[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Masz rację, przydarzyło mi się coś przykrego - oznajmiła obojętnym
tonem. - Ale to było wieki temu. Nie ma sensu do tego wracać.
Usłyszała w słuchawce przyspieszony oddech Luke'a.
- Uciekałaś przed... seryjnym mordercą? A może ktoś, kogo kochałaś,
został przez niego zabity? - Brenna wyczuła, że Luke jest głęboko wstrząśnięty.
Jego przerażenie sięgało szczytu.
Nie potrafiła się opanować. Parsknęła śmiechem.
- Nic dziwnego, że zabrałeś się do pisania kryminałów! Masz
nieprawdopodobnie rozwiniętą wyobraznię. Nie, nigdy na mojej drodze nie
stanął żaden seryjny morderca i nie spotkałam nikogo, kto miałby z nim do
czynienia. Dzięki Bogu.
Dopiero po chwili zorientowała się, że Luke nie podziela jej wesołości.
Na drugim końcu linii zapanowała głucha cisza. Brenna poczuła wyrzuty
sumienia.
- Luke, przepraszam, że rozśmieszyły mnie twoje słowa. Było tak
bardzo...
- Nie chodzi o seryjnych morderców - oświadczył spokojnie. - Lecz o to,
że przydarzyło ci się coś bardzo złego i wiąże się to z jakimś mężczyzną. Tyle
już wiem i wcale nie jest to zabawne.
Czekała w napięciu, że Luke zacznie wypytywać ją o szczegóły. Kiedy
jednak tego nie zrobił i na drugim końcu linii zapanowała cisza, odetchnęła z
ulgą.
- Wiem, że jest to z pewnością ostatnia rzecz, jaką chciałby usłyszeć taki
twardziel jak ty, ale muszę ci powiedzieć, że w gruncie rzeczy jesteś
przyzwoitym facetem.
- Był czas, gdy taka charakterystyka mojej osoby byłaby jak pchnięcie
nożem pod żebra. Chciałem wtedy uchodzić za największego z twardzieli. -
- 57 -
RS
Luke roześmiał się ironicznie. - Ale teraz? Określenie  przyzwoity facet" wcale
nie brzmi najgorzej...
- Cieszę się. Bo... bo ja doceniam to, że zadzwoniłeś po tym jak... no, sam
wiesz.
- Ale widzimy się jutro rano, w następnym odcinku telenoweli pod
tytułem  Komu pierścionek?" - zapytał lekkim tonem.
- Tak. - Dzięki tej telefonicznej rozmowie Brenna przestała się obawiać
spotkania z Lukiem w sądzie. Nie będzie musiała załatwiać sobie zwolnienia.
Odetchnęła z ulgą.
Zanim odłożyła słuchawkę, nie wytrzymała jednak i dorzuciła:
- Nie wspominajmy już więcej o tym, co było. Dobrze?
- Chcesz udawać, że nic się nie wydarzyło. Rozumiem, Brenno.
- Nie masz do mnie żalu? - Była zdziwiona, że w ogóle o to pyta, tak
jakby zależało jej na tym, aby Luke nie miał jej niczego za złe.
- Ależ skąd? Nie mam do ciebie żalu - zapewnił. - Przecież jesteśmy
kumplami. I to przysięgłymi. Prawda?
- Tak. - Roześmiała się. - Ty naprawdę jesteś miłym facetem.
- Jestem prawdziwym skarbem, ale to tajemnica. Współczesnym księciem
z bajki. Mężczyzną, jakiego żadna dziewczyna nie powstydzi się przyprowadzić
do domu i przedstawić matce. Mam kontynuować? Może wolisz porównania
jeszcze bardziej przyziemne?
Brenna nie przyprowadziłaby do domu żadnego mężczyzny, bo mimo że
Luke chciał uchodzić za twardego faceta, jej matka uznałaby go
prawdopodobnie za łagodnego jak baranek i pruderyjnego jak nauczyciel z
niedzielnej szkółki. Gusta Marly Morgan ograniczały się do mężczyzn, których
nazywała  złymi chłopcami". Przedstawiciele prawa określali ich mianem
przestępców.
Na samo wspomnienie tamtych czasów i zdarzeń Brennę przeszył
dreszcz. Szybko jednak rozproszyła przykre wspomnienia.
- 58 -
RS
- Daj sobie spokój z porównaniami - powiedziała oschłym tonem. - Nie są
przyziemne, lecz denne.
- Dokładnie to samo napisał niedowarzony krytyk literacki w bardzo
marnej gazecie o wszystkich błyskotliwych i celnych analogiach, jakich użyłem
w pierwszej książce. Nie muszę chyba dodawać, że facet nie jest wielbicielem
mojego pisarstwa.
- Co on wie? Lista bestsellerów przecież nie kłamie.
- Teraz mówisz tak samo jak mój agent. Dobrej nocy, Brenno.
ROZDZIAA PITY
Następnego ranka Brennę powitały śnieżna zadymka, ponure, grafitowe
niebo i podmuchy lodowatego wiatru. Popatrzyła z zazdrością w okna Walshów,
gdzie cała rodzina będzie mogła spędzić dzień, nie opuszczając przytulnego
domu. Z powodu zadymki zamknięto szkoły.
Ale sąd nadal działał. Nie było żadnego radiowego komunikatu o
zawieszeniu procesów. A to, niestety, oznaczało dla Brenny, że musi
zmobilizować siły i z samego rana jechać na rozprawę.
Musiała odśnieżyć samochód i zeskrobać z szyb warstwę lodu.
Przy gęsto padającym śniegu ledwie go mogła dostrzec. Miała nadzieję,
że nie będzie trudności z otwarciem drzwi. W przeciwnym razie musiałaby
wrócić do domu po mały odmrażacz, który podarował jej Ray Walsh po
poprzednich kłopotach z zamkiem.
Szła z pochyloną głową, żeby osłonić twarz przed lodowatymi
podmuchami wiatru, i nagle poczuła, jak obejmują ją czyjeś ręce.
Wiedziała intuicyjnie, że to Luke, bo w przeciwnym razie zaczęłaby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl