[ Pobierz całość w formacie PDF ]

choć rozmowny, wydawał się Knutowi lekko zaniepokojony.
- Zdarza się. Ale najlepiej czuję się na stałym lądzie - odrzekł tamten.
- Podobnie jak my - pospieszył z odpowiedzią Knut. - Pan pewnie mieszka
niedaleko szwedzkiej granicy i stąd ten konik z Dalarna?
- Zgadza się. - Mężczyzna przyjrzał się uważniej Knutowi, zapewne
zastanawiając się, ile może mu powiedzieć.
- Mieszkam rzut kamieniem od granicy.
- Można by rzec: strzał armatni - szybko poprawił Knut.
- Co pan ma na myśli? - Mężczyzna w jednej chwili ściągnął brwi.
- Odkryliśmy dzisiaj, że jedna z beczek zawierała dwa działa - rzekł Knut. -
Tak mi się nagle skojarzyło.
- No tak. Pewnie kule z takiej armaty dosięgłyby granicy z mojej
posiadłości. - Udawał obojętność, ale Knut wyraznie zauważył, że tamten
ucieka spojrzeniem.
- Nad Utgardsjoen jest rzeczywiście pięknie - rzekł niby to obojętnie Knut. -
Gdzieniegdzie strome zbocza wypiętrzają się ku Szwecji.
Mężczyzna drgnął, po czym z niepokojem spojrzał na Knuta, ale ten już
pokazywał synowi kolejnego ptaka.
- Dlaczego akurat przyszło panu na myśl Utgardsjoen?
- Pan pewnie zna dobrze tamte okolice?
- Niewykluczone. A pan tam był?
- Nie, nigdy.
Teraz mężczyzna zaniepokoił się nie na żarty. Najpierw rosły Norweg
wspomina o jeziorze Utgard, a teraz twierdzi, że nigdy tam nie był. Co to ma
znaczyć?
- Rzeczywiście Utgardsjoen to duże jezioro i jego część sięga aż do Szwecji.
- A pan, jak rozumiem, mieszka po wschodniej stronie? Tuż przy granicy? -
Knut przeniósł spojrzenie na swojego rozmówcę.
- A skąd pan to wszystko wie? - Jednak w chwili, gdy zadawał to pytanie,
zrozumiał. Przenikliwe spojrzenie błękitnych oczu Knuta Rudningena mówiło
samo za siebie. Ten człowiek niejednego umie się domyślić, można by rzec:
prześwietla człowieka na wskroś. Mężczyzna znad granicy zadrżał. Ile wie o
nim ojciec chłopców?
- Tak mi się zdawało. Sam mieszkam w Hemsedal, daleko od Szwecji.
Musimy pokonywać długą drogę, podróżując choćby do Christianii - wyjaśnił
Knut, starając się łagodnym tonem uspokoić swego rozmówcę.
- Nazywam się Petter Fossnes i całe życie mieszkam nad tym jeziorem.
Aowię, poluję i do niedawna miałem tam święty spokój... - Ostatnie słowa
jakby zawisły w powietrzu, ale mężczyzna nic więcej nie powiedział.
- Czyżby sporo tam drapieżników?
- Zdarza się. Na ogół jednak zwierzęta domowe nie są zagrożone, ale też
sam jestem dobrym myśliwym. Ostatnimi czasy rozpiąłem na ścianach w domu
kilka wilczych i niedzwiedzich skór.
Ani chybi tak jest, pomyślał Knut; podróżny pod eleganckim strojem nie
zdołał ukryć pewnej nieporadności, zdradzającej człowieka nawykłego do
obcowania z surową przyrodą.
- Zapewne para się pan też wyrębem?
- Najczęściej zimą. Sam nie mam dużo lasu, ale pracuję dla innych.
- Współpracuje pan ze Szwedami? - Knut postawił Haralda na ziemię i
pozwolił, by chłopczyk poszedł do babci.
- Nie, raczej rzadko. Najchętniej w ogóle nie. - Twarz mężczyzny
spochmurniała i to potwierdziło przypuszczenia Knuta. - Daleko do
najbliższego sąsiada.
- Czasami jednak dobry sąsiad się przydaje - mruknął pod nosem Knut.
- Ja nikogo nie potrzebuję. Sam sobie daję radę.
- To znaczy, że nie lubi pan gości?
- Znajomych chętnie przyjmuję, za to obcy nie są u mnie mile widziani -
padła zdecydowana odpowiedz.
- A więc wybrał pan sobie właściwie miejsce na dom - zauważył Knut. -
Chyba nieczęsto ktokolwiek zapuszcza się w takie odludne okolice.
I znów mężczyzna poczuł głęboki niepokój. Ile wie o nim jego rozmówca?
Mimo to starał się odpowiedzieć obojętnie:
- Na szczęście. Niech tylko ci dręczyciele ze Szwecji dadzą mi święty
spokój.
- Dręczyciele trafiają się wszędzie. Tak już jest w życiu i człowiek musi do
tego przywyknąć.
- Nie - padła krótka odpowiedz. - Ani myślę przywyknąć. - Niektórym z nich
potrzebna jest solidna nauczka, inaczej się nie opamiętają.
Knut nic nie odpowiedział. Rozpięto właśnie ostatni żagiel. Kilku zwinnych
marynarzy sprawnie wspięło się na maszt. Przyjemnie było obserwować, z jaką
łatwością załoga radzi sobie z olinowaniem, wisząc kilkanaście metrów nad
ziemią. Knuta jednak samo patrzenie w górę nieomal przyprawiało o zawrót
głowy.
- Za chwilę przyspieszymy - rzeki Petter Fossnes z zadowoleniem. -
Chciałbym już być na lądzie.
- Miejmy nadzieję, że reszta ładunku jest dobrze zabezpieczona. - Knut
skierował wzrok za mostek, gdzie umieszczono większość przewożonych
towarów. Ciężka broń była tylko w jednej z beczek, nic więc dziwnego, że
akurat jej zabezpieczenie nie wytrzymało.
- Dobrze, że nikomu nic się nie stało - stwierdził cicho Fossnes. - Szyper za
słabo ją umocował.
- To prawda. Nie chciałbym być w skórze właściciela ładunku, jeśli
ucierpiałoby czyjeś życie. - Knut zwrócił uwagę, że odkąd podniesiono ostatni
żagiel, statek wyraznie zwiększył szybkość.
- Jak to właściciela? - Petter obrzucił Knuta ostrym spojrzeniem. - Nie
można go winić, skoro to załoga nie wywiązuje się ze swoich obowiązków?
- Owszem, jednak zastanawiające jest, że ktoś przewozi działa w dębowej
beczce. Pewnie się nie mylę, że ta broń została nabyta nielegalnie.
- Ach tak? A więc armaty nie należą do armii?
- Z tego, co mówił szyper, raczej nie. Ale też nie miał ochoty ujawniać
zleceniodawcy, więc może to być każdy.
- No, tak. To już sprawa szypra. - Petter Fossnes wyprostował plecy i
zwrócił się w stronę rufy. - Dziękuję za rozmowę. - Rzekł sucho i odszedł bez
wahania.
Co za nagłe zakończenie rozmowy, pomyślał Knut. Wiedział jednak, że
Fossnes ma teraz o czym myśleć. Może będzie musiał zmienić swoje plany...
Rozdział dziesiąty
Ostatni odcinek podróży zajął więcej czasu, bo wiatr znacznie osłabł, ale
kiedy pasażerowie w oddali ujrzeli stały ląd, nastroje się poprawiły. Statek
wpłynął powoli do fiordu i kierował się w stronę nabrzeża.
Knut z zaciekawieniem obserwował Pettera Fossnesa; mężczyzna
najczęściej stał w pobliżu skrzyni z działami i raz po raz spoglądał w jej
kierunku. Niekiedy zamieniał też słowo z bosmanem. Wyglądało na to, że obaj
dobrze się znają.
- Wkrótce będziemy na miejscu. - Knut podszedł do Fossnesa i uśmiechnął
się. - Ma pan dużo bagaży czy wystarczy jeden powóz?
- Transport mam już umówiony - rzekł tamten, unikając odpowiedzi na
pytanie Knuta, co wcale nie zdziwiło Rudningena.
- No, tak. W takiej sytuacji powóz najlepiej uzgadniać zawczasu. Na nas [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl