[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Row, przykucając jednocześnie, żeby pozbierać potłuczone szkło.
Sądząc po jego spodniach, większość rozlanego piwa poleciała na
niego, przez co strasznie się wściekł.
Aiden odgrodził od niego Kat i stanął z nim twarzą w twarz.
Odpuść, stary. To był wypadek. Przecież przeprosiła.
Jej przeprosiny nie wysuszą mi spodni, baranie. Głupia
szmata powinna patrzeć, gdzie lezie.
Twarz Aidena napięła się, a jego dłonie zacisnęły się w
pięści. Jeden, dwa, trzy& Może to niezbyt odkrywcza metoda,
ale liczenie pomagało mu powstrzymać się od obicia mordy
każdemu debilowi, który go wkurzył. Liczenie i bezwzględna
trzezwość. Ale tym razem zamiast go uspokoić, wypowiadane w
myślach numery przypominały bardziej odliczanie do chwili, kiedy
jego wewnętrzny potwór przejmie w końcu nad nim władzę. Aby
do tego nie dopuścić, musiał inaczej załatwić tę sprawę.
Skinął na Xandera, żeby zajął się palantem, który w ramach
rekompensaty żądał, aby on i jego kumple mogli przez resztę
wieczoru pić za darmo, a sam przykucnął przy Kat, która usiłowała
pozbierać na tacę rozbite kufle.
W porządku? szepnął jej do ucha.
Wzdrygnęła się tak, że wiedział, że przestraszył ją nie na
żarty.
Cholera jasna! zawołała, upuszczając na podłogę duży
odłamek szkła.
Aiden odwrócił jej dłoń i zobaczył spore rozcięcie na
grzbiecie dłoni, z którego szybko zaczęła cieknąć jasnoczerwona
krew.
Chodz ze mną.
Czekaj, muszę&
Nic nie musisz przerwał jej.
Zciągnął biały podkoszulek i obwiązał nim jej rękę. Kat
krwawiła tak bardzo, że zostawiłaby za sobą czerwony ślad aż do
części biurowej. Aiden objął ją w pasie i pociągnął do góry, po
czym nie zważając na jej protesty, zaczął prowadzić w kierunku
zaplecza. Przed wyjściem na korytarz prowadzący do części
biurowej poprosił jednego z barmanów, żeby uprzątnął rozbite
szkło, zanim ktoś jeszcze zrobi sobie krzywdę, a następnie
zaprowadził Kat do pustego gabinetu Lou i zamknął drzwi.
Czy możesz przestać? powiedziała Kat. Nic mi nie jest.
Pozwolisz, że to ja o tym zadecyduję. Siadaj.
Uśmiechnął się, słysząc jej sfrustrowane prychnięcie, i
wyciągnął apteczkę. Kat nie usiadła na fotelu Lou, tylko na biurku,
a Aiden wcale jej się nie dziwił. Lou był potężnym mężczyzną,
obficie się pocił i niespecjalnie był fanem codziennego prysznica.
Aiden otworzył plastikowe pudełko, wyciągnął z niego potrzebne
rzeczy i ułożył je na biurku.
Pokaż rękę.
Kat wyciągnęła ją z ociąganiem i pozwoliła mu odwinąć z
niej jego koszulkę, którą zaraz potem wrzucił do kubła na śmieci.
Była nie do odratowania. Będzie musiał zapłacić Lou za nową.
Chociaż w zasadzie, wziąwszy pod uwagę, że jedynym, co
wskazywało na to, że koszulka jest służbowa, był czarny napis
Nad Rzeką u Lou nad lewą piersią, Aiden mógł po prostu
napisać to samo flamastrem na jednym ze swoich podkoszulków, a
stary i tak nigdy by się nie połapał.
Aiden otworzył kilka paczuszek z nasączanymi alkoholem
chusteczkami i zaczął delikatnie zmywać z dłoni Kat krew,
przesuwając się powoli od zewnątrz coraz bliżej rany. Starał się ze
wszystkich sił nie zauważać, że jej kolana ocierają się o jego uda
lub że jej oddech delikatnie muska opatrującą ją rękę.
Albo że jej rude włosy opadają po obu stronach jej twarzy jak
jedwabne zasłony, a ciało pachnie wiosennym bzem.
Odkąd wczorajszego wieczoru odjechała w takim pośpiechu,
nie był w stanie przestać o niej myśleć. Choć właściwie, gdyby
miał być ze sobą szczery, to myślał o niej znacznie częściej, niż
powinien od czasu, kiedy po raz pierwszy zobaczył ją u Lou. Ale
nie wolno mu było ruszyć Kat. Miała co prawda chłopaka, ale z
tego, co Aiden zdążył się zorientować, zanim facet został
zapuszkowany, była z nich mniej więcej taka sama para jak z
Aidena i Xandera.
Aiden miał wrażenie, że gdyby chciał ją odbić, gość nawet
by się nie stawiał. Co w ogóle nie miało sensu, bo gdyby Aiden
miał taką dziewczynę, to zamordowałby każdego, kto spróbowałby
mu ją odebrać.
Ale nic z tego.
Przez tamtą śmierć mógł widzieć w niej wyłącznie koleżankę
z pracy. Interesowały go jedynie relacje bez zobowiązań, natomiast
w tej tajemniczej kobiecie było coś, co mu mówiło, że nigdy by
mu nie wystarczyła jedna wspólna noc czy nawet kilka.
Przetarł ostrożnie ranę wacikiem, na co Kat wciągnęła z
sykiem powietrze. Aiden spojrzał na nią i powiedział:
Trzeba założyć szwy.
Zanim jeszcze zdążył dokończyć zdanie, Kat pokręciła
gwałtownie głową.
Nie trzeba. Wystarczy, że zabandażujesz, po jakimś czasie
samo się zagoi.
Aiden uniósł brew.
Jasne, pewnie by wystarczyło, gdybyś przez kilka tygodni
nie musiała ruszać dłonią. Ale jeśli chcesz dalej pracować, to
trzeba założyć szwy, bo inaczej przy każdym najmniejszym nawet
poruszeniu kciuka rana będzie się otwierać.
Kat zmarszczyła czoło i zagryzła mocno zęby na swojej
pełnej dolnej wardze.
Boisz się igieł i lekarzy?
Nie wiem powiedziała cicho, wbijając wzrok w podłogę.
Jej twarz wyraznie zbladła pod brzoskwiniowymi piegami.
Nie byłaś nigdy u lekarza?
Wypowiedział słowo lekarz w taki sposób, że miała ochotę
się uśmiechnąć, ale była zbyt przerażona myślą o drugiej w swoim
życiu wizycie w szpitalu. A nie miała zamiaru mu opowiadać o
pierwszej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]