy z sąsiedniego pokoju dobiegnie ją choćby najmniejszy
ruch, jednak żaden szmer nie naruszał głębokiej ciszy.
Czy Jake owi udało się zasnąć? Czy ostatnia noc wyleczyła go z nocnych niepokojów?
Sabrina przejmowała się nim. Nie znała tego uczucia, tej potrzeby, by troszczyć się o
mężczyznę. I to o bardzo niebezpiecznego mężczyznę, dodała w myśli.
W końcu nie wytrzymała napięcia i odrzuciła na bok kołdrę. Jeśli Jake śpi, wróci do łóżka. Nie
mogła zasnąć właśnie dlatego, że nie wiedziała, co się z nim dzieje. Jeżeli spostrzeże, że Jake
wyszedł na balkon, wycofa się i szybko wróci do sypialni, obiecała sobie. Na palcach przeszła
przez pokój i stanęła w drzwiach.
Czuła się idiotycznie, ale nie mogła się powstrzymać. Ostrożnie zajrzała do środka. Jake leżał
na brzuchu, z twarzą zwróconą do okna i zamkniętymi oczami. Prześcieradło, którym był okryty,
tworzyło fałdę na wysokości jego talii, a ciemne włosy kontrastowały z gładką białą poduszką.
Sabrina westchnęła z ulgą. Jake spał.
Co znaczyło, że mogła tak stać w ciemności i przyglądać mu się bezkarnie. Do tej pory tylko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl