[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pelerynę, po czym również znalazła się w
salonie. Zastała tam jeszcze Oliwię i Harry'ego, a
na stole czekały na wszystkich ciasteczka i
sherry.
- O, Beatrice - powiedział Harry z
zadowoleniem. - Zastanawialiśmy się, gdzie pani
przepadła.
- Byłam we wsi - odrzekła. - Nie wolno
zaniedbywać przyjaciół, nawet jeśli ma się gości.
Sądziłam, że przy okazji usłyszę coś, co pomoże
nam w poszukiwaniach, ale niestety się
zawiodłam.
- Ja mam coś nowego - oznajmił Harry. -
Bellows zgodził się nam pomóc. Ma kilku
zaufanych ludzi. Wybiorą się dziś wieczorem do
opactwa i obszukają wszystkie te miejsca, do
których nam byłoby trudno dotrzeć.
Oliwia stała przy oknie.
- Zaczął padać deszcz - zauważyła i usiadła na
sofie. Wydawała się rozczarowana. - Nie
będziemy mogli iść dzisiaj na spacer.
- Mimo wszystko ja też czegoś się
dowiedziałam - oznajmiła Beatrice. - W części
lasu niedaleko zabudowań opactwa znajduje się
święty gaj. Od dawna uważa się, że każdy, kto go
zbezcześci, jest na wieki przeklęty. Panna Amy
Rushmere widziała tam raz lady Sywell.
- Zwięty gaj? - Oliwia była zachwycona. -
Bardzo chciałabym go zobaczyć! A do tego
klątwa... dziwne!
- Zwięty gaj. - Harry skinął głową. - A obok
zapewne świątynia matki ziemi. Może gdzieś w
pobliżu znajdują się również szczątki świątyni
Rzymian?
Beatrice spojrzała na niego dziwnie.
- To prawda. Słyszałam, że mnisi zbudowali
opactwo na miejscu dawnej świątyni. Skąd pan
to wie?
- Lubię studiować stare rękopisy i badać
dawne pismo - odrzekł Harry z uśmiechem. -
Kulty, które sprowadzają się do wiary w dobro i
zło, mogą przybierać wiele form. Co ciekawe,
często się potwierdza, że kapłani religii, które
wydawałyby się całkowicie odmienne, budowali
świątynie w dokładnie tych samych miejscach.
- Jak to możliwe? - zdziwiła się Beatrice
zafascynowana bardziej odkryciem nowej twarzy
Harry'ego niż samymi badaniami dawnych
religii.
- Moim zdaniem siły zła i dobra znajdują się
w powietrzu, ziemi, ogniu i wodzie, a także w
głazach tworzących wzgórza i góry, a my
usiłujemy okiełznać te blizniacze siły i
wykorzystujemy albo ku pożytkowi rodzaju
ludzkiego, albo na jego zgubę. W niektórych
miejscach na ziemi występuje szczególnie duża
koncentracja tych sił, na przykład tam, gdzie
rośnie stary las i jest woda...
- Czy pan neguje istnienie Boga?
- Nie, skądże. Czymże bowiem jest Bóg, jeśli
nie największą siłą dobra znaną człowiekowi?
- A diabeł? - spytała Oliwia. - Czy również
diabeł jest bezkształtną siłą?
- Myśli pani o złym? - Harry uśmiechnął się i
skinął głową. - O, przypuszczam, że on może
objawiać się w takiej formie, jaką sobie
wybierze... Najbardziej niebezpieczny jest chyba
pod postacią młodej kobiety. Proszę pomyśleć o
Jezabel, Dalili i Salome...
- Ty niegodziwcze! - zawołała Beatrice. -
Przysięgam, że w dziejach świata jest tyle samo
występnych mężczyzn, co i kobiet... Niech pan
pamięta, Harry, że to mężczyzna skazał na
śmierć Jezusa Chrystusa, a po
zmartwychwstaniu Pan ukazał się kobiecie.
- Temu nie przeczę - odrzekł Harry. - To, że
Bóg zesłał na świat Zbawiciela pod znaną nam
postacią, tylko potwierdza moje przekonanie, że
siły wyższe mogą przybierać takie formy, jakie
chcą. Pan przyszedł pokazać nam drogę dobra i
miłości. Jak lepiej może każdy z nas służyć
bliznim, niż czyniąc dobro i traktując życzliwie
tych, którzy mieli mniej szczęścia?
Na Oliwii jego słowa wywarły duże wrażenie.
