[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spodnie, aż wydawało mu ile, że nie wytrzyma dłużej tej pieszczoty i osiągnie orgazm właśnie
teraz, zanim jeszcze dojdzie do czegoś więcej. Chwycił ją za nadgarstek i odsunął rękę. Wkrót-
ce, obiecał sobie, wkrótce będą mieli siebie w całości.
Jayne wysunęła do przodu biodra, a on wcisnął udo między jej nogi. Usłyszał jęk rozko-
szy. Zwiewna suknia, którą miała na sobie, nie stanowiła żadnej przeszkody.
Przez głowę przemknęły mu wspomnienia wieczoru w operze, rozpalając wyobraznię.
Chwycił brzeg sukni Jayne i uniósł go do góry, odsłaniając nogi aż po biodra. Teraz drogę do
celu zagradzał mu już tylko cienki skrawek jedwabiu.
W tej części kasyna byli zupełnie sami. Nikt tutaj nie powinien zakłócić ich intymności.
A nawet gdyby próbował, Conrad osłoniłby ją swoim ciałem. Wsunął palec za cienki materiał
stringów, które miała na sobie, i bez trudu go rozerwał, po czym włożył strzępek tkaniny do
kieszeni. Przesunął rękę wzdłuż jej uda, aż sięgnął palcami do wilgotnego miejsca między no-
gami i zaczął je pieścić. Wykonywał ruchy niespiesznie, dając Jayne czas, by przyzwyczaiła się
do dotyku, by wzmóc jej pożądanie, podczas gdy jego usta błądziły po jej wargach. Drugą ręką
uniósł ją w górę za pośladki.
Jayne oddychała coraz szybciej. Conrad poczuł pulsowanie wskazujące, że jest bliska or-
gazmu. Znał jej ciało, znał każdy wysyłany przez nie sygnał, każdą nawet najsubtelniejszą re-
akcję. Wsunął palce jeszcze głębiej, przycisnął dłoń do wzgórka łonowego i zaczął wykonywać
okrężne ruchy. Jayne prosiła, by nie przestawał, zatracając się w podnieceniu i namiętności.
Miał ochotę uklęknąć i skończyć pieszczotę ustami, ale nie śmiał tego zrobić w windzie,
która mogła w każdej chwili ruszyć. Wkrótce jednak, zanim minie noc, będzie ją pieścił i ko-
chał się z nią nie tylko w ten sposób. Doprowadzi ją na taki szczyt rozkoszy, jakiego jeszcze nie
doświadczyła.
Jayne oparła głowę o ścianę windy, palce wpiła w jego ramiona, niemal raniąc go pa-
znokciami. Przesunął usta po pulsującej żyłce widocznej na jej szyi. Jej okrzyk odbił się echem
w ciasnej przestrzeni windy, zagłuszając płynącą z głośnika muzykę. Conrad obserwował mi-
mikę jej twarzy, zamknięte oczy, rozchylone usta, język, którym przesunęła wzdłuż górnej
wargi. Jego męskość wskazywała, jak bardzo jest podniecony.
W końcu ciało Jayne rozluzniło się, objęła go za szyję. Przytrzymał jej plecy, przyciąga-
jąc ku sobie, choć jego nogi nie były tak pewne jak powinny. Muzyka rozbrzmiewała coraz
głośniej, aż... rozległ się dzwonek alarmowy i winda ruszyła w górę.
L R
T
- Conrad? - Jayne spojrzała na niego pytająco.
- Zadziałał system uruchamiający się w przypadku awarii windy - wyjaśnił. - A że stała
tak długo między piętrami...
- Aha... - Jayne gorączkowo poprawiła suknię. - Toby dopiero było, gdybyśmy się nie zo-
rientowali i drzwi by się otworzyły.
- Mamy tylko chwilowe opóznienie. - Pocałował ją w usta, po czym weszli do penthaus-
e'u.
Jayne zrzuciła pantofle, błękitne oczy zasnuła mgła, zrenice rozszerzyły się z pożądania.
Conrad pociągnął ją w głąb holu. Nie zamierzał zatrzymywać się przy fotelu czy kominku,
chciał mieć żonę znowu w łóżku. Tam, gdzie jest miejsce ich obojga. Pózniej spróbuje się za-
stanowić, dlaczego pomysł spędzenia z nią jednego weekendu nagle wydał mu się dalece nie-
wystarczający.
Wyciągnął rękę, by zapalić światło, gdy nagle uzmysłowił sobie, że...
Do diabła. %7łyrandol pod sufitem już był rozświetlony, a przecież zawsze przed wyjściem
gasił światło we wszystkich pomieszczeniach. Osoby sprzątające w apartamencie nigdy nie
przychodziły póznym wieczorem. Jak jego instynkt mógł być tak uśpiony, że przeoczył sygnały
ostrzegawcze?
Powinien był od razu zorientować się, że ktoś tu jest. Chwila nieuwagi mogłaby narazić
Jayne na niebezpieczeństwo, a wszystko dlatego, że pozwolił sobie dać się ponieść zmysłom i
zabawiał się z nią w windzie. Błyskawicznie zmienił pozycję, zasłaniając ją własnym ciałem,
po czym obrzucił wzrokiem pomieszczenie.
Ubrany w swój szary garnitur i czerwony krawat pułkownik Salvatore rozsiadł się w fo-
telu przed kominkiem. W ręce trzymał komórkę.
Na widok Conrada odłożył aparat i wstał.
- Mamy problem - oznajmił z ponurą miną.
L R
T
ROZDZIAA PITY
Jayne wciąż miała zamęt się w głowie. Patrzyła skonsternowana na nieoczekiwanego go-
ścia siedzącego w salonie, gdzie najwyrazniej czuł się tak swobodnie, jak gdyby należał do ro-
dziny. Poznała dawnego dyrektora szkoły, do której chodził Conrad. Wiedziała, że od lat utrzy-
mują z sobą kontakty, ale nie tak zażyłe, by mężczyzna mógł jak gdyby nigdy nic wejść do jego
domu w czasie ich nieobecności.
Czyżby jej mąż w ciągu ostatnich trzech lat do tego stopnia zacieśnił swoje stosunki z
pułkownikiem, że ten mógł sobie na to pozwolić? Minęło tyle czasu od ich rozstania, że mogła
nie wiedzieć o niektórych szczegółach Jego obecnego życia.
- Pułkownik Salvatore - zwróciła się zdziwiona do mężczyzny. - Czy coś się stało?
- Jayne, przykro mi, że zostawię cię samą, ale muszę z pułkownikiem porozmawiać na
osobności - powiedział
Conrad, stając między nią a swoim gościem". - Pułkowniku? Pozwoli pan do mojego
biura...
- Ta sprawa dotyczy twojej żony i jej bezpieczeństwa. - Salvatore nie ruszył się z miej-
sca.
Bezpieczeństwa? Jayne przeszedł dreszcz, natychmiast zapomniała o zmysłowych do-
znaniach w windzie. Jeśli ten problem jej dotyczy, to nie zamierza wychodzić.
- Chwileczkę. Co tu się dzieje? - zwróciła się ponownie do pułkownika. - Co pańska
obecność ma wspólnego ze mną?
- Musisz jej powiedzieć. Wszystko. - Pułkownik rzucił Conradowi wymowne spojrzenie.
- Z całym szacunkiem, ale najpierw powinniśmy porozmawiać w cztery oczy.
- Nie radziłbym zostawiać tu żony samej, nawet na chwilę. - Poważny ton Salvatorego
wskazywał, że nie należy bagatelizować jego słów. - Czas dyskrecji się skończył. Ona musi
wiedzieć.
Jayne przenosiła wzrok z jednego mężczyzny na drugiego, jakby śledziła piłkę w meczu
tenisowym. Działo się tu coś bardzo ważnego, co, jak zaczęła sobie uzmysławiać, może diame-
tralnie zmienić jej życie.
Ogarnął ją lęk. Nie wiedziała, co napawa ją większym strachem - fakt, że zdaniem puł-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]