[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rzeczywiście jest mały. Na piętrze
były tylko dwie sypialnie i jedna łazienka. Wobec tego Joss i Dan będą musieli
spać razem.
Pan Armstrong koniecznie chciał być obecny podczas kąpieli wnuka. Po
karmieniu Adaś natychmiast zasnął, a dorośli zasiedli do stołu.
- O, jak dobrze - westchnął Dan. - Rzadko zdarza się kolacja bez przerwy, a dziś
chyba będzie spokój.
- Mały chrapie jak stary. - Pan Armstrong uśmiechnął się. - Mam nadzieję, \e
moja kolacja będzie wam smakować. Lubię gotować!
Godzinę pózniej dziecko nadal smacznie spało, tote\ uspokojona Joss wsiadła
do samochodu.
- Dobrze mu, jak u Pana Boga za piecem - rzekł Dan.
- Wiem. Nigdy nie myślałam, \e będę zachowywać się jak kwoka na jajach.
Potem odprę\yła się zupełnie i nawet wypiła lampkę wina. Z przyjemnością
słuchała o planach Sarah i Francisa, szczerze śmiała się z dykteryjek. Bawiła się
dobrze i ani razu nie spojrzała na zegarek. Wreszcie Dan przypomniał, \e czas
wracać do domu.
NIE MOśESZ ODEJZ
124
- Widzisz, jak ta wizyta dobrze ci zrobiła - powiedział w samochodzie.
- Sarah i Francis są przemili. Mam nadzieję, \e Adaś nie zamęczył dziadka.
Dan wybuchnął śmiechem.
- Jedno niemowlę nie da mu rady.
Miał rację. Ledwo weszli, jego ojciec powiedział:
- Adaś obudził się około dziesiątej. Przewinąłem go i nakarmiłem, potem trochę
razem posiedzieliśmy, a teraz znowu spokojnie śpi.
- Dziękuję, tato. - Joss pocałowała teścia. - Jesteś czarodziejem.
Starszy pan był wyraznie zadowolony z pochwały.
- Jaki tam ze mnie czarodziej. Wyśpijcie się, póki macie okazję. Nie martwcie
się, jeśli smyk zapłacze. Mnie nie przeszkodzi.
Dan zamknął drzwi sypialni i zrobił przepraszającą minę.
- Pewno wolałabyś w samotności rozebrać się i poło\yć, ale ja z
przyzwyczajenia natychmiast wykonuję polecenia ojca.
- Czy wie, \e tylko jego tak słuchasz?
- Twoje słowa te\ traktuję jak rozkaz. Joss spojrzała na niego zdumiona.
- Czy\by? Nie zauwa\yłam.
- Ale to prawda. Mogę pierwszy iść do łazienki?
- Proszę.
Le\ała bez ruchu, wsłuchana w ciszę i zapatrzona w ciemność głębszą ni\ w
Londynie. Dan te\ le\ał jak martwy. Oboje zdawali sobie sprawę, \e myślą o
tym samym. Podczas całego pobytu spali razem, ale uwa\ali, by się nie dotknąć.
Nawet przez sen.
125
NIE MOśESZ ODEJZ
Zaraz po powrocie do Londynu Dan zaskoczył ją oświadczeniem:
- Powinienem spędzać więcej czasu z rodziną. Wykąpię Adasia, a ty przygotuj
łó\eczko. Potem mo\e i tutaj uda się zjeść kolację w spokoju.
Przywiezli świe\e warzywa i jajka, więc Joss zrobiła omlety. Dan otworzył
butelkę czerwonego wina. Jedli w kuchni, \eby nie tracić cennego czasu na
chodzenie do jadalni.
- Nie wiadomo, jak długo nasz syn zostawi nas w spokoju - rzekł Dan.
- Nareszcie nasz" - szepnęła Joss. - Wizyta u ojca pomogła.
Spędzili pierwszy przyjemny wieczór od powrotu Joss ze szpitala. Dziecko
obudziło się o dziesiątej, lecz po karmieniu natychmiast usnęło.
- Popilnujesz go? - spytała Joss. - Skorzystam z okazji i prędko się umyję.
Dan uniósł głowę znad gazety.
- Nie musisz się spieszyć.
- Dobrze.
Z przyjemnością wyciągnęła się w pachnącej wodzie i otworzyła ksią\kę. Przez
kilka miesięcy nie mogła pozwolić sobie na luksus czytania w wannie. Teraz tak
się zaczytała, \e nie zauwa\yła, kiedy woda wystygła. Gdy skończyła rozdział,
spojrzała na zegarek. Prędko wyszła z wanny, wytarła się, uczesała i wło\yła
koszulę z ró\owego batystu. W drzwiach sypialni stanęła jak wryta, poniewa\ w
łó\ku siedział Dan i jakby nigdy nic czytał ksią\kę. Serce zaczęło jej bić jak
szalone.
- Adaś głośno chrapie. - Dan odchylił kołdrę. - W East
NIE MOśESZ ODEJZ
126
legh tak grzecznie razem spaliśmy, \e warto i tutaj spróbować. To do niczego
nie zobowiązuje.
Bez słowa wsunęła się do łó\ka. Dan zgasił światło i długo le\ał, milcząc.
Wreszcie się odezwał:
- Wydaje mi się, \e to odpowiedni moment, \eby o coś zapytać... Czy...
wybaczysz mi?
- Co mam wybaczyć? - szepnęła.
- Po pierwsze to, \e miałem wątpliwości, czy Adaś jest moim synem. Co zresztą
nie ma \adnego znaczenia, bo teraz naprawdę jest mój.
- Zawsze był.
- Wiem. - Dan odszukał jej rękę i mocno ścisnął. -W Eastlegh łatwiej mi
przyszło ustalić system wartości. Kochanie, jesteś dla mnie wszystkim. Dobrze
wiesz, \e od pierwszego spotkania pragnę tylko ciebie. Ale jestem potwornie
zazdrosny i beznadziejnie głupi, i dlatego w szpitalu zadałem to niewybaczalne
pytanie. Nie pojmuję, jak mogłem ryzykować, \e stracę ciebie i dziecko.
- Przecie\ bym cię nie zostawiła - szepnęła Joss ledwo dosłyszalnie. - Jestem
twoją ślubną \oną.
- Mam szczęście. - Jeszcze mocniej zacisnął palce. Wiem, \e gdybyś
postanowiła odejść, \aden dokument by
cię nie powstrzymał.
- Prawda.
- Więc dlaczego zostałaś?
- To chyba oczywiste.
Dan przyciągnął ją do siebie.
- Czy okrę\ną drogą chcesz powiedzieć, \e jakimś cudem kochasz mnie choć w
jednym procencie tak mocno, jak ja ciebie?
127
NIE MOśESZ ODEJZ
Joss zaczęła dr\eć i poczuła łzy napływające do oczu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]