[ Pobierz całość w formacie PDF ]
komenda Do nogi broń .
Grupowy wezwał szeregi do rozejścia się, a oficer, nie patrząc na mnie, prze-
maszerował obok samochodu i wszedł do wejścia, w którym uprzednio zniknął
mój przewodnik, grupowy. Gdy mnie mijał, poznałem, że oficerem tym jest Ja-
methon.
Chwilę pózniej przewodnik przyszedł po mnie. Lekko powłócząc zesztywnia-
łą nogą, udałem się w ślad za nim do wewnętrznego pomieszczenia, gdzie nad sa-
motnym biurkiem paliło się światło. Gdy zamknęły się drzwi, Jamethon powstał
i skinął mi głową. Na klapach munduru miał spłowiałe naszywki komendanta.
Gdy wręczałem mu nad biurkiem listy uwierzytelniające, blask wiszącej lampy
padł mi na twarz, oślepiając mnie kompletnie. Odstąpiłem krok do tyłu i zacząłem
gwałtownie mrugać powiekami, nie widząc wyraznie twarzy Blacka. Gdy wresz-
cie zdołałem skupić na niej wzrok, ujrzałem ją przez chwilę tak, jak gdyby była
starsza, bardziej szorstka, wykrzywiona i poznaczona bruzdami przez lata fanaty-
zmu, podobna do twarzy, która widniała w mojej pamięci ponad zamordowanymi
jeńcami na Nowej Ziemi.
Wreszcie oczy zogniskowały mi się całkowicie i ujrzałem go takim, jaki był
naprawdę. Ciemnolicy, szczupły, lecz raczej szczupłością młodzieńczą niż pocho-
dzącą z zagłodzenia. To nie jego twarz wypalona została w mej pamięci rozżarzo-
nym żelazem. Rysy miał regularne, przechodzące nieomal w urodziwe, cienie pod
zmęczonymi oczyma, a pełną spokoju i opanowania sztywność ciała, mniejszego
i drobniejszego niż moje, wieńczyła prosta i znużona linia warg.
Nie zajrzawszy do listów uwierzytelniających, trzymał je w ręku. Usta pod-
niosły mu się nieco w kącikach, z powagą i znużeniem.
151
I bez wątpienia, panie Olyn rzekł drugą kieszeń ma pan wypełnioną
wystawionymi na Zwiatach Egzotycznych pełnomocnictwami na przeprowadze-
nie wywiadów z żołnierzami i oficerami, przybyłymi z Dorsaj, i tuzina innych
światów, by stać się nieprzyjaciółmi Wybrańców Bożych na wojnie?
Uśmiechnąłem się.
Ponieważ miło było znalezć go tak silnym, po to tylko, by z większą przyjem-
nością go pokonać.
Rozdział 23
Przyjrzałem mu się z odległości przeszło trzech metrów. Grupowy z Zaprzy-
jaznionych, który pozabijał jeńców na Nowej Ziemi, także mówił o Bożych Wy-
brańcach.
Znajdzie je pan pod spodem adresowanych do siebie dokumentów rze-
kłem. Służba Prasowa i jej członkowie cechują się bezstronnością. Nie opo-
wiadamy się po żadnej ze stron.
Prawo nie zgodził się ze mną ciemnolicy młodzieniec się opowiada.
Tak, komendancie odparłem. Ma pan rację. Tylko że czasami nie
wiadomo, gdzie to Prawo się znajduje. Pan i pańskie oddziały jesteście teraz na-
jezdzcami na świecie należącym do układu planetarnego, którego wasi przodko-
wie nigdy nie skolonizowali. Waszym zaś przeciwnikiem są oddziały najemne na
żołdzie dwóch światów, które nie tylko mają swoje miejsce pod słońcami Pro-
cjona, ale i są zobowiązane do obrony mniejszych światów swojego układu. . .
do których zalicza się St. Marie. Nie jestem pewien, czy Prawo znajduje się po
waszej stronie.
Nieznacznie potrząsnął głową i odrzekł:
Nie oczekujemy wiele zrozumienia od tych, co nie zostali wybrani.
Oderwał wzrok ode mnie i przeniósł na trzymane w ręku papiery.
Ma pan coś przeciwko temu, bym usiadł? zapytałem. Mam chorą
nogę.
Ależ oczywiście. Skinął głową w kierunku stojącego przy jego biur-
ku krzesła i gdy już usadowiłem się na miejscu, poszedł za moim przykładem.
Przebiegłem wzrokiem rozłożone przed nim na biurku papiery i zauważyłem sto-
jącą na jego krańcu solidografię jednego z bezokiennych kościołów o wysokich
szczytach, jakie budowali Zaprzyjaznieni. Był to symbol, którego posiadanie by-
ło zupełnie legalne, lecz przypadkowo na przednim planie zdjęcia znajdowało się
jeszcze troje ludzi, starszy mężczyzna, kobieta i dziewczynka lat około czterna-
stu. Wszyscy troje zdradzali rodzinne podobieństwo do Jamethona. Zerknąwszy
znad listów uwierzytelniających, zauważył, że im się przyglądam, i jego wzrok
przesunął się na solido i z powrotem, jak gdyby chciał ich przede mną ochronić.
Wymaga się ode mnie, jak widzę rzekł, ściągając mój wzrok z powrotem
153
na siebie bym zapewnił panu współpracę i wszelkie środki. Znajdziemy tutaj
dla pana kwaterę. Czy potrzebuje pan samochodu z kierowcą?
Dziękuję odparłem. Wystarczy mi ten wynajęty samochód na ze-
wnątrz. A prowadzić będę sam.
Jak pan sobie życzy. Odłożył przeznaczone dla siebie dokumenty, po-
zostałe mi zwrócił i pochylił się ku umieszczonej w blacie biurka krateczce.
Grupowy!
Tak jest! odpowiedziała bezzwłocznie krateczka.
Kwatera dla samotnej osoby cywilnej płci męskiej. Zlecenie parkingowe
na pojazd cywilny, parking personelu.
Tak jest.
Głos z krateczki wyłączył się. Jamethon Black spojrzał na mnie zza biurka.
Zrozumiałem, że oczekuje, iż sobie pójdę.
Komendancie rzekłem, wkładając listy uwierzytelniające z powrotem
do walizeczki dwa lata temu pańscy Starsi Kościołów Zjednoczonych na Har-
monii i Zjednoczeniu stwierdzili, iż rząd planetarny St. Marie nie wywiązał się
z pewnych spornych zobowiązań kredytowych, a zatem przysłali tu korpus eks-
pedycyjny celem okupacji i wyegzekwowania płatności. Jaka część tego korpusu,
w postaci ludzi i sprzętu, pozostała przy panu?
Informacja ta, panie Olyn odrzekł zastrzeżona jest tajemnicą wojsko-
wą.
Jednakże pan uznałem sprawę za zamkniętą oficer w regulamino-
wym stopniu komendanta, pełni nad resztkami pańskiego korpusu ekspedycyjne-
go funkcję komandora sił zbrojnych. Stanowisko takie wymaga oficera pięć stopni
wyższego rangą. Czy spodziewa się pan, że taki oficer przybędzie i obejmie do-
wództwo?
Obawiam się, że będzie pan musiał zadać to pytanie w Dowództwie Na-
czelnym na Harmonii, panie Olyn.
Czy spodziewa się pan posiłków w postaci dalszych dostaw ludzi i sprzętu?
Gdybym się spodziewał rzekł jednostajnym głosem uznałbym to
również za informację zastrzeżoną.
Zdaje pan sobie sprawę, iż powszechnie uważa się, że pański Sztab Gene-
ralny na Harmonii uznał niniejszą ekspedycję na St. Marie za sprawę przegraną?
Lecz nie chcąc stracić twarzy, zamiast wycofać stąd pana i pańskich ludzi, wolą,
by was wycięto w pień.
Rozumiem odparł.
Nie zechciałby pan tego skomentować?
Jego ciemna młoda twarz nawet nie drgnęła.
Nie będę komentował pogłosek, panie Olyn.
Zatem pytanie ostatnie. Czy kiedy wiosenna ofensywa wojsk najemnych
154
Exotików wyruszy przeciwko wam, planuje pan poddanie się czy odwrót na za-
chód?
Wybrańcy w Wojnie nigdy się nie cofają odpowiedział. Nigdy też nie
odstępują ani sami nie są odstępowani przez swoich Braci w Panu. Powstał.
Mam pracę, do której muszę powrócić, panie Olyn.
Powstałem również. Byłem od niego wyższy, starszy i mocniej zbudowany
i tylko niemal nadludzkie opanowanie pozwalało mu utrzymywać pozory, że jest
kimś mi równym lub lepszym.
Może porozmawiam z panem pózniej, kiedy będzie miał pan nieco więcej
czasu powiedziałem.
Jak najbardziej. Usłyszałem, jak drzwi do gabinetu otwierają się za mo-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]