[ Pobierz całość w formacie PDF ]

radiowozu wcią\ migotały światła, a on chciał im tyle powiedzieć. Wypuśćcie mnie! Podam
was do sądu! Wyłączcie tego przeklętego koguta! W przyszłym roku kupię dziesięć
kalendarzy! Zmiało, zastrzelcie mnie!
Gdyby teraz zobaczyła go Nora, natychmiast wystąpiłaby o rozwód.
Ośmioletni blizniacy Kirbych, o twarzach młodocianych przestępców, mieszkali na
drugim końcu ulicy, ale z jakiegoś powodu znalezli się przed domem Kranków. Podeszli do
radiowozu, zajrzeli przez okno i popatrzyli w oczy Lutrowi, który skurczył się w sobie i
osunął w fotelu. Do blizniaków dołączył smarkacz Bellingtonów i wszyscy trzej gapili się na
niego, jakby ka\demu z nich zamordował matkę.
Nadbiegł Spike z ojcem. Policjanci wysiedli, zamienili z nim kilka słów, potem Treen
odpędził dzieci i wypuścił Lutra z radiowozu.
- Przecie\ on ma klucz - powiedział Vic i dopiero wtedy Luter przypomniał sobie, \e
rzeczywiście: w kieszeni ma klucz od gara\u Trogdonów. Dureń! Co za dureń z niego!
- Znam i jego, i Trogdona - perorował Frohmeyer. - To nie włamanie.
Policjanci poszeptali przez chwilę, nie zwa\ając na Lutra, który na pró\no próbował
uniknąć spojrzeń Yicka i Spike'a. Zerknął przez ramię, spodziewając się, \e na podjezdzie
ujrzy Norę, która wysiądzie z samochodu, \eby dostać zawału serca.
- A choinka? - spytał Salino.
- Jeśli Krank mówi, \e Trogdon mu ją po\yczył, to musiało tak być - odparł
Frohmeyer.
- Na pewno?
- Na pewno.
- No dobra - mruknął Salino i uśmiechnął się do Lutra tak szyderczo, jakby nigdy w
\yciu nie widział większego zbrodniarza. Policjanci bez pośpiechu wsiedli do radiowozu i
odjechali.
- Dzięki - powiedział Luter.
- Co ty wyprawiasz?
- Po\yczam od Trogdonów choinkę. Twój syn mi pomaga. Chodz, Spike.
Bez dalszych przygód wepchnęli wózek pod wiatę na podjezdzie, wtaszczyli choinkę
do salonu i ustawili ją pod oknem. Ciągnął się za nimi długi ślad suchych igieł, czerwonych i
zielonych sopli i pra\onej kukurydzy.
- Potem przelecę tu odkurzaczem - powiedział Luter. - Sprawdzmy lampki.
Zadzwonił telefon. W słuchawce zabrzmiał głos Nory, jeszcze bardziej przera\onej ni\
przedtem.
- Nie mogę nic kupić. Nie ma ani indyków, ani czekolady, ani nic. I nie mogę znalezć
ani jednego ładnego prezentu.
- Szukasz prezentów? Po co?
- Są święta, Luter. Dzwoniłeś do Yarberów i Frisków?
- Tak - zełgał. - Oba numery były zajęte.
- Zadzwoń jeszcze raz, bo nikt nie przyjdzie. Rozmawiałam z McTeerami,
Morriseyami i Warnerami, ale ju\ gdzieś idą. Jak tam choinka?
- Właśnie ją ubieram.
- Zadzwonię pózniej.
Spike włączył lampki i drzewko o\yło. Rzucili się na dziewięć pudeł z ozdobami, nie
dbając o to, co gdzie wieszają.
Walt Scheel obserwował ich przez lornetkę z drugiej strony ulicy.
ROZDZIAA 15
Spike stał na drabinie i wtulając się niebezpiecznie w choinkę, próbował powiesić na
niej kryształowego aniołka i kosmatego renifera, gdy Luter usłyszał warkot silnika na
podjezdzie. Wyjrzał przez okno i zobaczył samochód \ony.
- To Nora - powiedział. Myślał teraz błyskawicznie, więc błyskawicznie doszedł do
wniosku, \e współudział Spike'a w choinkowym spisku powinien być zachowany w
tajemnicy.
- Dobra, uciekaj, Spike.
- Dlaczego?
- Koniec roboty, synu, masz tu dwie dychy. Wielkie dzięki.
Pomógł mu zejść z drabiny, wręczył dwadzieścia dolarów i odprowadził do drzwi.
Kiedy Nora weszła do kuchni, chłopak wymknął się na schody i zniknął.
- Wyładuj rzeczy - powiedziała. Była zdenerwowana i groznie powarkiwała.
- Co się stało? - spytał Luter i natychmiast tego po\ałował. Sprawa była oczywista.
Nora przewróciła oczami i ju\ otworzyła usta, \eby mu odszczeknąć, ale w ostatniej
chwili zmieniła zamiar. Zacisnęła zęby i powtórzyła:
- Wyładuj rzeczy.
Ruszył do drzwi i prawie na dworze dobiegł go jej krzyk.
- A có\ to za brzydactwo!
Gotowy do wojny Luter odwrócił się na pięcie i warknął:
- Nie podoba ci się, to ją wyrzuć.
- Czerwone lampki? - spytała Nora z niedowierzaniem w głosie.
Trogdon rozwiesił sznur czerwonych lampek, jeden pojedynczy sznur, owijając nim
ciasno pień drzewka. Luter rozwa\ał, czy go nie zdjąć, ale poniewa\ trwałoby to co najmniej
godzinę, próbował ze Spike'em zasłonić lampki warstwą ozdób. Ale Nora zauwa\yła je
natychmiast, i to z kuchni.
Wetknęła nos między gałęzie drzewka.
- Czerwone? - powiedziała. - Przecie\ nie mamy czerwonych.
- Były w pudełku - zełgał Luter. Nie lubił kłamać, ale wiedział, \e przez kilka dni
będzie to musiał robić nałogowo.
- W którym?
- Co znaczy w którym? Rozwieszałem wszystko najszybciej, jak umiem. Nie pora
teraz narzekać na choinkę.
- Zielone sople? - rzuciła Nora, zdejmując jeden z drzewka. - Gdzieś ty ją znalazł?
- Kupiłem ostatnią od skautów. - To był tylko unik; ostatecznie powiedział prawdę.
Nora popatrzyła na rozbebeszone pudła i doszła do wniosku, \e ma na głowie
wa\niejsze rzeczy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl