[ Pobierz całość w formacie PDF ]

hałasem, nie będąc w stanie pokonać jakiejś przeszkody, której ona nie mogła dostrzec. Uta
zwróciła ku niej głowę. Nadal w kleszczach jej szczęk tkwiło puzderko. Jednak uwaga Uty
wciąż skupiona była na Marbonie.
Dwed nie odchodził od drzwi, z nożem w dłoni strzegąc wyjścia i pozostawiając
polowanie swemu panu.
Marbon poruszał wargami. Z tego, co mówił, do Briksji nie dochodził żaden dzwięk.
Poczuła tylko, jak sztywnieją mięśnie kotki. Z kolei do jej głowy wdzierały się igiełki
zapierającego dech bólu, z każdą chwilą przybierającego na sile. Było tak, jak gdyby
wypowiadane bezgłośnie przez mężczyznę zaklęcia przemieniały się w narzędzia jej męki.
Wokół kolumny, na której poprzednio siedziała Uta, zawirowała szara mgiełka,
spowijająca kamienny słup niczym pnąca roślina. Marbon nie zaprzestał prób i wciąż starał
się dosięgnąć Briksji, napierając raz jednym, raz drugim bokiem. Mgiełka otaczająca kolumnę
uleciała ponad jej wierzchołek, kierując się w stronę sklepienia komnaty. Dotarłszy tam
rozszczepiła się na długie wstęgi, tworząc jakby cień drzewa wypuszczającego gałęzie.
Gałęzie te rozprzestrzeniały się równomiernie, pozostawiając wszakże wolne miejsce nad
głową dziewczyny. Jeśli rzeczywiście miała jakąś ochronę, działała ona i tutaj.
Uta trąciła ją ponaglająco. Puzderko... Czy Uta chciała, żeby wziąć od niej puzderko?
Briksja wysunęła po nie rękę... Uta zrobiła unik. O co w takim razie chodzi...?
Kotka otarła się nosem o rozcięcie koszuli. Briksja, nie puszczając noża, rozchyliła je
szarpnięciem dłoni. Uta natychmiast wrzuciła tam swój skarb. Następnie zaczęła się wyrywać
dziewczynie tak bezlitośnie, że kiedy Briksja ją puściła, po podrapanych rękach płynęły
strumyczki krwi. W chwilę po wylądowaniu na podłodze Uta wykonała kolejny skok - i
powtórnie usadowiła się na kolumnie.
Marbon znowu dookoła niej biegał. Kotka wciąż przykuwała jego uwagę. Stale
poruszał wargami, jednak tym razem Briksja słyszała szmer słów.
- Krew, żeby związać; krew, żeby zasiać; krew, żeby wyrównać rachunki. Tak być
musi!
Wyciągnął lewą rękę i własnym nożem naciął sobie skórę. Nawet nie mrugnął
powieką, kiedy wymachiwał skaleczoną ręką skrapiając krwią kolumnę. Dwed ruszył ku
niemu od drzwi jak ktoś w transie.
- Krew, żeby wyrównać rachunki... - powtórzył te słowa przytłumionym, cienkim
głosem. Teraz on przeciął sobie rękę i zrosił podstawę kolumny.
Coraz więcej było nitek mgły, które jęły snuć się wokół spadłych kropli. Na oczach
Briksji z każdej plamki wyrastały w górę ciemne pasemka, jak gdyby mgiełka nasycała w ten
sposób i odżywiała swoją substancję.
Zmienił się jej kolor. Pociemniała i stawała się coraz bardziej nieprzejrzysta. Briksja
wzięła to za złudzenie, kiedy zobaczyła, że przylegające do kolumny grube pnącza wznoszą
się, żeby po chwili rozpełznąć się po stropie. Kiedy podniosła wzrok, dostrzegła, że ma je już
także nad głową, wciąż gęstniejące i coraz ciemniejsze. Z tych pędów zwisały cieńsze wąsy,
które kołysały się tam i z powrotem.
Spojrzała z niepokojem w stronę Uty, zdjęta obawą, że kotka mogła się już dostać w
sieć rozkrzewionej wokół kolumny rośliny. Jednak dokoła Uty było sporo pustego miejsca.
- My jesteśmy niczym, ale Moc trwa wiecznie! - wykrzyknął Marbon. - Naszemu
plemieniu - ciągnął - los przeznaczył odejść; więc odeszło ono za morza. Dotrzemy do
ostatnich granic Ziemi i skończymy jak kurz strząśnięty z buta wędrowca. Ale przed nami w
niebiosach wciąż znajduje się Moc, a stanowią ją Panowie Kosmosu!
Są moce i moce, pomyślała ze złością Briksja. To, co wypełniło komnatę, wydzielało
odór - wciąż się nasilający, w miarę jak to złe niby-drzewo przybierało namacalne kształty.
Ten sam obrzydliwy zapach wypełniał jej nozdrza, kiedy zetknęła się z ropuchopodobnymi
stworami i ptaszyskami. Nóż wypadł jej z ręki. Jego zbyt często ostrzona klinga rozleciała się
na kawałki uderzając o kamienną podłogę. Jednak dziewczyna nie dbała o te żelazne odłamki.
Namacała natomiast pąk - martwy, brązowy. Kiedy ujęła go w dłonie, stała się wrotami,
gardzielą, drogą dla innego bytu, by mógł wejść do jej świata. Teraz przynajmniej wiedziała,
jaka jest jej rola: była sługą i żądano od niej pełnego poświęcenia.
10
Końcem języka Briksja zwilżyła wargi. Czuła się dziwnie - jakby pomiędzy nią a [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pantheraa90.xlx.pl