[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przestawiając kosmetyki na toaletce. Kiedy zdarza się nam coś
bezprecedensowego, człowiek natychmiast powinien wypracować sobie
linię postępowania.
Niespokojnie zerknęła w lustro i zobaczyła bladą kobietę z
podkrążonymi oczami i potarganymi włosami. Zdawała się taka młoda i
taka... krucha. Nikt nigdy nie widział jej bez ochronnego pancerza; tylko
ona wiedziała, co się pod nim kryje. Lęk, lęk przed porażką. Całe lata
budowała swój wizerunek osoby pewnej siebie, wierzącej we własne siły.
A jednak w takich chwilach jak ta, kiedy była sama, trochę zmęczona,
nieco zniechęcona, odzywały się głęboko, starannie skrywane wątpliwości
i niepewność.
Od dziecka uczono ją, że wystarczy, jeśli będzie atrakcyjną, w miarę
inteligentną ozdobą. Dziewczyną, która umie się wysłowić, zachować,
panować nad sobą. Właśnie tego oczekiwali od niej rodzice. I tylko tego.
Zawiodła ich oczekiwania.
Jakie zrządzenie przewrotnego losu sprawiło, że nie potrafiła
dostosować się do narzuconego jej wzorca? Od dziecka wiedziała, że
pragnie czegoś więcej, ale dopiero po ukończeniu college'u zdobyła się na
odwagę, by samodzielnie decydować o własnej drodze w życiu.
Kiedy oznajmiła rodzicom, że zamiast zostać żoną niejakiego
Jonathana T. Willobyego, zamierza wyjechać z Palm Springs i zamieszkać
w Los Angeles, trzęsła się ze strachu. Dopiero pózniej zrozumiała, że to
właśnie tresura, którą odebrała w domu, pozwoliła jej przebrnąć przez tę
trudną rozmowę. Nauczono ją powściągliwości i opanowania, wpojono,
by w żadnej sytuacji nie unosiła głosu, nigdy nie dawała się ponieść nie
przystojącym damie emocjom. Kiedy przekazywała rodzicom swoją
decyzję, sprawiała wrażenie osoby całkowicie pewnej tego, co czyni,
tymczasem w głębi duszy potwornie bała się opuścić złotą klatkę.
Pięć lat pózniej lęk przestał być tak dojmujący, ale cały czas go
odczuwała. To, że chciała zrobić karierę, po części brało się z pragnienia
udowodnienia rodzicom słuszności własnego wyboru.
Głupota - prychnęła, odwracając spojrzenie od lustra i własnego
zastrachanego odbicia. Nic nikomu nie musiała dowodzić, chyba że samej
sobie. Przyjechała na zjazd, żeby zrobić materiał o Hunterze, na tym
powinna się skupić za wszelką cenę, choćby miała tropić Browna niczym
pies myśliwski.
Spojrzała na swoje notatki zajmujące niecałą stronę. Zanim dzień
dobiegnie końca, będzie miała znacznie więcej - przysięgła sobie z
determinacją. Nie pozwoli Hunterowi wymigać się jak wczoraj, nie da
wyprowadzić się w pole. Ubierze się, wypije poranną kawę i odszuka
Huntera. Tym razem musi się jej udać. Słysząc pukanie do drzwi, z
westchnieniem zerknęła na zegarek stojący przy łóżku. Była już
spózniona, rzecz w jej przypadku niedopuszczalna i niebywała. Specjalnie
zamówiła śniadanie na dziewiątą, licząc, że kiedy je przyniosą, będzie już
gotowa na rozpoczęcie dnia. Teraz musi się naprawdę pospieszyć, jeśli
chce spędzić kilka godzin na rozmowie z Hunterem, zważywszy, że
wczesnym popołudniem powinna wracać do Los Angeles. Drugi raz nie
wypuści okazji z ręki.
Zniecierpliwiona własną opieszałością, podeszła do drzwi i
otworzyła je szeroko.
- Jeśli uważasz, że wystarczy ci jeden rogalik i trochę dżemu, może
w ogóle zrezygnujesz zjedzenia.
Zanim zdążyła ochłonąć, Hunter był już w pokoju ze śniadaniem na
tacy.
- Inteligentna osoba nie otwiera drzwi, nie upewniwszy się, kto za
nimi stoi - pouczył ją, stawiając tacę na stole, i posłał jej jedno z tych
swoich przenikliwych, badawczych spojrzeń.
