[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mruczał coś do siebie.
Nagle odwrócił się ku nim i spytał:
Nazaret. Gdzie jest Nazaret?
W tamtym kierunku oficer wskazał drogę przed sobą wijącą się i ginącą między
wzgórzami.
Szaleniec przytaknął usatysfakcjonowany.
Karl... Karl... Carlus... Nie znam... Oficer ujął brodę mężczyzny i zajrzał mu w
oczy. Jesteś %7łydem?
To najwyrazniej spłoszyło szaleńca.
Zerwał się na nogi i zaczął przepychać między żołnierzami. Przepuścili go ze śmie-
chem. W końcu był tylko niegroznym szaleńcem.
Patrzyli, jak biegnie drogą w kierunku Nazaretu.
To pewnie jeden z tych ich proroków powiedział oficer, podchodząc do wierzcho-
wca.
Ten kraj był ich pełen. Kogo by się tu nie spotkało, każdy głosił jakąś nowinę otrzyma-
ną właśnie od Boga. Niemniej prorocy nie bywają kłopotliwi, a na dodatek religia odsuwa od
nich myśli o buncie.
Powinniśmy za to być im wdzięczni, pomyślał oficer.
Jego ludzie wciąż się śmiali.
Pomaszerowali drogą w kierunku przeciwnym do tego, jaki obrał szaleniec.
Niedługo pózniej spotkał grupę ludzi równie wychudzonych i wymizerowanych jak on.
Odbywali jakąś bliżej nie określoną pielgrzymkę do miasta, o którym nigdy nawet nie słyszał.
Podobnie jak esseńczycy, sekta ta domagała się ścisłego przestrzegania prawa Mojżeszowego,
nie znała jednak tak ścisłej reguły. Głosiła również, iż dnia pewnego zstąpi na ziemię wysłany
przez Boga król Dawid, który pomoże im wypędzić Rzymian i podbić Egipt, z niejasnych
powodów utożsamiany z Rzymem i Babilonem.
Przyjęli go jak swego.
Został z nimi i szli razem przez kilkanaście dni, aż do pewnego wieczora, gdy rozłożyli
się obozem na skraju drogi. Niespodziewanie z ciemności wychynął z tuzin mężczyzn w
zbrojach i szatach o wiele wspanialszych niż rzymskie, natychmiast otaczając obozowiczów i
skopując kociołki znad ognisk.
%7łołnierze Heroda! krzyknął któryś z sekciarzy i zaraz rozległy się piski kobiet,
mężczyzni zaś rzucili się do ucieczki. Nie minęła chwila, a przy ogniach zostały tylko dwie
kobiety i szaleniec.
Dowódca żołnierzy miał ciemną, przystojną twarz i bujną, natłuszczoną brodę. Przycią-
gnął szaleńca za włosy i splunął mu w twarz.
Czy jesteś jednym z tych buntowników, o których tyle słyszeliśmy?
Szaleniec mruknął coś i pokręcił przecząco głową.
%7łołnierze odepchnęli go. Był tak słaby, że zaraz upadł.
Dowódca wzruszył ramionami.
Niegrozny. Informacja była fałszywa, tu nie ma broni.
Spojrzał na kobiety i widać było, jak nad czymś się zastanawia. Odwrócił się do swoich
ludzi.
Jeśli któryś z was ma na nie ochotę, są wasze.
Szaleniec leżał nieruchomo i słuchał krzyków gwałconych kobiet. Czuł, że powinien
podnieść się i jakoś im pomóc, ale nie miał siły, by się poruszyć, a poza tym śmiertelnie bał
się żołnierzy. Chciał żyć. Musiał żyć, jeśli chciał dopiąć swego i osiągnąć cel wędrówki.
W końcu żołnierze Heroda odjechali i członkowie sekty zaczęli z wolna powracać.
Co z kobietami? spytał szaleniec.
Nie żyją.
Ktoś sięgnął po świętą księgę i zaczął odczytywać z niej zawodzącym głosem słowa o
zemście, prawości i karze zesłanej przez Pana.
Znajdujący się pod wpływem wstrząsu szaleniec zrazu popadł w apatię, a potem zasnął.
Rano opuścił sektę, gdyż szlak jej wędrówki, jak twierdził, nigdy nie zaprowadziłby go
do Nazaretu.
Podążając rzymskimi traktami przechodził przez wiele miast Philadelphię, Gerasę,
Pellę i Scythopolis.
Zaczepiał każdego napotkanego podróżnika, by zadać jedno i zawsze to samo pytanie:
Gdzie leży Nazaret?
Chciał być pewny, że znajduje się w drodze do Nazaretu.
Czasem częstowano go, czasem obrzucano kamieniami i przeganiano. Inni jeszcze
prosili go o błogosławieństwo. Nigdy nie odmawiał, kładł na nich swe dłonie i przemawiał w
dziwnym, obcym języku. W zamian otrzymywał jedzenie.
W Pelli uleczył niewidomą kobietę.
Jordan przebył po rzymskim wiadukcie. Podążał wciąż na północ: do Nazaretu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]