[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pert mnie tam zobaczy i to w towarzystwie... sławnego włoskiego reżysera. - Zarumieniła
się, bo trochę było jej wstyd własnej skwapliwości i wypowiedzianych słów. W dodatku
omal nie użyła słowa seksowny". - Pewnie mu się wydaje, że wciąż siedzę w tym smęt-
nym londyńskim mieszkanku i zagryzam słodyczami tęsknotę za nim.
- No to się zdziwi. - Głos Lorenza był niemal chłodny. - A zobaczy cię na pewno,
bo prasa jest bardzo czujna. Ostrzegam, że to może być nieprzyjemne. Jesteś zdecydo-
wana?
R
L
T
Przytaknęła, chociaż jego słowa rozbudziły w niej wątpliwość. Wyobraziła sobie
skierowane na siebie długie, natarczywe obiektywy.
- A ty naprawdÄ™ tego chcesz? Ja chyba jednak nie bardzo siÄ™ nadajÄ™ na czerwony
dywan.
- Nadajesz się - zdecydował.
Pod jego uważnym spojrzeniem zrobiło jej się gorąco i uśmiechnęła się słabo.
- Okej. SkoÅ„czy siÄ™ na tym, że kreatorzy mody bÄ™dÄ… lansować wyglÄ…d à la gospo-
dyni domowa, a dziennikarze wypytywać o sekret mojego niepowtarzalnego stylu.
Roześmiał się, ale wzrok miał poważny.
- Pewnie masz rację. Rupert będzie pod wrażeniem.
- Nie wierzę. Dlaczego nie wspomniałeś, że masz prywatny samolot?
Zachwycona, zatrzymała się w wejściu do małego odrzutowca. Lorenzo uśmiech-
nÄ…Å‚ siÄ™.
- Nie mam. Jest wynajęty. Obiecałem ci, że podróż nie będzie męcząca.
Steward wniósł szampana w wiaderku z lodem.
- Zechce pani zająć miejsce, signorina? Za kilka minut startujemy.
- Czy mogłabym się najpierw rozejrzeć? Jeszcze nigdy nie leciałam prywatnym
samolotem i wszystko jest tu dla mnie nowością. O, lodówka i telewizor. A ten przycisk
do czego służy?
- To system komunikacji satelitarnej.
Na widok jej podniecenia nie mógł opanować uśmiechu. Następne dwadzieścia
cztery godziny zapowiadały się ponuro, a urok i entuzjazm Sarah były jak promień słoń-
ca w ciemnym pokoju. Tia potrafiła wpaść w furię z powodu nie tego szampana, klimaty-
zacji albo innego drobiazgu. Sarah odwróciła się do niego z błyszczącymi oczami.
- Lottie i Dino byliby zachwyceni.
- Chcesz zadzwonić do domu?
- Nie warto im przerywać zabawy. Cieszę się, że znalazła przyjaciela i stała się
bardziej niezależna. Chciałam tego już dawno, ale w Londynie nie było możliwości.
Lorenzo usiadł naprzeciwko niej i sięgnął po wino.
R
L
T
- Czyli nie żałujesz decyzji o pozostaniu? Pomimo Wenecji?
- Ani trochę. A Wenecja też nie zapowiada się najgorzej.
- Na razie - powiedział proroczo. - Ta część jest miła, łatwa i przyjemna. Poczekaj,
aż staniesz przed żądnymi krwi bestiami.
Popatrzyła na niego bez uśmiechu.
- Będzie aż tak zle?
- Postaram się ochronić cię przed najgorszym. - Wciąż nie był pewien, czy przez
własny egoizm nie popełnia poważnego błędu.
Sarah wyglądała przez okno. Przygryzła dolną wargę, a słońce podkreślało piegi na
jej nosie i słało złociste i miedziane refleksy po włosach. Po miesiącu w Castellaccio nie
wyglądała już na osobę udręczoną. Opalona na kolor cappuccino wyglądała rewelacyj-
nie. Zachowała jeszcze trochę dawnej skłonności do trzymania się na uboczu, ale teraz
dostrzegało się w niej przede wszystkim spokojną, wręcz senną zmysłowość. Tego wła-
śnie dla niej pragnął, kiedy proponował jej pozostanie w palazzo. Chciał usunąć z jej
oczu cień i zmarszczkę wiecznego zatroskania spomiędzy brwi. Marzył, by dostrzegła
swoją atrakcyjność i wyjątkowość. Jednak żeby to osiągnąć, musiał utrzymać dystans.
Gdyby wiedział, jak bardzo będzie to trudne, czy zdobyłby się na tę propozycję?
Byli już w powietrzu, chmury przemykały wokół jak ślubne welony, a niebo ponad
nimi było bezkresnym oceanem błękitu. Choć wpatrzona w okno, Sarah czuła na sobie
wzrok Lorenza. Miała nadzieję, że nie żałował swojej decyzji. Nie winiłaby go zresztą.
Była chyba jedyną osobą na świecie, która podróżowała prywatnym odrzutowcem w wy-
blakłej od prania koszulce, poplamionej wyjątkowo pysznym sosem pomidorowym, któ-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]