Czy naprawdę taki mógł być człowiek, którego
posądziła o brak wrażliwości i duchowej głębi? A
Beatrice pomyślała, że z tak wielką głębią ducha i
wrażliwością Harry prawdopodobnie potrzebuje
tarczy przed światem. Może właśnie dlatego ze
wszystkiego drwi, żeby z niego nie drwiono?
- Rozumiem, że dałam panu pożywkę do
przemyśleń. - Beatrice uśmiechnęła się. - Muszę
już iść do swoich zajęć. - Gdy się odwróciła,
Harry zakasłał. - Czy dobrze się czujesz,
milordzie? Czy miał pan wygodne łóżko ostatniej
nocy? Nie przemarzłeś?
- Dziękuję, było mi bardzo wygodnie -
odrzekł Harry, rozbawiony jej troskliwością.
Zapomniał już o chwili powagi i znów wcielił się
w człowieka o nienagannych manierach. - Ten
kaszel jest nieco dokuczliwy, ale sądzę, że z
czasem ustąpi. Czuję się dobrze.
Zresztą jestem człowiekiem bardzo mocnej
konstytucji. Rzadko zdarza mi się chorować.
- Mam syrop z dzikiej róży, może trochę panu
pomoże. Zaraz go przyniosę - zaofiarowała się
Beatrice.
Wyszła na korytarz i tam spotkała Lily, która
właśnie miała zapukać.
- Dostarczono przed chwilą bilecik z Jaffrey
House, proszę pani. Jest adresowany do panny
Oliwii.
- To jej go daj. Beatrice odeszła zamyślona.
Gdyby Harry miał rację, znaczyłoby to, że
złowrogie przeczucie, jakie ogarnęło ją wśród
ruin na terenie opactwa, mogło mieć znacznie
mocniejsze uzasadnienie, niż sądziła.
Pokręciła głową, usiłując odsunąć od siebie
myśl, że stanie się coś złego. Tego samego
doznała w wieczór, gdy wracała na skróty do
domu, i jeszcze kilka razy pózniej.
Była to jednak całkowita niedorzeczność.
Harry prawdopodobnie znowu z nich drwił.
Weszła do spiżarni, wzięła stamtąd niebieski
flakonik i szklankę, po czym wróciła do salonu.
Nalała porcję Harry'emu, który ostrożnie
zamoczył usta w cieczy, zaraz jednak się
uśmiechnął, stwierdził bowiem, że lek jest i
smaczny, i kojący.
Oliwia podniosła wzrok znad bileciku, który
czytała. Miała bardzo zadowoloną minę.
- Lady Sophia zaprosiła mnie na
podwieczorek - powiedziała. - Czyż to nie miłe?
- Owszem, i bardzo uprzejme - przyznała
Beatrice. Dobrze rozumiała, jak wiele znaczy ten
gest dla jej siostry. - Może lord Ravensden
pożyczy ci swój powóz, jeśli nadal będzie padał
deszcz?
- Oliwia naturalnie może wziąć powóz -
natychmiast zgodził się Harry, ale zmarszczył
brwi, bo Beatrice użyła jego tytułu zamiast
imienia. Co znów ją ugryzło? - Czy pani nie
dostała zaproszenia?
- Lady Sophia jest bliższa wiekiem Oliwii -
odrzekła Beatrice, unikając jego badawczego
spojrzenia. - W przeszłości papa odrzucił wiele
uprzejmych zaproszeń earla i jego rodziny. Po
prostu nie moglibyśmy im odpłacić za
gościnność, a papa nie chce żyć z czyjejś
dobroczynności. Wyjątkiem jest przyjmowanie
opału, ale on o tym nie wie, więc nie może czuć
się urażony. Poza tym mam tu wiele do
zrobienia...
- Ach, przypomniałem sobie, że muszę jechać
do Northampton - odezwał się nagle lord
Dawlish. - Czy dotrzymasz mi towarzystwa,
Harry?
- Słucham? - Harry ocknął się z głębokiego
zamyślenia. - Naturalnie, Percy. - Zerknął na
Beatrice. - Przypuszczam, że z przyjemnością
wykorzysta pani tych kilka godzin.
- Oczywiście. - Przesłała mu wymuszony
uśmiech. Nie mogła wyjawić, co czuje,
najlepszym rozwiązaniem wydawało się więc
milczenie. - Przepraszam, czas na mnie.
Poszła pomóc Lily w sprzątaniu sypialni.
Potem jednak zeszła do salonu. Odniosła
wrażenie, że jest tam przerazliwie pusto. Jakże
przyjemne były ostatnie dni, gdy przez ich dom
przewinęło się tyle osób.
Pomyślała, że będzie jej brakowało Oliwii,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]