[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ale siedziała, obracając naczynie w dłoniach. Zapomniała o smutku i niepokoju dręczącym ją
od początku podróży. Zamknąwszy oczy, zatonęła we wspomnieniach, które przez jakiś czas
usilnie starała się wymazać z pamięci.
Torańczykom nie żyło się łatwiej niż Sulkarczykom, którzy z nadmierną, jej zdaniem,
ufnością traktowali tak zdradliwy żywioł jak morze. Lecz człowiek, który od dziecka
przywykł do takich a nie innych warunków życia, zawsze uważał je za coś najzupełniej
naturalnego.
Tursla zajmowała niską pozycję wśród Torańczyków, była prawie wyrzutkiem. Płynęła
teraz statkiem jako małżonka Simonda tylko dlatego, że niegdyś wstawiła się za nią Zlepa
Marfa. Współplemieńcy nigdy nie darzyli jej sympatią. A torańskie dzieci nie znały swoich
prawdziwych matek, gdyż wychowywały je wszystkie kobiety. Tursla nie wiedziała też, kto
ją spłodził podczas Księżycowych Pląsów. Ale to jeszcze raz obróciła dzbanek i pomyślała
o tym, jak uzyskała wolność było częścią niej samej, tak jak krew płynąca w jej żyłach.
Zdjęła pokrywkę i powoli, bardzo powoli wsunęła palec do środka. Tak, piasek był taki
sam w dotyku. Miękki, drobny pył przylgnął do jej palca. Tursla nie rozumiała, co nią
powoduje, ale podniosła go do ust i zlizała zeń piasek. Poczuła bardzo słaby smak i zapach
wody z Moczarów Toru.
Siostrzyczko...
Usłyszała to słowo, czy tylko jej się tak wydało?
Jesteś kimś więcej niż myślisz. I wiele się nauczysz, o, tak, nauczysz się wielu rzeczy!
Xactol? zapytała ze zdumieniem, nie otwierając oczu. Nie widziała bowiem ciasnej
kajuty, ale skrawek czerwonozłotej plaży. Zalany księżycem piasek wytrysnął w górę jak
fontanna i zamienił się w tę, do której z całego serca pragnęła się przyłączyć, stać się jej
częścią.
Udaj się do tej, która bliska jest Wiecznego Snu. Tak, słyszała wyraznie. Użycz
jej swej siły. Dwie Moce podtrzymują jej życie, niech trzecia bezpiecznie zatrzyma ją na tym
świecie.
Tursla ponownie ukryła dzbanek, a potem poszła prosto do kajuty kapitana. Uchyliła je i
wślizgnęła się do środka.
Undia już nie leżała na ławie, lecz na stosie koców na podłodze, Auda zaś tak blisko niej,
że się dotykały. Z obu zdjęto ubranie, a przywołana przez Inquit czarodziejska mgiełka nadal
wisiała w powietrzu. Kankil ulokowała się przy głowach nieprzytomnych dziewczyn,
opierając łapkę na czole każdej z nich. Miała zamknięte oczy i nuciła lub mruczała cicho.
Znieżynka siedziała ze skrzyżowanymi nogami przy stopach chorych. Jej Klejnot rozjarzał
się i przygasał, kiedy kierowała go w ich stronę.
Ani szamanka, ani Czarownica nie zauważyły Tursli. Toranka pewnym krokiem podeszła
do wyłowionej z morza Sulkarki i uklękła obok niej. Położyła rękę na zimnej jak lód piersi
Audy. Potem zamknęła oczy. Zobaczyła piasek, falę piasku, który trysnął w górę i otoczył ją
tumanem, gdyż teraz to ona, Tursla, tańczyła tam, wirowała i opadała, czując pieszczotliwe
dotknięcia miękkich ziarenek. Zrobiła to, na co nigdy dotąd się nie odważyła. Przywołała
nie, nie przywołała, ale wydała rozkaz Mocy, którą o czym była przekonana nie władał
żaden z jej współplemieńców.
Nie przestała tańczyć w wyobrazni. Piasek wokół niej stawał się coraz cieplejszy, niemal
parzył jak płomienie. Rozciągnęła nad nim kontrolę. Skierowała to życiodajne tchnienie tam,
gdzie było potrzebne. Nie walczyła z tak wielkim wysiłkiem od dnia, w którym próbowała
utrzymać się przy życiu, gdy Simond przebił zaporę odgradzającą Moczary Toru od świata
zewnętrznego. W jakiś sposób pokonała zimno, odepchnęła od Audy palce śmierci.
Wreszcie zgarbiła się, a potem bezsilnie osunęła na podłogę. Z daleka, z bardzo daleka
usłyszała cichy jęk i zrozumiała, że zwyciężyła. Czyjeś ręce podłożyły jej poduszkę pod
głowę. Niewyraznie, jakby patrzyła przez zasłonę z czerwonawego piasku, zobaczyła, że
Znieżynka i Inquit owijają kocami obie chore dziewczyny i kreślą nad nimi jakieś znaki
Czarownica swoim Klejnotem, a szamanka rękami.
Przylgnęło do niej coś ciepłego i miękkiego, zarzuciło jej ramiona na szyję. Kankil
siedziała obok Tursli, mrucząc głośno, i ten rytmiczny pomruk dodał sił wyczerpanej
Torance.
Turslo! Co one ci zrobiły?! Przez odprężające mruczenie przebił się krzyk Simonda.
Klęczał obok żony, obejmując ją wraz z Kankil, która tuliła się do Tursli jak dziecko do
matki.
Zobaczyła jakiś błysk. Chciała zamknąć oczy, ale nie mogła. Lód... lód wynurzał się z
morza... nie, nadal była w ciepłej kajucie, nie pochłonęła jej lodowata woda. Pózniej Toranka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]