[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zazdrość paliła niczym żywy ogień.
 Od dziesięciu lat prowadzę tu interes  rzekł oskarżycielsko, wyłaniając się zza pleców Sana i
mierząc Iriotha wzrokiem.  A ty przychodzisz z północy i podbierasz mi pracę. Wielu miałoby coś
przeciw temu, ale kłótnia czarowników to zła rzecz. Czy w ogóle jesteś czarownikiem? Masz moc?
Bo ja mam. Wszyscy tutejsi ludzie to wiedzą.
Irioth próbował powiedzieć, że nie chce kłótni, pracy starczy dla dwóch, nie chce jej nikomu
odbierać, lecz gorycz zazdrości Ayetha wypalała w nim słowa. Przybysz i tak by ich nie usłyszał, a
swą złością niszczył je, nim zostały wypowiedziane. Z coraz większą wzgardą patrzył na milczącego
Iriotha. Zaczął mówić coś do Sana, a wówczas Irioth odezwał się w końcu:
 Musisz...  rzekł.  Musisz iść. Z powrotem.
Gdy wymówił ostatnie słowo, lewą ręką ciął powietrze, jakby machał ostrym nożem. Ayeth
oszołomiony runął na krzesło.
Był tylko mizernym czarownikiem, oszustem znającym zaledwie kilka nędznych zaklęć. A może
oszukiwał, może ukrywał swą moc, może to rywal? Zazdrosny rywal? Trzeba go powstrzymać,
spętać, nazwać, przywołać. Irioth zaczął wymawiać słowa, które by go spętały, i przerażony Ayeth
umknął, kuląc się, malejąc, wrzeszcząc głośno. To złe, złe. Robię coś złego, to ja jestem zły,
pomyślał Irioth. Uciszył własne słowa. Walczył z nimi. I w końcu wykrzyknął tylko jedno. Ayeth
przypadł do ziemi, drżał na całym ciele i wymiotował. San patrzył na nich oszołomiony, próbując
powiedzieć:  Niech się odwróci, odwróci!", i nie stało się nic złego. Lecz w dłoniach Iriotha płonął
ogień. Płonął w oczach, gdy próbował ukryć je przed światem. Na języku, gdy usiłował coś
powiedzieć.
***
Przez długi czas nikt nie chciał go tknąć. Upadł na progu Sana i leżał niczym martwy. Lecz znachor
z południa stwierdził, że Otak nie umarł i jest grozny jak grzechotnik. San opowiedział innym, jak
Otak rzucił klątwę na Promienia i wypowiedział straszne słowa, które sprawiły, że znachor zaczął
maleć, kurczyć się i zawodzić niczym patyk w ogniu. A potem w jednej chwili znów był sobą, tylko
rzygał jak kot. Tymczasem drugiego znachora otaczało dziwne, migoczące niczym ogień światło i
tańczące wokół cienie. Jego głos nie przypominał głosu człowieka. Coś strasznego.
Promień poradził, by się go pozbyli, nie czekał jednak, aż to zrobią. Wychyliwszy pospiesznie
kufel piwa w gospodzie, ruszył z powrotem na południe, oznajmiając, że w jednej wsi nie ma
miejsca dla dwóch czarowników. Może wróci, gdy ten drugi odejdzie.
Nikt nie chciał Otaka tknąć. Przyglądali się z daleka ciału leżącemu na progu Sana. %7łona
gospodarza zawodziła wniebogłosy, biegając po ulicy:
 Niech będzie przeklęty, przeklęty!  wrzeszczała.  Moje dziecko urodzi się martwe! Ja to wiem!
Kiedy Owoc usłyszał w gospodzie opowieść Promienia, a także wersję Sana i kilka innych
krążących po wsi  w najlepszej z nich Otak wyrósł w górę na pięć łokci, piorunem spalił Promienia
na popiół, a potem na usta wystąpiła mu piana, posiniał i runął na ziemię  ruszył do domu, by
sprowadzić siostrę.
Dar pospieszyła do wioski, wprost na próg domu Sana, pochyliła się nad Otakiem i położyła na
nim rękę. Wszyscy jęknęli, mamrocząc:  Niech się odwróci!", jedynie najmłodsza córeczka Płowej
coś zle zrozumiała i pisnęła:  Niech ci się wiedzie!".
Znachor poruszył się i powoli dzwignął z ziemi. Ujrzeli, że wygląda dokładnie tak jak przedtem.
Nie dostrzegli żadnych ogni ani cieni. Sprawiał wrażenie chorego.
Dar pomogła mu wstać. Wolno poszli razem ulicą.
Wieśniacy potrząsnęli głowami. Dar to odważna kobieta. Czasem jednak ludzie bywają zbyt
odważni. Albo też  mówili do siebie, siedząc wokół stołu w gospodzie  odważni w niewłaściwy
sposób, w niewłaściwym miejscu. Nikt nie powinien mieszać się do spraw czarowników, jeśli
brakuje mu mocy. Ludzie o tym zapominają. Czarownicy wyglądają jak inni, ale nie są tacy. Wydaje [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl