[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na niego od dnia przyjęcia.
- Ale teraz już wiem i bardzo cię przepraszam za wszystko, co mogło sprawić ci
przykrość. Wiedz, że nie zrobiłbym tego celowo, choć czasem mogę ci się wydawać
idiotÄ….
Wykrzywiła lekko wargi, nie odrywając od niego wzroku. Jego serce natychmiast
przyspieszyło rytm. Wstał, przytrzymując się drzwi, nagle dziwnie słaby.
- Jedzmy do domu.
R
L
T
ROZDZIAA SIÓDMY
W salonie nie paliły się lampy. Ogień w kominku rzucał na ściany długie cienie.
Mark siedział w ulubionym fotelu, smakując na języku aromatyczne ciepło ulubionej
whisky i czując przyjemne pieczenie w gardle. Słychać było jedynie trzaskanie polan i
tykanie zegara. Ellie położyła się wcześnie spać, on zaś po raz kolejny roztrząsał popo-
Å‚udniowe wydarzenia.
Dojechali do Larkford w kompletnym milczeniu, jednak nie czuli siÄ™ przy tym nie-
zręcznie. Nastąpiło uspokojenie po burzy. Nie zamierzał tego zakłócać.
Gdy zajechali przed dom, wieczorne niebo przybrało już barwę głębokiego szafiru.
Mark wniósł zakupy, nie pozwalając Ellie sobie pomóc, i zaproponował jej, by wzięła
długą gorącą kąpiel. Nie potrafił jednak pochować zakupów w szafkach, nie wiedząc,
gdzie jest miejsce makaronu, herbaty i ryżu. Ubyła ledwie niewielka część produktów,
gdy usłyszał odgłos stóp Ellie na posadzce. Zastała go z paczką spaghetti w rękach.
- Na górze po lewej - powiedziała cicho.
- Dzięki - odrzekł, zamykając jedną szafkę i przechodząc do innej.
Schował makaron i odwrócił się. Ellie miała na sobie różowy frotowy szlafrok,
odrobinę dłuższy z jednej strony. Mokre włosy pociemniały i przylgnęły do czaszki, lecz
niektóre co bardziej zdeterminowane loki próbowały już od niej odstawać. Twarz miała
zaróżowioną, spojrzenie jasne. Wyglądała cudownie.
Podeszła do niego. Serce waliło mu tak głośno, że obawiał się, iż Ellie to usłyszy.
Uśmiechała się ciepło, choć z wahaniem. Patrzył na nią oczarowany.
- Dziękuję ci, Mark. Za wszystko. - Wspięła się na palce i złożyła na jego policzku
lekki pocałunek. - Dobranoc - powiedziała łagodnie i ruszyła do drzwi.
- Dobranoc - odrzekł drewnianym głosem, rozpamiętując dotyk jej warg na twarzy.
Po wielu godzinach nadal czuł mrowienie w tym miejscu. Upił łyk trunku i końca-
mi palców musnął policzek. Przynajmniej rozumiał teraz, czemu jej oczy przybierają
czasem wyraz bezbrzeżnego smutku. Ellie jest ścigana przez duchy utraconej rodziny.
Przeszła przez niewyobrażalne cierpienie, a mimo to znalazła w sobie dość siły, by się
pozbierać i żyć dalej.
R
L
T
Myśląc o swoim życiu w ostatniej dekadzie, oskarżał się o tchórzostwo i egoizm.
Obawiał się kogokolwiek do siebie dopuścić, zraniony przez chciwą żonę, która wypa-
czyła jego postrzeganie kobiet. Zamiast pogodzić się z tym i iść naprzód, bogatszy o to
smutne doświadczenie, wystrzegał się możliwości ponownego zranienia, pokrywając
wrażliwość sardonicznym humorem i pozorami beztroski.
Ellie jest inna. Dzielna. Jak można się podnieść i dalej żyć po tak strasznej trage-
dii? Dopił whisky i długo siedział nieruchomo. Ellie wydawała się krucha, lecz była
chyba najsilniejszą osobą, z jaką się zetknął w życiu.
Spacerując jak zwykle po ogrodzie, Ellie powtarzała sobie, że musi być ostrożna z
życzeniami. Przez te wszystkie miesiące w Barkleigh marzyła o przestrzeni, o tym, by
stanąć na własnych nogach...
Teraz miała przestrzeń i świeże powietrze. Przez pewien czas doskonale się z tym
czuła, była pewna, że zdołała uciec samotności wnikającej w tkanki jej ciała, lecz ona
podążyła za nią.
Przez większość czasu nadal było cudownie, na przykład teraz, gdy poranne słońce
delikatnie pieściło jej skórę. Wędrowała po znajomym ogrodzie z kubkiem herbaty w
dłoniach, ale czegoś jej brakowało...
Potrząsnęła głową. Co za głupie myśli.
Trudno się dziwić, że życie wydawało jej się nieco samotne. Kilka dni po pamięt-
nej wyprawie do supermarketu Mark zniknął, tłumacząc się jakimś bardzo ważnym kon-
traktem, i nie widziała go już od ponad dwóch tygodni. Przypuszczała, że mieszka w
swoim londyńskim apartamencie, odbywając niekończące się spotkania. Nie chciała
spekulować, jak spędza wieczory i noce. Widok Tamizy z okien jego mieszkania musi
być oszałamiający, zwłaszcza w ciepłe letnie wieczory pełne wielkomiejskiego zgiełku,
lecz ona bez chwili wahania wybrałaby wiejskie życie w Larkford.
Zdjęła japonki i chodziła po chłodnej od rosy sprężystej trawie, wzdychając z roz-
koszy. Nie mogła się otrząsnąć z wrażenia, że Mark celowo trzyma się od niej z daleka.
Może czuł się zakłopotany jej wyznaniem? Wiele osób odczuwało przy niej skrę-
powanie. Ona sama przecież także pragnęła uciec od tego uczucia. A teraz dopadło ją
ono w najmniej spodziewanym momencie.
R
L
T
Rozejrzała się po ogrodzie. Pnące róże, którymi wysadzona była główna ścieżka,
pachniały oszałamiająco. Jeśli Mark chce się trzymać z daleka, nie może mu tego zabro-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]