Wyglądała znacznie młodziej bez makijażu. Hunter poczuł, że na
nowo ogarnia go pożądanie i fala czułości dla kruchej Lee, ale żadne z
tych uczuć nie było w stanie przytłumić gniewu tlącego się w duszy.
Nie zamierzała okazać, jak bardzo zaskoczyła ją ta poranna wizyta,
jak bardzo nieswojo czuje się, przyjmując go w swoim pokoju ubrana
tylko w szlafrok, prawie naga.
- Najpierw szofer, teraz kelner - zauważyła chłodno. - Masz wiele
talentów.
- Mógłbym zrewanżować się podobnym komplementem. - Nie
chcąc wdawać się w sprzeczkę, nalał kawy do filiżanki. - Pierwszy
warunek, jaki powinien spełniać pisarz, to umieć kłamać. Jesteś na
dobrej drodze. - Zaprosił Lee gestem, by usiadła, jakby to on był tu
gospodarzem, a ona gościem. Udając, że tego nie zauważa, spokojnie
podeszła do stołu.
- Zaproponowałabym ci kawę, ale jest tylko jedna filiżanka. -
Przełamała rogalik i ugryzła kęs bez smarowania masłem. - Może
poczęstujesz się pieczywem. - Nalała sobie śmietanki do kawy. - Może wy-
tłumaczysz, co przez to rozumiesz, mówiąc, że jestem dobrym kłamcą.
- Przypuszczam, że ten sam wymóg dotyczy dziennikarzy.
- Nie. - Lee z doskonale udaną obojętnością ugryzła następny kęs
rogalika. - Dziennikarze działają w świecie faktów, nie fikcji. - Nic nie
odpowiedział, ale jego spojrzenie zdawało się mówić więcej niż
dwadzieścia zdań. Spokojnie popijała kawę, powtarzając sobie, że tym
razem nie straci głowy. - Nie przypominam sobie, żebym ci mówiła, że
jestem dziennikarką.
- Nie, nie mówiłaś. - Chwycił ją za nadgarstek, kiedy odstawiała
filiżankę. Była w tym porywczym geście złość, to pewne. - Z rozmysłem
ani słowem nie wspomniałaś, kim jesteś.
Lee gwałtownym ruchem odrzuciła włosy z czoła. Nawet jeśli
przegrała, nie zamierzała się kajać i prosić o wybaczenie.
- Nie musiałam cię informować, czym się zajmuję. - Z jedną dłonią
unieruchomioną w uścisku Huntera, drugą sięgnęła po rogalik. -
Zapłaciłam wpisowe, żeby tu przyjechać, jak wszyscy pozostali uczestnicy.
Nie pojawiłam się na zjezdzie w charakterze dziennikarki.
- Udajesz kogoś, kim nie jesteś. Spojrzała na niego, nie mrugnąwszy
okiem.
- Widać od samego początku oboje udawaliśmy kogoś, kim nie
jesteśmy.
Hunter lekko przechylił głowę.
- Nic od ciebie nie chciałem. Twoje oszustwo nie było wcale takie
niewinne.
W jego słowach było coś małostkowego i obrazliwego. I bardzo
prawdziwego. Gdyby nie zaciskał palców tak mocno na jej nadgarstku,
może nawet skłonna byłaby go przeprosić. A tak tylko sprowokował ją do
gniewu.
- Mam prawo być tutaj, tak jak mam prawo przygotować materiał
na temat zjazdu.
- A ja - powiedział tak cicho, że ciarki ją przeszły - mam prawo do
prywatności i do decydowania, czy będę chciał rozmawiać z
dziennikarzem, czy nie.
- Gdybym ci powiedziała, że pracuję w Celebrity - rzuciła ze
złością, usiłując jednocześnie uwolnić rękę - rozmawiałbyś ze mną?
Nadal trzymał ją za nadgarstek, nie spuszczając z niej wzroku. Przez
kilka długich chwil nie odpowiadał.
- Tego nigdy się nie dowiemy. - Puścił jej dłoń tak gwałtownie, że
uderzyła o stół, potrącając filiżankę i rozgniatając przy okazji rogalik.
Wystraszył ją, to pewne. Poczuła zimny dreszcz przebiegający po
plecach. Nie znała go, nie rozumiała, nie mogła wiedzieć, na co go stać. W
[ Pobierz całość w formacie PDF ]