[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Janie...
Janie się odwraca.
- Tak?
- Oboje wiemy, dlaczego chciałaś tu przyjść dziś wieczorem.
Janie przełyka głośno ślinę.
- Tak?
- Tak. I nie rób sobie wyrzutów. Bo ty też mi się podobasz. Janie
mruga. Czerwieni się.
- Ale dopóki jesteś moją uczennicą - ciągnie Durbin - nic nie
może nas łączyć. To nie w porządku. Mimo że masz osiemnaście lat.
Janie milczy ze wzrokiem wbitym w podłogę.
Durbin unosi jej podbródek. Przez chwilę dotyka palcem jej
twarzy.
- Ale kiedy skończysz liceum - mówi, patrząc znacząco no, to
zupełnie inna historia.
Janie nie może w to uwierzyć.
A potem może.
To właśnie tak zamyka im usta.
Obwinia je.
Janie wie, co powinna powiedzieć.
Wypowiedzenie tego sprawia, że ma ochotę zwymiotować na
własne buty.
- Przepraszam. Jestem taka zawstydzona.
- Niepotrzebnie uspokaja ją Durbin, a ona wie, że właśnie taki
był jego ceł.
Czeka na to. Czeka na zdanie, które z pewnością wypowie teraz
ten egocentryczny drań. Opiera się pokusie uprzedzenia go.
- Takie rzeczy się zdarzają - stwierdza Durbin. Udaje jej się
zamaskować grymas odrazy smutnym uśmiechem i wychodzi bez
słowa, choć kusi ją, żeby pożegnać się filmowym okrzykiem: Ależ ze
mnie idiotka!"
Jakieś cztery sekundy po tym, jak wyjeżdża z podjazdu, dzwoni
jej komórka. Czeka, aż nie będzie jej widać z domu i odbiera.
- Nic mi nie jest, Cabe.
- To dobrze. Kocham cię. Janie się śmieje.
- To wszystko?
- Staram się zachowywać jak dobry glina.
- Durbin to cwaniak. Wracam do domu. Chcesz wpaść, żeby
usłyszeć szczegóły?
- Tak.
- Zadzwonię teraz do Bakera, a potem do Kapitana. Zobaczymy
się u mnie.
Janie dzwoni na posterunek i opowiada o wszystkim, a Kapitan
daje jej jasno do zrozumienia, że to klasyczny przypadek syndromu
popieprzonego autorytatywnego egocentryka".
Sama wymyśliła ten termin. A potem Kapitan mówi:
- Nie martwię się wyjazdem na kiermasz chemiczny, bo cały
czas będzie z wami pani Pancake, ale uważaj na siebie na imprezie,
Janie. Zgaduję, że kręci go upijanie dziewcząt, może nawet je
wykorzystuje, kiedy zabawa trwa w najlepsze. Nie trać głowy.
- Nie stracę, Kapitanie.
- I dowiedz się czegoś o tabletkach gwałtu. Mam kilka
broszurek, które chcę, żebyś przeczytała.
- Tak jest.
Godzina 21.36
Janie wraca do domu, pałając nową nienawiścią do Durbina. Co za
manipulator. Chciałaby się kiedyś dostać do jego snu. Zmienić go w
koszmar.
Dziesięć minut pózniej Cabel wślizguje się do środka i ogląda
Janie od stóp do głów. Przytula ją.
- Twoja koszula pachnie jego wodą po goleniu - zauważa,
mrużąc oczy. Co się działo?
- Zrobiłam, co do mnie należało - odpowiada Janie.
- A on?
- Usiądz tutaj. Udawaj, że rozwiązujesz zadanie z chemii. -
Odgrywa przed nim całą scenę.
- Skurczybyk.
- A potem próbował mi wmówić, że jestem niegrzeczną
dziewczynką, skoro myślałam, że w ogóle zechce mnie tknąć. Chociaż
właśnie to zrobił.
Cabel zamyka oczy.
- Jasne. Kiwa głową. To dlatego siedzą cicho.
- To samo sobie pomyślałam, kiedy strzelił mi gadkę
umoralniającą, jednocześnie opierając się o drzwi tak, żebym nie
mogła wyjść.
Cabel chodzi po pokoju.
Janie się uśmiecha.
- Idę spać. Sam sobie otworzysz, kiedy skończysz.
17 lutego 2006, godzina 19.05
Janie siedzi na podłodze salonu Desiree Jackson. Wokół niej kilka
dziewczyn chodzących na chemię. Od razu zabierają się do nauki.
Za każdym razem, gdy któraś wspomni o panu Durbinie,
pozostałe dziewczyny rozpływają się w zachwytach nad nim. Janie
udaje, że podziela ich entuzjazm, wypytując o niego najostrożniej jak
się da. Ale nikt nie ma na jego temat nic złego do powiedzenia.
Godzina 22.12
Janie zbiera swoje książki i notatki, wzdycha i wraca do domu, nie
usłyszawszy niczego oprócz zachwytów nad Durbinem.
Wszyscy go uwielbiają.
Noc nauki zmarnowana. Zna to wszystko na pamięć.
Wycieczka
19 lutego 2006, godzina 12.05
Sypie śnieg.
Na szkolnym parkingu uczniowie pakują elementy ekspozycji i
bagaże do piętnastoosobowego busa, podczas gdy pan Durbin chodzi
tam i z powrotem, ręką w rękawiczce trzymając przy uchu komórkę.
Na włosach ma grubą warstwę śniegu. Mówi zrywami, jego słowa
zagłusza porywisty wiatr.
Wszyscy wpychają się do busa, podekscytowani i
zdenerwowani. Uczniowie zajmują trzy przednie rzędy siedzeń.
Oprócz Janie.
Janie siada w czwartym rzędzie.
Sama.
Dygocze.
Pani Pancake, otulona długą do kostek liliową puchówką, patrzy
niespokojnie przez okno na pana Durbina i zadymkę.
- Powinniśmy odwołać wyjazd - mruczy sama do siebie. - Dalej
na północ i zachód będzie jeszcze gorzej. Efekt jeziora.
Uczniowie rozmawiają półgłosem.
Janie zaklina pogodę, żeby się poprawiła. Choć nienawidzi
szkolnych wycieczek, wie, że na tę powinna pojechać.
W końcu pan Durbin opada na siedzenie kierowcy, a wraz z nim
wpada do środka podmuch śniegu i lodowatego wiatru. Zapala silnik.
- Sekretarka kiermaszu twierdzi, że na północy świeci słońce -
oznajmia. - A według ostatnich prognoz pogody ten pas opadów jest
ograniczony do dolnej połowy dolnego Michigan. Gdy miniemy
Grayling, powinno się rozpogodzić.
- Więc jedziemy? - pyta nerwowo pani Pancake. Pan Durbin
puszcza do niej oko.
- O tak, moja droga. Jedziemy. Zapnijcie pasy. - Rusza i sunie
przez zaśnieżony parking. - W drogę.
Uczniowie wydają okrzyki radości. Janie uśmiecha się i
sprawdza zapasy w plecaku. Ma wszystko, czego jej trzeba, żeby
przetrwać kolejne trzydzieści sześć godzin. Wyjmuje Harry'ego
Pottera i Zakon Feniksa, latarkę i pogrąża się w lekturze.
Godzina 17.38
[ Pobierz całość w formacie PDF ]