[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przespał się, wstał jutro i przyszedł do pracy jak zwykle. Rób
wszystko tak jak zawsze, bez względu na to, co będzie się
działo. Pracuj tylko normalnie i o nic się nie martw.
Burgess spoglądał to na Pierce'a, to na Agara.
 A więc robicie jutro skok?
 Tak. A teraz idz do domu i prześpij się.
Kiedy obaj wspólnicy zostali sami, Agar wybuchnął
z furią.
- Niech mnie diabli, jeśli mamy chociaż cień szansy.
Trzeba sobie po prostu odpuścić jutrzejszą robotę. Czy to nie
oczywiste? - Kasiarz wyrzucił w górę ręce. - Skończ z tym,
mówię ci. Może w przyszłym miesiącu.
Pierce przez chwilę nie reagował. Wreszcie odparł, cedząc
słowa:
 Czekałem na to przez rok. I to będzie jutro.
 Jesteś nienormalny. Mówisz bez sensu.
 To musi zostać zrobione.
 Zrobione? - Agar znów wpadł we wściekłość. - Jak
zrobione? Posłuchaj, mam cię za faceta z głową na karku, ale
ja też nie jestem głupi i nie dam się robić w konia. Ta robota
221
jest nie do ugryzienia. Cholernie szkoda, że buchnęli to wino,
ale tak się stało i musimy się z tym pogodzić.
Kasiarz poczerwieniał na twarzy i wymachiwał rękoma
w powietrzu. W przeciwieństwie do niego Pierce był niemal
nienaturalnie spokojny. Nie spuszczał oczu ze wspólnika.
 Ta robota jest do zrobienia - oświadczył.
 Na Boga, jak? - zapytał Agar przyglądając się
Pierce'owi, który bez słowa podszedł do kredensu i nalał
brandy do dwóch szklaneczek. - Nie uda ci się zamydlić mi
oczu. Spójrz na to rozsądnie.
Uniósł rękę i na palcach zaczął wyliczać:
- Mówisz, że mam jechać w wagonie. Ale nie mogę się
do niego dostać, bo jakiś gorliwy strażnik stoi tuż przy
drzwiach. Sam przecież słyszałeś. Ale dobrze, wierzę, że uda
mi się dostać do środka.
Zagiął drugi palec.
- Więc jestem w środku. Ten Szkot zamyka mnie od
zewnątrz. Nie ma sposobu, aby dostać się do kłódki, więc
nawet jeśli otworzę sejfy, to nie mogę otworzyć drzwi i wyrzucić
złota. Jestem zamknięty przez całą drogę do Folkestone.
- Chyba że ja otworzę ci te drzwi - rzekł Pierce.
Podał Agarowi brandy. Ten wypił ją-jednym haustem.
- No proszę. Przechodzisz po dachach, zwieszasz się
z boku wagonu jak Coolidge i otwierasz drzwi. Prędzej
zobaczę Boga w niebie.
-- Znam Coolidge*a.
Kasiarz zamrugał oczami.
 Nie bujasz?
 Spotkałem go w zeszłym roku na kontynencie. Wspi-
nałem się z nim w Szwajcarii, łącznie na trzy szczyty,
i nauczyłem się tego, co on umie.
Agarowi odebrało mowę. Utkwił wzrok w twarzy wspól-
nika, podejrzewając podstęp. Wspinaczka była nowym spor-
tem, który uprawiano od zaledwie trzech lub czterech lat, lecz
szybko zdobywała sobie popularność, a najwięksi angielscy
alpiniści, tacy jak A. E. Coolidge, stali się już sławni.
222

Nie bujasz? - powtórzył kasiarz.
 Mam nawet liny i cały sprzęt w szafce. Nie bujam.
 Nalej mi jeszcze - poprosił Agar, wyciągając pustą
szklaneczkę.
Opróżnił ją, ledwie została napełniona.
- Więc dobrze. Przyjmijmy, że możesz poradzić sobie
z zamknięciem wisząc na linie, otworzyć drzwi i zamknąć je
pózniej, i nikt tego nie zauważy. Jak ja mam się dostać do
środka? Przejść obok tego Szkota?
- Jest pewien sposób. Nie jest przyjemny, ale jest.
Agar nie wyglądał na przekonanego.
 Powiedzmy, że umieścisz mnie w jakiejś skrzyni.
Otworzy ją, zajrzy do środka, a ja tam będę. Co wtedy?
 Chcę, żeby otworzył i cię zobaczył.
 Co?
 Pójdzie dość gładko, jeśli będziesz nieco śmierdział.
 Jak to śmierdział?
 Zmierdział zdechłym kotem lub psem - oświadczył
Pierce. - Zdechłym przed kilku dniami. Myślisz, że to
wytrzymasz?
 Nie mam pojęcia, o co ci chodzi. Nalej mi jeszcze. -
I wyciągnął rękę ze szklaneczką.
 Wystarczy. Musisz coś zrobić. Idz do domu i wracaj
ze swoim najlepszym garniturem, ale szybko.
Agar westchnął.
- Idz. I zaufaj mi.
Kiedy kasiarz wyszedł, Pierce posłał po Barlowa, swojego
dorożkarza.
 Czy masz jakąś linę? - zapytał go.
 Linę, sir? Chodzi panu o konopną linę?
 Tak. Mamy jakąś w domu?
 Nie, sir. Może wystarczą rzemienie od cugli?
 Nie. - Zastanawiał się przez chwilę. - Zaprzęgaj
i przygotuj się do nocnej pracy. Musimy zdobyć parę rzeczy.
Barlow skinął głową i wyszedł. Pierce wrócił do jadalni,
gdzie spokojnie czekała na niego Miriam.
223

Jakieś kłopoty? - zapytała.
 Nic poważnego. Czy masz czarną suknię? Myślę
o czymś byle jakim, co mogłaby nosić pokojówka.
 Chyba się znajdzie.
To dobrze. Przygotuj ją, bo jutro rano się w nią ubierzesz.
 I po cóż to? - zdziwiła się.
Pierce uśmiechnął się.
 Aby okazać żałobę po zmarłym - oświadczył.
ROZDZIAA 40
FAASZYWY ALARM
Rankiem 22 maja, kiedy strażnik nazwiskiem McPherson
przybył na dworzec London Bridge, by zacząć pracę, przywitał
go zupełnie niespodziewany widok. Obok wagonu bagażowe-
go pociągu do Folkestone stała bardzo ładna kobieta w czerni.
Wyglądała na służącą i zanosiła się płaczem.
Nietrudno było odgadnąć powód jej smutku, bowiem
obok biednej dziewczyny, na wózku bagażowym, znajdowała
się prosta drewniana trumna. Wprawdzie tania i nie ozdobio-
na, ale w ściankach miała kilkanaście dziur, a na przykrywie
zamontowano miniaturową dzwonnicę z małym dzwonkiem,
od którego biegł sznurek w dół> do wnętrza.
Chociaż widok ten był nieoczekiwany, nie budził zdziwie-
nia McPhersona. Nie zaskoczyło go też, że kiedy podszedł do
trumny, w nozdrza uderzył mu odór rozkładającego się ciała, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl