[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nych...
Zostawiła go z jego wspomnieniami i poszła do kuchni. Leonie najwi-
doczniej pojechała do Fort William, bo nie było śladu jej obecności.
Wkrótce Thomas zszedł na śniadanie. Karen przygotowała lekki lunch dla
siebie i Tabaki, który zaraz potem wybrał się na kolejną wyprawę w górę
potoku jego czerwony sweter wyraznie odcinał się na tle zielono brązo-
wego stoku i fioletowego wrzosowiska.
Telefon zadzwonił w chwili, gdy Thomas dopijał trzecią filiżankę kawy.
Thomas przechylił się do tyłu i chwycił słuchawkę.
Halo? Och, cześć Melisso... Zrobił minę do Karen. Jeszcze nie
mam żadnych planów. Dopiero wstałem... Oddzwonię w ciągu dziesięciu
minut. Pospiesznie rzucił słuchawkę na widełki.
Czego chciała?
Nie wiem, nie zdążyłem zapytać. Wypił ostatni łyk kawy. Dla-
czego nie pojedzie do tej swojej fabryki? Wstał, przeciągnął się i
S
R
ziewnął. Chyba się ubiorę i może pójdę na ryby nad potok. Chcesz iść ze
mną?
Jeśli uda mi się zawołać Tabakę i powiedzieć mu, gdzie może nas
znalezć.
Tabaka postanowił dołączyć do nich i po półgodzinie gdy tylko
Thomas znalazł przybory wędkarskie Neville'a byli gotowi do wyjścia.
Wtedy telefon znów rozdzwonił się gniewnie.
Nie odbieraj powiedział Thomas. Zadzwonię do niej po
powrocie, ale teraz nie chce mi się z nią rozmawiać.
Po jakimś czasie wrócili na farmę i zastali Leonie, która właśnie przyje-
chała, rozpakowującą w kuchni zakupy.
Postanowiłam nie jechać do Fort William wyjaśniła więc za-
trzymałam się w przydrożnym supermarkecie i kupiłam to, co jest nam naj-
bardziej potrzebne... Thomasie, dzwoniła Melissa i prosiła, żebyś się do
niej odezwał, jak wrócisz.
Psiakrew zaklął pod nosem Thomas, po czym wściekły poszedł do
jadalni zadzwonić.
Chyba pójdę do leśniczówki powiedziała Karen, idąc za nim
żeby spotkać się z Neville'em. Leonie zaopiekuje się Tabaką, więc nie mu-
sisz się o niego martwić. Wrócę z Neville'em dżipem około szóstej.
Pójdę z tobą zaproponował natychmiast, skwapliwie korzystając
ze sposobności uniknięcia spotkania z Melissą.
Nie stanowczo zaprotestowała Karen. Zadzwoń do Melissy i
dowiedz się, czego chce. W końcu cię tu przywiozła, nie zapominaj o tym.
Masz wobec niej dług wdzięczności.
S
R
Thomas chyba tak nie uważał, ale po kilkuminutowej wymianie zdań
podniósł niechętnie słuchawkę. Czując na sobie jego wściekłe spojrzenie,
Karen poszła do kuchni, by powiedzieć Leonie, dokąd się wybiera, po
czym pożegnała się z Tabaką i po raz kolejny tego dnia wyszła z domu. By-
ło już pózne popołudnie i zrobiło się chłodno.
Przeszła przez zawieszony nad potokiem drewniany most i zaczęła
wspinać się pod górę wyboistą ścieżką, która prowadziła do przełęczy. Po-
dejście było strome. Kilka razy musiała się zatrzymać, by zaczerpnąć odde-
chu, a kiedy się odwracała, by popatrzeć na drogę, którą przebyła, za każ-
dym razem była tak samo zachwycona pięknem krajobrazu jeziorem
okolonym górami, zmieniającą się wciąż barwą wrzosowiska, gdy słońce
wychodziło i skrywało się za zwałami chmur.
Okolica była odludna. Jak okiem sięgnąć, nigdzie nie widać żywej du-
szy. Karen weszła szybko pod górę, a kiedy znalazła się na przełęczy, sta-
nęła między dwoma grzbietami górskimi, by popatrzeć na sąsiednią dolinę,
na pogrążoną w ciszy i mroku plantację Q.
Gdy schodziła, zaczął mżyć kapuśniaczek, ale zanim zdążyła się zmar-
twić, że zmoknie, przestało padać, a ścieżka przeszła w leśną dróżkę bie-
gnącą na przełaj wśród drzew. Ze wszystkich stron otaczały ją teraz sosny,
ich ciemne konary stykały się, ziemia zasłana była sosnowymi igłami. Pa-
nowała niczym nie zmącona, złowroga cisza. Wydawało się, że nie ma tu
ptaków, które śpiewałyby, przywoływały się nawzajem, że nie ma wiatru,
który poruszałby gałęziami. Karen odruchowo przyspieszyła kroku, ale
wtedy las się skończył tak nagle, jak nagle się zaczął i zobaczyła ja-
S
R
snoczerwoną dachówkę leśniczówki, a niedaleko niej stodołę, w której stały
rzędem terenowe samochody leśników.
Kucharka, stara Szkotka, która nigdy nie była dalej niż w Edynburgu,
zobaczyła ją przez okno, uśmiechnęła się bezzębnymi ustami i powiedziała,
że Neville nic wrócił jeszcze z plantacji.
Karen domyślała się tego; kiedy dotarła do domu, weszła przez otwarte
drzwi wejściowe do holu, gdzie natychmiast spotkała młodego leśnika, któ-
ry potwierdził informację przekazaną jej przez kucharkę.
Ale jest doktor West powiedział, chcąc jej jakoś pomóc. Pracu-
je w swoim gabinecie, drugie drzwi na prawo.
Z niechęcią pomyślała o spotkaniu z Marneyem, lecz potem z jeszcze
większą niechęcią uświadomiła sobie, że ma idealną okazję porozmawiać z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]