[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sobie kogoś takiego, ale Połoński wiedział, że  ci z Mostowskich zajmują się tylko dużymi
aferami, wszelka drobnica należała do dzielnic.
- Popytaj na Pradze-Północ - poradził któryś. - Albo na Woli. Tam najwięcej różnych
warsztatów.
- Dzielnicowi mają zwykle dobre rozeznanie - dorzucił inny.
Bohdan wrócił do pokoju, który zajmował ze Szczęsnym. Usiedli przy telefonach i
zaczęli wydzwaniać do dzielnicowych urzędów, powtarzając do znudzenia wciąż to samo
pytanie o Mariusza Będzińskiego, który wytwarza głowice do kranów albo cokolwiek innego.
Dopiero po dwóch godzinach Połoński zdobył informację, choć trochę niepewną.
Dzielnicowy na Pradze z rejonu Targowej i okolic przypomniał sobie pracownika małego
warsztatu ślusarskiego o tym właśnie imieniu i - chyba - nazwisku. Miało to być na Brzeskiej
pod piątym. Dzielnicowy dodał jeszcze, że miał z nim kiedyś kłopoty, bo upił się i rozrabiał
na ulicy, trzeba go było przewiezć do  żłobka . Podobno od jakiegoś czasu nie pije.
- Dobrze - powiedział Bohdan. - Nic mu nie mówcie, sami się rozejrzymy na tej
Brzeskiej pięć.
Odłożył słuchawkę, spojrzał na majora.
- Myślisz, że on zabił Grodzkiego?
- Zobaczymy. Trzeba popatrzeć, co to za facet. Potrzebujesz głowice?
- One zawsze są potrzebne - stwierdził kapitan stanowczo. - Jak ci kapie z kranu i
wezwiesz hydraulika z administracji, to stanie w progu i zaraz pyta:  A ma pan głowice? I
jak nie masz w domu, to się wykręci na pięcie i pójdzie. Samemu też można założyć, tylko
człowiek się przy tym okropnie zachlapie.
- Musisz mieć szlauch. Taką rurkę gumową. Podpatrzyłem, jak hydraulik ją zakłada, i
teraz już nie wzywam, sam sobie daję radę.
- Zwietnie! Ja kupię głowice, a ty mi wymienisz.
Szczęsny szybko zmienił temat i pojechali na Pragę. Zatrzymali malucha kilka domów
dalej, bo przed piątką na Brzeskiej stała właśnie wielka ciężarówka z przyczepą. Warsztat
ślusarski znajdował się w podwórzu, schodziło się do niego jak do piwnicy. W ciasnym
pomieszczeniu, wśród blach, narzędzi i brudnych szmat, przesiąkniętych smarami, pracował
jakiś mężczyzna. Nie był jednak ani smukły, ani blondyn - przeciwnie, tak na oko miał setkę
żywej wagi i kompletną łysinę, na czubku głowy zakrytą wełnianą czapeczką. Odłożył
śrubokręt, spojrzał pytająco.
- Dzień dobry - powiedział Połoński; wszedł pierwszy, major trzymał się trochę dalej i
rozglądał dokoła.
- Co pan chciał? - spytał ślusarz.
- Głowice do kranów. Półcalówki. Dwie. Albo i trzy.
Tęgi mężczyzna zbliżył się do półki, pogrzebał, wyjął trzy głowice i położył na stole. -
Po czterysta. Będzie tysiąc dwieście.
- Już po czterysta? - zdziwił się kapitan nieszczerze. - Dopiero co kupowałem po
trzysta pięćdziesiąt.
- Nie u mnie.
- Jak to nie u pana? Z całą pewnością. Tylko że sprzedawał mi taki młody blondyn,
szczupły.
Grubas wierzchem zasmolonej ręki otarł prawy policzek.
- Mariusz?
- Nie wiem, nie przedstawił się. Może i Mariusz.
- Ja tego skurwiela kiedyś utłukę!
- Za tanio liczył?
Właściciel warsztatu poczerwieniał z irytacji.
- Taniej jak po czterysta nigdzie pan nie kupi - mruknął.
- Wie pan co? - Połońskiemu przyszło coś do głowy. - Może on by mi przylutował
jeden drobiazg, u mnie w mieszkaniu. Mógłbym z nim mówić?
- Nie ma go. Będzie jutro o ósmej.
Grubas nagle przyjrzał się oficerowi z uwagą. Zmarszczył brwi, wypluł niedopałek,
myślał przez chwilę.
- Ja pana skądś znam - oświadczył niezbyt przychylnym tonem.
- Mnie? Wtedy przecież pana nie było, tylko ten Mariusz.
- Ja pana znam nie z warsztatu. Pan jest z Mostowskich.
Kapitan zmieszał się trochę, wtedy Szczęsny wysunął się zza jego pleców. Trzeba już
było grać w otwarte karty.
- Obaj jesteśmy stamtąd - rzekł spokojnie. - Chcieliśmy kupić głowice i porozmawiać
z Mariuszem Będzińskim. Potrzebny nam jest jako świadek w pewnej sprawie. Niech pan go
zwolni jutro, powiedzmy, na półtorej godziny. A za trzy głowice ten pan już płaci.
- Za dwie - sprostował Połoński, kładąc odliczone osiemset złotych. - Przypomniałem
sobie, że jeszcze jedną mam w domu.
Zlusarz wciąż przyglądał im się w zamyśleniu. W końcu rzekł:
- Ja naprawdę nie mogę taniej. Pan wie, ile teraz materiał kosztuje? I ile się człowiek
za tym wszystkim nabiega? - W jego głosie można było wyczuć prawdziwą gorycz i żal,
wynikłe z tego biegania. Dotknął palcami banknotów, wahał się.
- Niech pan bierze. Gdzie ja teraz będę szukał taniej. - Połoński schował głowice,
zawinięte w kawałek gazety. - Tylko niech pan nie zapomni powiedzieć Mariuszowi, żeby się
do nas zgłosił. Na dziewiątą rano. Niech zadzwoni z biura przepustek na wewnętrzny
sześćdziesiąt piętnaście. Spamięta pan?
- Zapiszę. Nie zapomnę. Wyślę go - obiecywał grubas, pełen rozterki
wewnętrzno-handlowej, bo wiedział, że kilka domów dalej jego konkurent sprzedaje głowice
po trzysta. Pocieszył się tylko myślą, że jak już tutaj kupili, dalej nie pójdą.
- A skurwiela nabiję! - warknął resztką złości. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl