[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cent mówi, że czasem rządy mniej demokratyczne bywają bardziej skuteczne niż
niedemokratyczne. To skądinąd prawda. Tyle że owej konstatacji nie towarzyszy
u ogromnej większości konstatujących myśl w rodzaju: demokracja czy nie, niech
państwo i rząd się od nas odczepią i pozwolą nam zarabiać pieniądze, rozwijać się
i inwestować. Raczej sąsiaduje z nią życzenie: niech przyjdzie twardy człowiek,
wezmie wszystkich za twarz i wtedy państwo da nam to, co nam się od państwa
należy. Mamy do tego w Polsce dramatyczny spadek zaufania młodzieży do orga-
nizacji politycznych. Tak bardzo w tak krótkim okresie spadło ono tylko w Chile.
Jasne, ten spadek jest uzasadniony, bo organizacje polityczne jakie są, każdy wi-
dzi. Ale nie towarzyszy temu myśl: to, co jest, nas nie satysfakcjonuje, zróbmy
coś swojego, raczej: to wszystko syf, zajmijmy się swoimi sprawami. I tu poja-
wia się owo róbmy swoje , normalnie symbolizujące zaradność, jednak w tym
wypadku brak zainteresowania tym, co nie dotyczy mnie i mojego portfela, tu
i teraz.
Polską klasę polityczną odrzuca pięćdziesiąt pięć sześćdziesiąt procent
młodych ludzi. A brak zainteresowania polityką jest u naszej młodzieży tak duży,
że mówi się już o jej politycznym uśpieniu. Ciekawe, jak silne są środki nasen-
ne? Młodzież jest uśpiona i choćby statystycznie ma w związku z tym mniejszy
wpływ na to, co się w Polsce dzieje. W 2001 roku w wyborach do parlamentu
wzięło udział czterdzieści procent dwudziesto- i trzydziestolatków, czterdzieści
pięć procent czterdziestolatków i ponad pięćdziesiąt procent pięćdziesięciolatków
oraz starszych. Na Zachodzie ludzie starsi, emeryci i renciści też zawsze stanowią
najbardziej zmobilizowaną część elektoratu. Ich mobilizacja nie jest więc pro-
blemem. Problemem jest demobilizacja młodych. Odwrotnie proporcjonalne do
spadającej aktywności obywatelskiej młodych Polaków jest ich oczekiwanie, że
aktywność w rozwiązywaniu ich problemów wykaże państwo. Mamy tu znaną
już regułę: państwo, które jest bardzo dalekie, gdy trzeba mu coś z siebie dać,
staje się całkiem bliskie, gdy czegoś się od niego oczekuje. Polska młodzież jest
prosocjalna i wyobraża sobie dość egalitarny ład gospodarczy. Młodzież jest na
szczęście odrobinę mniej roszczeniowa i bardziej proliberalna niż pokolenie ro-
dziców. Niestety, tylko odrobinę. Proliberalne jest nastawienie piętnastu procent
wszystkich Polaków i dwudziestu procent młodzieży w wieku od dwudziestu do
dwudziestu dziewięciu lat oraz dwudziestu czterech procent w wieku od piętnastu
do dziewiętnastu lat. Socjalistyczne poglądy i skłonności ma czterdzieści procent
dorosłych i trzydzieści dwa procent młodych Polaków. Sytuacja się poprawia, ale
wolno. Zbyt wolno.
46
Kto ma zmienić niepodobającą się większości sytuację? Jak przekonać mło-
dzież, że to jest już nasze państwo? Co zrobić, by młodzi zrozumieli, że wszystko
zależy od nich? W dokumentach Unii Europejskiej zaleca się, by u młodych lu-
dzi podsycać przedsiębiorczość, by wzmacniać ich wiarę we własne siły. Pewnie,
trzeba to robić. Ale gdzieś na końcu wszystko i tak będzie zależało od nich sa-
mych. Wziąć się za bary z życiem czy stać z boku? Zmieniać świat czy narzekać?
Chciałoby się powiedzie: Razem, młodzi przyjaciele , ale to chyba nie brzmi
cool. Kiedyś cool nie był pozytywizm. Teraz nawet romantyzm.
CO ROBI?
Pomysłów na to, jak ruszyć z posad bryłę świata, a choćby jak pomóc sobie
i innym, jest wiele. Można skorzystać i często już się korzysta z pomysłów, na
które wpadli inni. Kilka z brzegu. Na przykład świetny pomysł organizacji Ha-
bitat for Humanity. Sprawdza ona ludzi i weryfikuje, którym rzeczywiście warto
pomóc, bo naprawdę chcą oni pomóc sami sobie. Wybrani przechodzą dwudzie-
stoczterogodzinny kurs, na którym uczą się, jak zostać właścicielem domu. Ro-
dzina wybranej osoby musi następnie zainwestować sto godzin swojego cza-
su w budowanie czyjegoś domu. Następny etap to inwestycja jeszcze większa,
ale w coś swojego trzysta godzin poświęconych na budowę własnego domu.
Po tych czterystu dwudziestu czterech godzinach Habitat for Humanity sprzedaje
dom wart, dajmy na to, sto tysięcy za pięćdziesiąt tysięcy. Jedno ale. Jeśli ktoś, kto
taki dom za obniżoną cenę kupi, będzie chciał go sprzedać, będzie musiał zapłacić
drugie pół ceny.
Albo inny pomysł. Wiadomo, że obywatelskie zaangażowanie ludzi jest naj-
mniejsze w miejscach zmarginalizowanych przez społeczne przemiany. W takich
wypadkach potrzebna jest pomoc z zewnątrz. Dzięki niej lokalne środowiska mo-
gą się odrodzić. Na przykład w Japonii i w Ameryce funkcjonuje instytucja servi-
ce. Ochotnicy, pracujący charytatywnie, są opłacani godzinami pracy innych na
rzecz ich samych. System komputerowy rejestruje pracodoby zarobione i wy-
dane . Każdy ma własny rachunek. Pracodoby są nieopodatkowane i można je
gromadzić, płacąc nimi na przykład za usługi medyczne.
W Ameryce od kilku lat organizowany jest Narodowy Dzień Rodzinnego Wo-
lontariatu. Pomagają w tym przedsięwzięciu lokalne organizacje i firmy z pierw-
szej setki na liście magazynu Fortune . Cel dzieci razem ze swoimi rodzicami,
dziadkami, ciociami i wujkami mają coś zrobić dla swej wspólnoty. To nie spo-
sób na poprawienie sobie samopoczucia, ale próba zaangażowania młodych ludzi
w robienie czegoś sensownego dla innych i dla siebie. To próba uświadomienia
im, że aby życie miało wartość, musi iść w nim o coś więcej niż tylko o ja , mi ,
dla mnie . Wszyscy bardzo cenimy dni i godziny spędzone z dziećmi. Pracujemy
47
dużo, a wolnego czasu mamy mało. Każda chwila jest droga. Ale nie bylibyśmy
w żaden sposób zubożeni, gdybyśmy, nie tracąc ani na moment kontaktu z dzieć-
mi, kilka z tych chwil poświęcili na zrobienie czegoś sensownego. Taki dzień
wspólnej pracy nie tylko dla siebie miałby wielki wpływ na umysły dzieci. Był-
by dla nich i dla nas wszystkich zródłem satysfakcji. A być może dla paru innych
osób zródłem zazdrości, która kazałaby im rok pózniej przyłączyć się do nas. Czy-
ny partyjne miały w sobie element Przymusu, ale sąsiedzki, obywatelski czyn na
rzecz osiedla czy dzielnicy przyniósłby błogosławiony efekt wszystkim i każ-
demu z osobna. Przyniósłby też doskonały efekt integracyjny. Nikt nikomu z nas
nie przeszkadza, by wspólnie z sąsiadami taki dzień czynu zorganizować. Nie ma
w Polsce osiedla i podwórka, na którym nie byłoby nic do zrobienia. W takim
dniu odbywałoby się najbardziej realne pasowanie ludzi na obywateli, bo obywa-
telem można zostać i przy pomocy kartki do głosowania, i przy pomocy miotły
albo grabi. A jak jeszcze pod wieczór zorganizowano by wspólne ognisko, to już
w ogóle byłoby fantastycznie.
CO MUSIMY ZROBI?
Zbudowanie obywatelskiej Polski to nasze wielkie wspólne zadanie. Można
[ Pobierz całość w formacie PDF ]