[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wymaszerowała do kuchni, trzaskając drzwiami.
Robokop został przed telewizorem. Absolutnie nie zamierzał za nią biec. Sama wróci, kiedy
się uspokoi. Wtedy pogadają.
Przed telewidzami pojawił się generał Michałowski, przedstawiając pułkownika rezerwy
Zbigniewa Indię, dotychczasowego kierownika Sekcji Spadochronowej Aeroklubu
Warszawskiego. Wojacy zgodnie zapowiedzieli utworzenie Oddziałów Spadochronowej
Awioprotekcji w całym kraju. Warszawski zespół miał pozostawać pod komendą pułkownika
Indii. Pozostałe oddziały miały być stworzone w kolejnych miastach dysponujących
aeroklubami i w miarę prężnie działającymi sekcjami spadochronowymi bądz strefami zrzutu.
- Zygmunt nie odpuści - westchnął Kępiński ponownie. - Zrobi wszystko, żeby się tam dostać.
Cholerny kamikadze.
Ma to po mnie, pomyślał z idiotyczną dumą.
20.
Cyrulik zadzwonił do Milenki zaraz po konferencji prasowej bohaterskiego Jean-Pierre a i
komunikatach Dowództwa Nadzwyczajnego.
- I co? Wchodzisz w to? - zapytał ciekawie. - Będziesz łapać Różę?
- No coś ty! - zaprotestowała z zażenowaniem. - Chciałabym, pewnie, że bym chciała... Ale
do tego wezmą najlepszych z najlepszych, rozumiesz. Gdzie ja się będę pchać, z tą moją
mizerną cyferką dwustu z czymś skoków.
- Wasz Wódz został mianowany szefem tego całego interesu - stwierdził Cyrulik. - Nie
wezmie cię? Przecież cię lubi.
- Wódz się nie będzie kierował sympatią czy antypatią - oznajmiła Milka stanowczo. - On nie
z takich, co to po znajomości... Wezmie tych, którzy są dobrzy, i już.
- No to jak myślisz, kogo wezmie? - zainteresował się szczerze. - Do tych Oddziałów
Spadochronowej Awioprotekcji... Do Os?
Przedłużające się milczenie z jej strony zasugerowało mu, że chyba wszedł na drażliwy temat.
- Ahaaa - powiedział. - Bez wątpienia na scenie pojawi się kolega Drakkar, tak? I to zapewne
jako numer jeden, jak znam życie?
- Mhm - przytaknęła niechętnie. - Na pewno. Dobry jest. Według mnie najlepszy. Wódz też
tak uważa, zresztą wszyscy mówią, że on się już ze spadochronem urodził.
Paweł nie pytał więcej. Milka zawsze posępniała, kiedy temat schodził na osobę Drakkara.
Cyrulik widział go kiedyś i tak naprawdę nie dziwił się jej fascynacji. Wysoki, dosyć
przystojny facet, za którym ciągnęła się aura GROM-u i niezwykłej przeszłości. Do tego
introwertyczny na tyle, że dziewczyna od biedy mogła uznać go za romantycznie
tajemniczego. Cyrulik nie widział w tym żadnego romantyzmu. Według niego Drakkar był
chodzącym workiem problemów, z którymi na dodatek nie radził sobie zbyt dobrze. Ale cóż,
Milena nijak nie dawała się o tym przekonać. Zaślepiona, ot co. Nie nalegał więc.
Zresztą co on się będzie mądrzył, specjalista od szczęśliwych związków i odwzajemnionej
miłości. Wspomnienie Renaty przywołało falę kłującego bólu. Zacisnął zęby, opanowując się
czym prędzej.
- Ech, babo, babo - rzucił Milce z czułością w głosie. - Tylko się tam nie rozklejaj, dobrze?
Zobaczysz, jeszcze ci się wszystko ułoży.
- Jak znam życie i to środowisko - powiedziała, ignorując jego wypowiedz - Wódz będzie
miał w najbliższym czasie przesrane. Będą go naciskać ze wszystkich stron. Każda firma:
wojsko, ABW, policja zechcą mieć w tym zespole swoich ludzi. I swój przyczynek do chwały,
ma się rozumieć. Potem będą się puszyć przy byle okazji: proszę, oto nasz człowiek w Osach.
Nasz własny pies, najlepszy bernardyn wystawy.
- No to faktycznie, ty się lepiej w to nie pchaj. - Roześmiał się lekko. - Nie ma co. Dobra,
słuchaj, mała. Muszę kończyć. Zaraz lecę na zajęcia z tego całego ratownictwa. Dzisiaj
trenujemy chodzenie w kombinezonach ochronnych. Strasznie niewygodne cholerstwo,
mówię ci.
- Jesteś naprawdę wspaniały, wiesz? - powiedziała z nieskrywanym podziwem. - Robisz
wielką rzecz... Zazdroszczę ci.
- Mowa! - odparł nieskromnie. - A najważniejsze, że to samo powiedziały pediatrzyce i
puściły mnie w pierwszym terminie, nie zważając na moją nader nikczemną znajomość
przedmiotu. Co prawda, tylko tróję mi postawiły - zabiadolił żartobliwie. - Ale dobre i to.
- No to świetnie - odrzekła z zadowoleniem. - Trzymaj się. Tobie też jeszcze się wszystko
ułoży. Zobaczysz. No, pa.
- Pa, Milka - powiedział i przerwał połączenie.
Wyszedł do przedsionka, zaczął wkładać kurtkę i buty. Rzucił okiem w głąb dużego pokoju.
Starzy tkwili przed telewizorem i ciągle nie odzywali się do siebie. Ojciec siedział na fotelu z
wyjątkowo nabzdyczoną miną, a matka leżała na wersalce, czytając książkę. Najwyrazniej nic
sobie nie robiła z coraz bardziej ostentacyjnej irytacji męża.
Paweł pokiwał głową. Tak trzymaj, matka! - pomyślał. Może ten stary dureń nareszcie
zmądrzeje.
Wyszedł z mieszkania, zamykając za sobą drzwi.
Zajęcia w kombinezonach okazały się niezwykle zajmujące. Nawet nie zauważył, kiedy
zapadł zmierzch.
21.
Patrol straży miejskiej przechadzał się po placu Defilad.
Była czwarta nad ranem, mężczyznom kleiły się oczy. Kawa już nie pomagała, a na Red
Bulle, czy nawet ich tańsze zamienniki, szkoda było pieniędzy. Przecież ledwo co można
wyżyć z takiej psiej pensji.
Strażnik obrzucił beznamiętnym spojrzeniem fioletowy pręt, wystający z trawnika.
- Ej, patrz - rzucił do kolegi. - To jakby to. Fioletowe, metalowe, metr wysokie. Robimy
alarm?
Tamten ziewnął.
- Ta, jasne - odparł niechętnie. - Rób alarm, znowu się będzie z kogo pośmiać. Prawie
codziennie tędy przechodzisz i dopiero dzisiaj zauważyłeś, ślepy palancie. Ten kołek stoi tu
od miesiąca. Chuligani rozwalili śmietnik, tylko nóżka została. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl