[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Amalie poczuła bolesne rozczarowanie.
- Powinieneś był mi to powiedzieć dawno temu, Mitti. Ja nie mogę się tu przepro-
wadzić.
- Dlaczego nie? Czy to nie jest dla ciebie wystarczajÄ…co dobre miejsce?
- Jest, ale przecież tutaj są twoi bracia, twój ojciec, jest po prostu ciasno.
Mitti ostrożnie pogłaskał ją po policzku.
- Moglibyśmy mieszkać w łazni, w lecie nikt z niej nie korzysta, a Tangen bardziej
nadaje siÄ™ na zimÄ™.
Amalie stwierdziła, że przekonywanie go nie ma sensu. Umilkła, nie chciała się z
nim kłócić. Wokół jest tak pięknie, poza tym rozumie też Mittiego. Kiedyś uważała, że to
leśny człowiek i tak właśnie jest. Mitti uwielbia włóczyć się po lesie, w Tangen będzie
się czuł uwięziony.
- Trzeba znalezć dzieciaki - powiedziała, przyśpieszając.
Mitti szedł tuż za nią, słyszała jego oddech.
Zbliżając się do jeziorka, z daleka słyszeli śmiechy.
- Tam są. - Amalie pokazywała niewielką, piaszczystą plażę.
Chłopcy ciskali kamienie do wody, Elise z wędką w ręce siedziała na płaskim gła-
zie. Na ziemi leżało pięć dużych ryb.
- Jezu! - zawołał Mitti ze śmiechem. - Patrz, ile ryb złowili! Będziemy mieć pyszną
kolacjÄ™.
- Już się nie mogę doczekać - roześmiała się Amalie. Cicho podeszła do Elise i
usiadła obok. - Zwietnie, że nałowiliście aż tyle - pochwaliła, głaszcząc dziecko po gło-
wie.
Elise spojrzała na nią spod oka.
- O wiele bardziej lubię być tutaj, niż w Tangen. Zaprzyjazniłam się z chłopakami.
Amalie nie zdziwiła się. Elise też nie za dobrze czuje się w Tangen. I ona przywy-
kła do skromniejszych warunków.
L R
T
- Zostaniemy tu przez kilka dni, to będziesz mogła łowić, ile zechcesz.
Mitti wołał chłopców do domu. Elise wstała z kamienia.
- Ja wracam z nimi - oznajmiła.
Mitti pokręcił głową.
- No, to my idziemy przodem. Nie zapomnijcie o rybach.
- Chłopcy są rozbawieni i to zasługa Elise - powiedział Mitti do żony.
- Ona też polubiła to miejsce - odparła Amalie.
Mitti zerwał jakiś żółty kwiatek.
- Jutro pogrzeb Joniego - powiedział. - Mam nadzieję, że oboje pójdziemy na ce-
remoniÄ™.
- Oczywiście. Strasznie mi go brakuje, a myśl o tym, jak zginął, sprawia mi ból.
- Tylko powinnaś wiedzieć, że to nie będzie ceremonia kościelna. My chowamy
zmarłych na swój sposób. Spotykamy się przy wielkim kamieniu, niedaleko stąd, tym,
który sterczy wysoko w górę, i tam żegnamy naszych bliskich.
Amalie już kiedyś o tym słyszała. Finowie mają własne rytuały pogrzebowe.
- A gdzie zostanie pochowany?
- Odwieziemy go do Finlandii, do rodziny. Mieszka tam jego córka, która zajmie
siÄ™ pogrzebem.
- To Joni miał córkę? - spytała zaskoczona.
- Tak. Ale chodzmy już, musimy się pośpieszyć. Popatrz na niebo. - Wskazywał
ręką. - Zrobiło się czarne. Będzie burza.
Amalie przytaknęła.
- Od jakiegoś czasu widzę te chmury, ale nie pomyślałam... - W tym momencie
pierwsze krople deszczu spadły na ziemię. Zerwał się wiatr.
- Chodz, musimy się śpieszyć.
Pociągnął ją za sobą w górę po zboczu, a tam nieoczekiwanie ukazał się przed nimi
jakiś obcy mężczyzna.
- Dzień dobry - przywitał się, uchylając czapki. - Burza idzie.
L R
T
Amalie przyjrzała mu się uważnie. Miał jasne włosy i pociągłą twarz o zielonych
oczach. Był silnej budowy, uśmiechał się przyjaznie. Urodziwy mężczyzna, ale we
wzroku miał coś, co Amalie się nie podobało.
- Nareszcie mogę cię poznać - powiedział mężczyzna, wyciągając do niej rękę. -
Jestem Nils Kauppi, kuzyn Mittiego.
Amalie uścisnęła jego dłoń.
- Nazywam siÄ™...
- Ty jesteś Amalie - przerwał jej. - Wiele o tobie słyszałem. Jakbym cię znał od
dawna. Mitti kompletnie stracił dla ciebie głowę, a teraz słyszę, że wzięliście ślub. Niech
mi wolno będzie pogratulować.
Spojrzał teraz na Mittiego.
- Szczęściarz z ciebie, dostałeś naprawdę piękną kobietę.
Mitti poklepał Nilsa po plecach.
- Przestań, zawstydzasz Amalie. Nils przeniósł teraz wzrok na nią.
- Przypominasz mi huldrę - rzekł i spoważniał. - Widziałem kiedyś jedną w lesie,
była tak samo oślepiająco piękna jak ty.
- Starczy już, Nils - przerwał mu Mitti, z niezadowoleniem zaciskając wargi.
Amalie zrozumiała, że Nils się z nim drażni. Rozbawiło ją to.
- Chodzmy już do domu, trzeba się czegoś napić.
- Dlaczego, u licha, nie zawiadomiłeś, że się do nas wybierasz?
- Zdecydowałem się po śmierci matki. Muikk chyba ci o tym mówił?
- Tak, ale dlaczego przyjechałeś tutaj, do Fińskiego Lasu?
- Bo prowadzę interesy z Tronem Torpem. Amalie nadstawiała uszu. Nigdy nie
słyszała o tym
Nilsie, ale przecież Tron nie rozmawia z nią o interesach. Mimo wszystko była cie-
kawa.
- Czego to dotyczy? - spytał Mitti, siadając na kamieniu pod drzwiami.
Wiatr był coraz silniejszy, drobne początkowo krople przechodziły w zacinający
deszcz.
Nils poszedł przywiązać konia, a potem powiedział:
L R
T
- WykupiÅ‚em udziaÅ‚ Jensa Sørliego w tartaku. Jens podupadÅ‚ na zdrowiu i nie ma
siły dłużej się tym zajmować.
Rozdział 11
Vigdis otworzyła podwójne drzwi do dużej izby. Przed kilkoma minutami poże-
gnała się z Erikiem i Erną, która uściskała ją i życzyła szczęścia w życiu, Erik natomiast
stał z boku, potem wykrztusił kilka słów w podobnym tonie.
Kiedy weszła, jej matka, Alfhild, zajęta była szyciem. Ledwo podniosła oczy z
obojętną miną.
- Myślałam, że siedzisz w więzieniu - powiedziała, nie przerywając sobie.
Vigdis zrobiło się niedobrze w dusznym pokoju. Jakie to typowe dla matki. Ona
prawie nigdy nie wychodzi z domu, nie ma w niej żadnych cieplejszych uczuć.
Vigdis westchnęła.
- Przecież wiesz, że to nie ja zamordowałam Isaka. Ja go kochałam, mamo.
- Tak, z pewnością go kochałaś. Ale jak się dostałaś do domu?
- Lensman ze mną przyjechał.
- Lensman? - Matka uniosła brwi.
- Tak. I pewna kobietą imieniem Erna. - Spojrzała w niebieskie, wodniste oczy
matki, na jej związane w ciasny węzeł włosy na karku. Matka nie jest ładną kobietą.
Vigdis w krótkich słowach opowiedziała jej o lensmanie i Ernie oraz o tym, że zo-
stała zwolniona, ponieważ o morderstwo podejrzewany jest Karolius.
Matka wytrzeszczyła oczy.
- Czyś ty rozum postradała, dziewczyno? Karolius nie jest żadnym mordercą! Nie,
bardzo szybko uwolnią go od wszelkich podejrzeń. Jak nazywa się ten lensman, o którym
tak pięknie mówisz?
- Erik Bordi.
- Co? Ale to przecież... To syn Olava!
Służąca podała kawę. Vigdis nigdy nie lubiła tej kobiety. Teraz zauważyła, że
skronie jej posiwiały, jest zmęczona i przygaszona.
L R
T
- Dziękuję ci, Emma - odprawiła ją matka z uśmiechem.
- Znasz rodzinę lensmana? - spytała Vigdis zaciekawiona.
Matka nalała kawy do filiżanek
- Tak, Olav był przystojnym mężczyzną i zdolnym śledczym. Nie wiedziałam, że
to jego syn towarzyszył ci do domu. Bordi to bardzo porządna rodzina.
I tobie się to podoba, mamo, pomyślała Vigdis z westchnieniem.
Za drzwiami rozległy się kroki, po chwili wszedł ojciec. Anton Trasup był w oko-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]