[ Pobierz całość w formacie PDF ]
swoją partnerkę.
- Punktualnie co do minuty - pochwaliła Mallory, otwierając z
uśmiechem drzwi.
Wyglądała wspaniale. Ubrana była w modny szmaragdowy
kombinezon z szerokim paskiem i stojącym kołnierzem, który
rozchylał się pod szyją, ukazując cień zagłębienia między piersiami.
Zaplotła włosy w skomplikowany warkocz francuski.
Elliott uświadomił sobie, że nigdy jej jeszcze nie widział z
rozpuszczonymi włosami i pomyślał, że bardzo by tego pragnął.
Gotów był się założyć, że włosy, rozsypane na poduszce, wyglądałyby
wspaniale. Wydało mu się, że na twarzy Mallory zauważył wyraz
niezadowolenia.
- Czy coś nie w porządku? - zapytał, spoglądając na swój ciemny
garnitur, jedwabną koszulę i krawat. - Bardzo się pilnowałem
dobierając kolory. Skarpetki są tego samego koloru co garnitur...
- Nie o to chodzi - przerwała mu. - Wyglądasz bardzo dobrze,
tylko jesteś zbyt elegancko ubrany na tę okazję. Mówiłam ci, że to
zwykła prywatka.
Spojrzał na nią trochę zły.
- Zrozumiałem, że mam nie być w smokingu. Mogę się przebrać,
jeśli uważasz, że powinienem. Albo najlepiej zrezygnujmy z tego w
ogóle.
Pogroziła mu palcem z żartobliwą naganą.
68
RS
- Wiem, że chciałbyś, ale nic z tego. Możesz po prostu zostawić
krawat i marynarkę w samochodzie i będzie świetnie.
- Nie będzie świetnie - odparł, idąc za nią do samochodu. -
Będzie fatalnie. Nienawidzę prywatek. Nie wiem, co mówić ani jak
się zachować. O czym mam właściwie rozmawiać z obcymi osobami,
z którymi nie mam nic wspólnego?
- Towarzyska rozmowa o niczym - poradziła mu, klepiąc go po
ręku. - To się nazywa spotkanie z ludzmi. Poznawanie ich. To łatwe.
- Może dla ciebie.
- Dla ciebie też nie jest za trudne.
Doszedłszy do samochodu, odwrócił się nagle i wziął ją w
ramiona. Objął mocno, przylgnął do niej całym ciałem i całował, aż
łomot krwi w uszach ostrzegł, że powinien przestać. Niechętnie
odsunął się, ale nadal obejmował ją w talii.
Aapiąc z trudnością oddech, Mallory patrzyła na niego
pociemniałymi oczami.
- Dlaczego to robisz? - spytała.
- Dla dodania sobie odwagi.
- Do tego służy podobno alkohol, a nie pocałunki.
- Ale pocałunki bardziej mi smakują - odparł logicznie z ustami
tuż przy jej ustach. I pocałował ją znowu, zanim zdążył dodać, że jej
pocałunki bardziej mu idą do głowy niż jakikolwiek alkohol.
- Mallory, skąd go, u licha, wytrzasnęłaś?
Mallory uśmiechnęła się do zgrabnej brunetki stojącej obok niej
w pokoju, gdzie panie poprawiały toaletę.
69
RS
- To mój szef - odpowiedziała, domyśliwszy się od razu, kogo
Cindy miała na myśli.
- Aha - powiedziała ze zrozumieniem Cindy. - Próbujesz go
obłaskawić, aby dostać podwyżkę albo awans, i dlatego się z nim
umawiasz.
Cindy, nastawiona do życia materialistycznie i mająca dość
swobodne obyczaje, doskonale pojmowała, że takie mogą być powody
umawiania się z szefem. Mallory znała ją dość dobrze, aby nie czuć
się urażona, ale chcąc bronić Elliotta zaprotestowała:
- On jest bardzo miły, Cindy. Przyszłam z nim, bo dobrze się z
nim czuję.
Nie miała zamiaru wyjaśniać dokładniej całej sytuacji i swojej
roli w przysposabianiu Elliotta do życia towarzyskiego. Przede
wszystkim Cindy pewnie powiedziałaby, że jak dotąd niewiele
osiągnęła, gdyż w ciągu ostatnich dwóch godzin Elliott nawet nie
próbował pokazać się ze swej lepszej strony, jaką często ujawniał w
towarzystwie samej Mallory i którą ona bardzo w nim ceniła.
Od chwili kiedy weszli do rozległego, w wiejskim stylu
utrzymanego domu, gdzie odbywało się przyjęcie, Elliott zachowywał
się jak sztywny, napuszony i krytycznie nastawiony profesor, którego
zmuszono, aby towarzyszył nieśmiałej studentce. Mallory
przedstawiła go wielu ludziom, miłym, choć bardzo różnym, ale
Elliott mało mówił i robił wrażenie, że nie ma ochoty lub nie umie
włączyć się do zabawy. A gdy mu przypomniała, że obiecał ćwiczyć
70
RS
się w tańcach, spojrzał tylko na zatłoczony parkiet i pokręcił głową
odmownie.
- Mówiłaś, że on jest jakimś profesorem? - dopytywała się
Cindy, poprawiając kontur ust w lustrze.
- Tak. I wynalazcą. Jest bardzo inteligentny, bardzo go cenią w
sferach akademickich - podkreśliła z dumą Mallory.
- Jest dość przystojny, ale o wiele za nudny jak dla mnie. - Cindy
wygładziła naszytą cekinami suknię na swej ponętnej figurze i
roześmiała się złośliwie. - Dziewczyna musiałaby wziąć do łóżka coś
do czytania, żeby się rozerwać, podczas gdy on...
- Cindy - oburzyła się Mallory. - To wcale nie jest taktowne.
- Ale powiedz serio, czy wyobrażasz sobie pójście do łóżka z
tym ponurym profesorem sztywnym, jakby kij połknął? - Cindy
wstrząsnęła się lekko. - Pewnie całą wiedzę czerpał z podręcznika o
ludzkim systemie rozrodczym.
Mallory była już naprawdę zła i czuła potrzebę obrony
człowieka, którego Cindy tak obmawiała.
- Jeśli o to chodzi, to doskonale potrafię sobie wyobrazić, że
można się kochać z Elliottem - odparła wyniośle. Ostatnio często o
tym marzyła, ale nie miała zamiaru przyznać się Cindy. -I mogę cię
zapewnić, że całuje cudownie. - Podniósłszy wysoko głowę, wyszła z
pokoju, zostawiając Cindy zaintrygowaną tą rewelacją.
Elliott z rękami w kieszeniach stał oparty o ścianę w rogu, który
zaanektował dla siebie w zatłoczonej sali, i patrzył w stronę
zbliżającej się do niego Mallory. Trwało to dość długo, bo prawie
71
RS
każdy, kogo mijała, zatrzymywał ją, aby przez chwilę wesoło
porozmawiać. Oczy Elliotta zwęziły się, gdy jakiś przystojny szatyn
objął ją i uścisnął serdecznie. Mallory najwidoczniej nie widziała w
tym nic złego, raczej przeciwnie. Roześmiała się i odpowiedziała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]