[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tego wszyst kie go było po pro stu za dużo. Po byt na wy spie jest już wy star cza ją -
cym stre sem. Te raz do szła do tego cho ro ba Da riu sa i świa do mość, jak bar dzo
skrzyw dzi ła Na tha na, któ re go wciąż ko cha ła.
To bo la ło naj bar dziej. Nor mal nie, kie dy w pra cy coś jej nie szło, za wsze mo gła się
za szyć w domu. Tu na wy spie nie było gdzie się scho wać. Wszę dzie krę ci li się ja cyś
lu dzie.
Na gle po czu ła, że musi się stąd wy do stać. Dla nie któ rych to może raj, dla niej
wręcz prze ciw nie.
Ile jesz cze dni bę dzie uni kać męż czy zny, z któ rym pra cu je? Ile jesz cze dni bę dzie
tłu mi ła w so bie wszyst ko, co do nie go czu je? Prze mknę ło jej przez gło wę, by za -
dzwo nić do Le wi sa, aby przy je chał i ją za stą pił.
Nie mo gła jed nak tego zro bić. Prze cież jego żona jest w cią ży. Strasz nie by się
zde ner wo wa ła, że mąż musi tak na gle wy je chać.
Za ple ca mi usły sza ła kaszl nię cie. Da rius obu dził się i prze cie rał oczy.
Jak się czu jesz? za py ta ła, wrzu ci ła zgnie cio ny ku bek do ko sza i po de szła do
nie go.
Da rius wska zał pla mę z kawy na jej su kien ce.
Jak dłu go spa łem? Co w tym cza sie się dzia ło?
Nic. Zrób my ko lej ny test. Spraw dzi my po ziom cu kru. Zo ba czy my, czy moż na za -
cząć le cze nie.
Po pra wi ła kro plów kę, wzię ła do ręki glu ko metr.
Ru ty no we czyn no ści. Je śli się na nich sku pi, prze sta nie my śleć o in nych spra wach.
Na kłu ła Da riu so wi pa lec, od cze ka ła dzie sięć se kund, od czy ta ła wy nik.
Po ziom cu kru po wo li spa da. Zmu si ła się do uśmie chu. Chodz, na uczę cię, jak
się robi za strzy ki z in su li ny.
Wy pro sto wa ła się. Czas za dbać o sie bie.
A po tem po roz ma wia my. Pod ję łam pew ną de cy zję i mu szę ci o niej po wie dzieć.
ROZDZIAA JEDENASTY
Sy tu acja była tro chę nie zręcz na, na wet bar dziej niż tro chę. Obaj, Na than i Da -
rius, czu li się jed na ko wo skrę po wa ni. Wca le nie mie li ocho ty na wspól ną ko la cję,
po szli jed nak ra zem do sto łów ki i te raz sie dzie li na prze ciw ko sie bie.
Da rius mie szał łyż ką w zu pie. yle wy glą dał. Twarz miał wy mi ze ro wa ną, oczy pod -
krą żo ne. Gdy by zda wał so bie z tego spra wę, naj praw do po dob niej za żą dał by lu stra
i użył by pod kła du ko lo ry zu ją ce go.
Ale był po pro stu zbyt zmę czo ny. To oczy wi ście też ma zwią zek z cu krzy cą, my ślał
Na than. Za kil ka dni skraj ne zmę cze nie mi nie, or ga nizm za cznie się re ge ne ro wać.
W cią gu mie sią ca Da rius po wi nien od zy skać zdro wy wy gląd. Wciąż od czu wał pra -
gnie nie od kąd usie dli przy sto li ku, wy pił trzy szklan ki wody na to miast stra cił
ape tyt.
Na than wziął głę bo ki od dech i przy brał za wo do wy ton.
Za czniesz jeść? Przed chwi lą do sta łeś za strzyk. Chy ba nie chcesz, żeby po ziom
cu kru zno wu spadł.
Da rius prych nął nie przy jem nie i w koń cu pod niósł łyż kę do ust. Spoj rze nie cały
czas miał utkwio ne w Na tha nie. W jego oczach cie ka wość mie sza ła się z nie chę cią.
Czu je my do sie bie to samo, po my ślał Na than.
Czy li to ty je steś tym sław nym Na tha nem Bank sem ode zwał się w koń cu Da -
rius.
Na than po czuł, jak ciar ki prze cho dzą mu po ple cach, sta rał się jed nak nad sobą
za pa no wać.
Nie ro zu miem.
Da rius odro bi nę uniósł po wie ki.
Tro chę trwa ło, za nim sko ja rzy łem, kim je steś. By łeś ulu bio nym te ma tem Ra -
chel.
Na praw dę? Wi zja Ra chel roz ma wia ją cej o nim z Da riu sem, wów czas jej no wym
chło pa kiem, była trud na do prze łknię cia.
Wy da wa ło mi się, że o kim jak o kim, ale o mnie nie bę dzie cie mie li ocho ty roz -
ma wiać.
Da rius usiadł pro sto i skrzy żo wał ra mio na na pier si. Wy raz nie da wał do zro zu -
mie nia, że chce kie ro wać roz mo wą.
Nie je steś aż taki przy stoj ny, jak so bie wy obra ża łem stwier dził.
Na than nie wie dział, czy się śmiać, czy wal nąć Da riu sa w nos. To już nie była roz -
mo wa le ka rza z pa cjen tem, ale star cie sam ców.
Odło żył wi de lec. Trud no. Je dze nie po cze ka.
Do praw dy& Było to stwier dze nie, nie py ta nie.
Ow szem. Wi dzia łem kie dyś two je zdję cie. Ra chel nosi je w to reb ce. Iro nicz ny
uśmie szek prze mknął Da riu so wi po twa rzy. Czas nie był dla cie bie ła ska wy.
Na than po krę cił gło wą. Każ de go in ne go dnia, w każ dych in nych oko licz no ściach,
pra wym sier po wym zrzu cił by Da riu sa z krze sła. Chce go spro wo ko wać. Tyl ko po
co? In for ma cja, że Ra chel trzy ma jego zdję cie w to reb ce, przy pra wi ła go o drże nie
ser ca. To jed nak nie był mo ment na od da wa nie się no stal gii.
Za to ty ra tu jesz się bo tok sem od parł.
Nie mógł się po wstrzy mać od zło śli wo ści. Mu siał obiek tyw nie przy znać, że Da rius
jest przy stoj ny, opa lo ny, ma rów ne bia łe zęby. On ze swo ją ogo rza łą po ora ną
zmarszcz ka mi twa rzą nie wy trzy mu je kon ku ren cji. Nic jed nak nie po ra dzi na to, że
Da rius iry tu je go w naj wyż szym stop niu. Fry zu ra, opa le ni zna, zęby, na wet spo sób
je dze nia. Gdy by cho dzi ło o któ re goś z licz nych ak to rów se ria li, by ło by mu wszyst ko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]