[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Mina, zawahawszy się chwilę, ogarnięta wściekłością jakąś pierwsza się rzuciła na nią. W
tej chwili Lukierda z łoża wyskoczyła na izbę, biegła ku drzwiom, od których dziewki zastę-
powały, odpychając ją, nie puszczając. Księżna poskoczyła ku oknu z szybkością, która zdumiała
kobiety, co ją niedawno ledwie poruszać się mogącą widziały. I tu znalazła już rozpo-starte ręce, co
jej ucieczkę zapierały.
Mina, opamiętawszy się, jak szalona pędziła za nią. Bertocha stała jeszcze przerażona, gdy za
Niemką rzuciły się służebne i, waląc się wszystkie na krzyczącą i opierającą Lukierdę, pociągnęły ją
za sobą na łoże.
Mina ogromną poduszkę, którą miała już przygotowaną, narzuciła jej na głowę i rozpacz-liwy krzyk
stłumiła. Widać było konwulsyjnie poruszające się ciało biednej męczennicy, potem ręce i nogi
wyciągnięte straszliwie skostniały, zdrewniały i bezsilnie opadły. Niemka 89
dusiła z całych sił, a dwoje dziewcząt z zajadłością jej dopomagało. Krzyki i szamotanie się ustały,
nastąpiła cisza złowroga. Bertocha z obawą przystąpiła spoglądając na łoże, ale twarzy księżnej
widzieć nie mogła, bo poduszki okrywały głowę, a palce Miny, jak szpony wciśnięte w nie, dusiły
jeszcze już zaduszoną.
Twarz mściwej dziewki była dzikim szałem jakimś zmienioną, zęby ściśnięte zdały się chcieć
pożerać ofiarę. Nie mogła czy nie śmiała jej puścić, aż sił zabrakło i Mina znużona pochyliła się
padając na podłogę. Bertocha odgarnęła poduszki. Z twarzą, na której wypiętnowały się męczarnie
zgonu, z oczyma krwią zabiegłymi i już zeszklonymi, leżał siny trup Lukierdy. Widokiem jego
Bertocha się wytrzezwiła. Strach jakiś ogarnął wszystkie niewiasty.
Mina tylko, podniósłszy się z ziemi, obłąkana rwać zaczęła trupa i układać, aby na nim śladu
gwałtownej śmierci nie było. Lecz już się on nie dawał zetrzeć. Dziewki i dwie mordu sprawczynie
stały jeszcze nad łożem, a poduszka obok leżąca zgnieciona i zmięta świadczyła o tym, co się tu przed
chwilą dokonało, gdy drzwi się otwarły i z lampką w ręku wpadł ksią-
żę.
Krzyki doszły uszów jego, szedł przeczuwając coś, przelękły, a dość mu było okiem rzucić na twarz
Miny, na łoże, na dziewki jeszcze po walce drżące nią, z włosami potarganymi, aby całą straszną
prawdę odgadnąć. Książę przyskoczył do łoża i stanął przy nim zbladły jak trup, oczyma błędnymi
rzucając dokoła. Mina wlepiła w niego wejrzenie zwycięskie jakieś, oszalałe; nie uciekała ani się
zapierała.
Przemysław nie mógł przemówić, dyszał wzruszony, zdjęty oburzeniem i grozą. Oczy jego z trupa
obróciły się na kata.
 Masz, czego chciałeś!  zawołała Niemka.  Powiedziałeś sam:  Uwolńcie mnie od tego trupa...
Spełniłam rozkazanie twoje. Tyś rzekł!...
I wskazała nań palcem zuchwale. Książę, posłyszawszy to, chwycił nóż, który miał u pasa, podniósł
go i cisnął nim na Minę. Oczy jego płonęły, usta się trzęsły.
Niemka chciała go wyzywać jeszcze, lecz strach ją ogarnął nagle, z krzykiem rzuciła się do drzwi.
Przemysław gnał ją, podniósłszy rękę, do progu; tu wysilony padł na ławę, ręce bezsilne obwisły.
Dziewki i Bertocha stały jeszcze dokoła łoża.
Książę, nie patrząc na nie, nie rzekłszy słowa, rzucił okiem przestraszonym ku łożu i nie mogąc znieść
widoku, wysunął się z izby, z podsienia wyszedł na chłód zimowy; stanął wry-ty. Tu go spartego o
słup zastał czuwający ksiądz Teodoryk, który czatował zawsze nań, śle-dząc każdy krok jego.
Słabym głosem, chwytając go za rękę, książę się odezwał:
 Lukierda... nie żyje! Ojcze... popełniono zbrodnię, zabójstwo... Jam nie winien! Jam nie winien!
Teodoryk podniósł oczy ku niemu.
 Któż by śmiał was obwiniać  rzekł drżący.  Wy sami nie dawajcie pozoru... Idzcie spokojnie do
mieszkania, mnie zostawcie staranie wszelkie.
To mówiąc, lektor ujął go za rękę i poprowadził do sypialni, sam zaś natychmiast poszedł
do sypialni księżnej.
Zastał tu jeszcze wszystko, jak było przed chwilą. Bertocha tylko usiadła na ziemi, nie mogąc się już
na nogach utrzymać. Dziewki cisnęły się do kątów i popadały na ławach. Trup leżał pokurczony,
zastygły, siny i blady. Aoże poszarpane, poduszki zmięte i podarte, na jednej z nich plama krwi
świeża świadczyły o popełnionej zbrodni.
Ksiądz Teodoryk, stanąwszy u łoża, choć jako duchowny, co dzień się niemal z widokiem śmierci
spotykał, zdrętwiał ze strachu i oburzenia. Aza mu się zakręciła w oku, ale nie czas było boleć,
należało pana ocalić i dom książęcy od poszlaku zbrodni oczyścić. Ksiądz natychmiast rozkazał
Bertosze i sługom przyodziewać zwłoki i ułożyć je tak, ażeby śladów gwałtu na nich nie było.
90
Wszystkie one, co na żywą nie lękały się rzucić, teraz zmarłej dotykać się bały, lecz ksiądz Teodoryk
znalazł w sobie dość siły, aby nakazać posłuszeństwo. Głos jego, suknia, trwoga, która ogarnęła
służebne, zmusiły je, iż przystąpiły do zwłok, a Bertocha pierwsza poczęła ręce wyciągać, składać i
powieki zamykać.
Do drzwi doszedłszy, zawołał ksiądz Teodoryk na komorników, którzy się pobudzili, i u progu
postawił ich na straży, jednego wysłał do kościoła. Uderzono w wielki dzwon za umarłych.
Na całym zamku, w którym już wprzód poruszenie jakieś czuć się dawało, odgłos ten dzwonu,
bieganie czeladzi rozbudziły śpiących. Kto żył, wybiegał, rozpytywano się, skupia-no.
 Księżna umarła!  wołali jedni. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl