[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Creek, a obok biegnie kręta szosa, prowadząca na drugą stronę gór. Może spróbować
jechać trawiastym poboczem szosy, zamiast zapuszczać się na wysokie zbocza po obu
stronach. Kiedy tylko usuną blokadę na szosie międzystanowej, nasi chłopcy będą
musieli błyskawicznie dotrzeć do tego punktu i obstawić drogę na granicy z Wyoming.
Kiedy Craig się tam pojawi, będą wiedzieli, co robić.
- Zgoda - rzekł Braddock. - A jeśli będzie próbował przejechać tamtędy nocą?
- To niemożliwe. Jego koń jest na pewno bardzo wyczerpany. Moim zdaniem,
przejechał przez szosę, bo kieruje się w stronę lasu, a potem gór. Będzie musiał się
przedrzeć przez Narodowy Las Custera, cały czas wspinając się pod górę, przeciąć
wąwóz West Fork, a potem znów wspinać się po zboczu, by dotrzeć na płaskowyż Silver
Run. Dlatego przygotowałem też plan numer dwa. Namierzymy go dwoma wynajętymi
helikopterami, zabierając po drodze chłopaków z Bridger. Rozstawimy ich na
płaskowyżu, ukrytych za skałkami. Kiedy Craig wyjedzie z lasu, będzie dla nich
idealnym celem.
- No i dobrze - mruknął Braddock. - Jeszcze coś?
- Plan numer trzy. Reszta z nas o świcie pojedzie konno do lasu tuż za nim,
zapędzając go na skraj płaskowyżu. Tak czy inaczej, dopadniemy go jak zwierzynę
łowną.
- A jeśli zaatakuje nas w lesie?
Max uśmiechnął się z wyrazną przyjemnością.
- Cóż, jestem niezle wyszkolony w walkach w dżungli. Podobnie jak
przynajmniej trzech innych naszych ludzi. Będą nam towarzyszyć. Jeśli tylko spróbuje
zaczaić się na nas w lesie, jest mój.
- A jak przetransportujemy tam konie, skoro szosa jest zablokowana? - spytał
jeden z prywatnych żołnierzy Braddocka.
Max przesunął palcem po cieniutkiej linii zaznaczonej na mapie.
- Tu biegnie wąska droga, od szosy prowadzącej do Billings aż do Red Lodge, u
wylotu wąwozu Rock Creek. W nocy przewieziemy konie przyczepami i o świcie
ruszymy za nim. Proponuję, byśmy przespali się ze cztery godziny i wstali o północy.
Braddock wyraził zgodę skinięciem głowy.
- Jeszcze jedna rzecz, majorze. Jadę z wami. Kevin też. Czas byśmy obaj byli
świadkami marnego końca człowieka, który tak mnie dziś upokorzył.
SZERYF Lewis również miał przed sobą mapę i doszedł do bardzo podobnych
wniosków. Poprosił o pomoc policję z miasta Red Lodge. Obiecano mu, że o świcie
będzie miał do dyspozycji dwanaście koni, wypoczętych i osiodłanych. W tym samym
czasie Larry miał napełnić zbiorniki helikoptera i czekać na sygnał do startu.
Szeryf sprawdził postępy ekip ratowniczych na zablokowanej szosie
międzystanowej. Powiedziano mu, że przeszkoda zostanie usunięta do czwartej rano.
Poprosił, by w pierwszym rzędzie przepuszczono jego dwa samochody. W ten sposób
uda mu się dotrzeć do Red Lodge o wpół do piątej.
Ze znalezieniem ochotników nie było problemu. Prawdziwy pościg zazwyczaj
wzbudzał ogromne emocje wśród policjantów. Po za Larrym, który czekał w Bridger na
jego polecenia, szeryf miał też do dyspozycji właściciela i zarazem pilota samolotu
doskonale nadającego się do obserwacji terenu. Ponadto zgromadził dziesięciu
policjantów do pościgu naziemnego. To powinno wystarczyć, by dopaść jednego
uciekiniera. Szeryf ponownie wbił wzrok w mapę.
- Błagam, chłopcze, tylko nie wjeżdżaj do lasu - mruknął pod nosem. - Okropnie
trudno będzie cię tam znalezć.
DOKAADNIE w tym samym momencie Ben Craig i Szepczący Wiatr dotarli do
skraju lasu i zniknęli między drzewami. Wśród świerków i sosen panowała głęboka
ciemność. Kiedy przejechali blisko kilometr, Craig zarządził postój. Rosebud znalazła
między drzewami strumyczek i soczyste igły sosnowe. Zasłużyła sobie na odpoczynek.
Ben nie rozpalił ognia, ale na szczęście Szepczący Wiatr wcale go nie
potrzebowała. Zwinęła się w kłębek pod ciepłą skórą i natychmiast zasnęła. Natomiast
Craig chwycił toporek i odszedł w głąb lasu. Nie było go prawie sześć godzin. Kiedy
wrócił, zrobił sobie godzinną drzemkę, po czym zwinął obozowisko. Wiedział, że gdzieś
przed nimi znajduje się potok, nad którym dawno, dawno temu opóznił pościg
kawalerzystów i Czejenów. Zamierzał przejść na jego drugą stronę, zanim prześladowcy
zbliżą się do niego na odległość strzału.
Rosebud nie w pełni doszła do siebie po wczorajszym maratonie. Poprowadził ją
[ Pobierz całość w formacie PDF ]